Artykuły

Nie chcę być w szufladzie

- Kiedy idę do teatru, często zdarza mi się z czymś tak głęboko nie zgadzać, że rzeczywiście czuję się jak na wojnie. Teatru, w którym nie pada ze sceny ani jedno słowo prawdy, nie można już znieść - mówi MAJA KLECZEWSKA, przed festiwalem Interpretacje.

Młodzi zdolni starzeją się, ustępując miejsca młodszym i zdolniejszym. Tacy prowokatorzy polskiej sceny jak Grzegorz Jarzyna i Krzysztof Warlikowski tworzą dziś inscenizacje dojrzałe, szlifując swój rozpoznawalny, teatralny charakter pisma. Młodsi zdolni jednak nie próżnują... Mają po trzydzieści kilka lat i tworzą takie spektakle, że niejednym jeży się włos na głowie i chętnie protestują przeciw scenicznemu plugastwu (nagości, wulgarności języka, kastracji kanonicznych tekstów dramatycznych). Inni opuszczają teatr ze skrajnym zachwytem, wróżąc narodziny nowej artystycznej jakości. Czarno-białe reakcje, bez półśrodków.

Niewątpliwie festiwal Interpretacje adresowany jest do młodych i odważnych, do teatralnych egoistów, dbających jedynie o konsekwentne realizowanie własnej autorskiej wizji na scenie. Wśród laureatów poprzednich edycji festiwalu znaleźli się wspomniani Jarzyna i Warlikowski, Anna Augustynowicz czy Remigiusz Brzyk.

Już od niedzieli forum polskiej, młodej reżyserii na Śląsku. Zwyczajowo nie zabraknie przedstawień ważkich, o których nieprzerwanie dyskutowano w minionym roku. Do konkursu stają m.in. Jan Klata i Maja Kleczewska, których nazwiska stale mnożą się w fachowej prasie, uznani za prowokatorów medialnego sporu o stare-nowe, fałszywe-prawdziwe, odważne-skandaliczne, oryginalne-wtórne. Klata, który wydaje się doskonale czuć w roli prowokatora, zaprezentuje współczesną interpretację Witkacego podszytą rzeczywistością supermarketu, Polską na sprzedaż. Kleczewska, która nie uważa się za teatralną skandalistkę, zaproponuje wizję świata na wskroś przesiąkniętą złem - spektakl "Woyzeck" Georga Büchnera.

Aleksandra Czapla: W niedzielę zaczyna się Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej. W ośmiu edycjach do konkursu stanęło zaledwie osiem kobiet-reżyserek, w tym Pani po raz pierwszy w zeszłym roku. W teatrze miejsce kobiet to raczej krzycząca nieobecność, reżyserska i dramatyczna. Dlaczego?

Maja Kleczewska: Na wydziałach reżyserii w Warszawie i Krakowie jest coraz więcej kobiet. Zdolnych kobiet. Za chwilę będzie o nich głośno.

Na początku tworzyła Pani spektakle o kobietach? Czy reżyserce mimo wszystko lepiej portretować bohaterki?

- Łatwiej mi mówić o przestrzeni wewnętrznej kobiet. To jasne. Mam do nich dostęp. Do mężczyzn - tylko niektórych. To także zależy od kontaktu z aktorem.

Czy faktycznie w teatrze polskim od jakiegoś czasu ściera się stare z nowym? Odczuwa Pani ten reżyserski ferment, konflikt, także na własnej skórze?

- Czasem wydaje mi się, że to tylko konflikt stwarzany przez media. Ale kiedy idę do teatru, często zdarza mi się z czymś tak głęboko nie zgadzać, że rzeczywiście czuję się jak na wojnie. Teatru, w którym nie pada ze sceny ani jedno słowo prawdy, nie można już znieść.

Często stawiana w szeregu z Janem Klatą - reżyserskim rówieśnikiem, uważa się Pani za skandalistkę?

- Nie. Skandalista chce być szokujący - zabiega o to. Ja nie.

O jakiego widza Pani zabiega?

- O jakiego widza? O każdego! Nie chcę porażać. Chcę rozmawiać. Nie chcę obrażać. Chcę odsłaniać.

Jaka jest największa cena, którą musi płacić młoda reżyserka, budząca skrajne opinie krytyków i widzów?

- Mam wrażenie, że większość recenzentów używa mocnych, nośnych sformułowań opisując spektakle, ale nie podejmuje istotnych tematów - pozostają na powierzchni - nazywają to, co widzą, a nie to, co czują.

Czy to Pani zdaniem medialne oszustwo, niechęć do przyznania się, że coś ich dotyka, a może nie wypada pisać o uczuciach?

- Też. Jakaś forma obrony. Szybka klasyfikacja. Ukierunkowanie odbioru. Bardzo bym nie chciała być w szufladzie "uwspółcześnianie klasyki" albo "pesymistyczna diagnoza współczesności".

W ostatnim czasie opowiada Pani jednak o współczesności klasyką - "Makbet", "Woyzeck", "Sen nocy letniej". Czy nie znajduje Pani współczesnych tekstów, które trafnie diagnozowałyby to, co dzieje się dziś z człowiekiem?

- Na razie nie.

Ma Pani zatem w planach kolejną pozycję z kanonu literatury?

- Tak. "Medea" Eurypidesa i teksty Heinera Müllera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji