Artykuły

Jestem nierówna

- Ja bez tego żyć nie mogę! To jest moja adrenalina, mój romans, moje sporty ekstremalne, moje całe życie towarzyskie - mówi o aktorstwie KATARZYNA HERMAN, aktorka Teatru Powszechnego w Warszawie.

Jedna z najpiękniejszych polskich aktorek. Jedna z najlepszych. Najstarsza z siedmiu sióstr. Ma na koncie dużo świetnych ról teatralnych. Ostatnio zagrała w serialu "Magda M.", a odrzuciła rolę życia. O tym, co się zmieniło, opowiada Beacie Nowickiej.

Miała 8 lat, kiedy sama zamieszkała w internacie słynnej Szkoty Baletowej w Warszawie. Od losu primabaleriny uratował ją... stan wojenny. Świetna aktorka teatralna. Znana z dystansu do siebie i swojego zawodu. Lubi mawiać: "Nie wiem, czym jest aktorstwo, niewiele z tego rozumiem, ale sprawia mi frajdę, więc czemu się w to nie bawić". Spotykamy się oczywiście w księgarniokawiarni Czuły Barbarzyńca, którą prowadzi Tomasz Brzozowski. Od roku oboje są rodzicami Leona.

ELLE Znalazła Pani swojego mężczyznę, urodziła syna, zagrała w popularnym serialu. Zaproponowano Pani teatralną rolę marzenie.

KATARZYNA HERMAN Rolę Nory w sztuce Ibsena. To kobieta, która chce być niezależna. Krwista postać. Tam jest taka mocna scena na końcu sztuki, kiedy Nora podejmuje decyzję i wychodzi z domu. Opuszcza męża z trójką dzieci. Przez tę scenę sto lat temu sztuka wywołała skandal. Ibsen musiał zmienić zakończenie, bo aktorki nie chciały tego grać, nawet wielka Eleonora Duse. Mówiła, że to jest niemożliwe, żeby kobieta wyszła z domu i zostawiła dzieci, bo musi zrealizować swoje marzenia. Ja wiem...

ELLE ... to jest możliwe.

K.H. Właśnie teraz powinnam Norę zagrać. Skończyłam 30 lat, coś już o życiu wiem, coś przeszłam, czegoś doświadczyłam. Chyba bym ją rozumiała. Wiem, czego ona szuka, wiem, czego jej brakuje. Wiem, jak bardzo kobieta potrafi tęsknić za spełnieniem.

ELLE Przyjęła Pani tę rolę.

K.H. Potwornie mnie ta Nora kusiła. Pierwszy raz w życiu zrezygnowałam z pracy, na której tak mi zależało. Długo się ze sobą męczyłam. Świetna reżyserka, brawurowa rola - granie tego byłoby jak wrzask, który wyzwala. Festiwal w Oslo, na którym Norę będzie grała Kate Winslet... I jeden minus. Dojazdy do Łodzi. W końcu pomyślałam, że jednak nie. Nie teraz, nie tak szybko, nie tak daleko. Wtedy poczułam się lepiej. Poczułam ulgę.

ELLE Teatr zawsze był dla Pani najważniejszy.

K.H. Odkąd mój synek jest na świecie, coraz trudniej wychodzić mi z domu. W końcu mój zawód przy całej swojej tajemnicy to harce, choć czasem bolesne. Wszystko ma teraz inne znaczenie. Dla mnie sztuka już nie ma takiej mocy, by komuś zmienić życie. Mnie też nie zmienia. Raczej bawi i chyba tylko tyle. To syn mnie zmienia. Przestałam się dziwić, że wiele kobiet po urodzeniu dziecka odpuszcza sobie ten zawód kompletnie.

ELLE Pani się do tego przygotowuje?

K.H. Ja bez tego żyć nie mogę! To jest moja adrenalina, mój romans, moje sporty ekstremalne, moje całe życie towarzyskie. Chciałam tylko powiedzieć, że są kobiety, które nie zostawiają dziecka ani na chwilę, i ja je wreszcie rozumiem, choć sama do nich nie należę. Zostawiam małego i wychodzę do pracy - do teatru czy na plan "Magdy M.". Mało tego, odkąd on jest na świecie, dużo swobodniej mi się pracuje. Mam większy dystans i luz. Jako aktorce - to mi służy. Daje lekkość, błyskotliwość. Ale nie zagram Nory w Łodzi, bo musiałabym na wiele miesięcy zostawić synka w Warszawie. To jest granica, której teraz nie chcę przekroczyć. Radość z grania zabiłaby tęsknota za dzieckiem.

ELLE To prawda, co o Pani mówią. Silna, niezależna, uparta.

K.H. Jestem nierówna. Kiedy pani mówi, że jestem silna, od razu przypominam sobie wszystkie moje słabości. Jestem kłamczucha, łatwo płaczę, zbyt głośno się śmieję, mam w głowie więcej cytatów niż własnych myśli. Czasami zastanawiam się nad swoim zawodem: skąd w ludziach bierze się pomysł, żeby wyjść na scenę, błaznować i cierpieć przed widownią. Coraz częściej myślę, że aktorzy mają jakąś skazę - emocjonalną, psychologiczną. Jak Marylin Monroe. Wychowała się w sierocińcu, czuła się niekochana, cały czas dobijała się do kamery, do publiczności: kochajcie mnie, kochajcie mnie, kochajcie...

ELLE Pani też się dobija?

K.H. Troszeczkę. Może za słabo? Taka pozostałość z dzieciństwa. Mam mnóstwo sióstr. By w tłumie nie zginąć, trzeba było krzyczeć najgłośniej, skakać najwyżej, a jednocześnie musiałam się od nich izolować, chronić. Zawsze byłam ambitna. Czułam, że taka gromada mnie rozmiękcza. Barykadowałam się w łazience, rozkładałam poduchy na podłodze i czytałam poezje Achmatowej (śmiech). Czy to się da wyleczyć? Stąd pewnie ta silna niechęć do tłumu szczebioczących dziewcząt. Męczy mnie to, mam poczucie, że tracę czas. Odruchowo chcę uciekać.

ELLE Teraz wierzę, że w wieku 8 lat zostawiła Pani rodziców i wyjechała sama do Warszawy.

K.H. Powiedziałam, że muszę tam jechać, bo chcę być baletnicą, i spakowałam walizkę. Nie pamiętam żadnej poważnej rozmowy na ten temat. Mama wychowała nas raczej przez "zaniechanie". Przejmowała się tylko sprawami istotnymi, zagrożeniem życia np., i wtedy wkraczała do akcji. Może to zdrowsze niż nadgorliwość? Pamiętam tylko, że tato pojechał do Warszawy pierwszy - upewnić się, czy będę tam bezpieczna. Wrócił i byt rozczarowany, że nie będzie WF-u, a był zapalonym sportowcem. Podliczyłam lekcje tańca, dodałam rytmikę i wyszło, że ruchu będę miała sporo. Parę dni później wsiedliśmy do pociągu.

ELLE I jak było?

K.H. Kiedy pierwszy raz weszłam do klasy, a załamałam się, że nie będę miała się w kim o kochać. Było czterech chłopców, w tym bliźniacy jednojajowi, tak podobni, że trudno ich było liczyć osobno. Kilka dziewczynek spoza Warszawy. Mieszkałyśmy w pokojach nad szkołą. Wieczorami, gdy już nikogo nie było,

zjeżdżałyśmy po marmurowych schodach. Z sufitów zwisały ogromne kryształowe lampy, kładłyśmy na podłodze lustra i udawałyśmy, że na tych kryształach tańczymy. Biegałyśmy oglądać "Jezioro łabędzie" w Teatrze Wielkim z Tadeuszem Mataczem i Ewą Głowacką. Biłyśmy brawo tak mocno, że wyrastały mi prawdziwe bąble na dłoniach.

ELLE A ta ciemna strona?

K.H. Piekło. Wszystkie dziewczynki w koczkach, ja obcięta na krótko, bo rodzice uznali, że tak będzie praktycznie. Na dodatek już wtedy byłam wysoka, więc robiłam tam za chłopaka. Byłam potwornie nieszczęśliwa. W szkole panowały reżim i dyscyplina. Palce po tańcu klasycznym miałyśmy zdarte do krwi. Podłoga w sali ćwiczeń była zlana naszymi potem i łzami. Pani profesor Florentyna Kilińska,

która miała chyba ze sto lat, jeździła nam pazurami po łydkach, żebyśmy je naciągnęły. Stawiała nam zazwyczaj 2 z plusem albo 3 z dwoma minusami. Raz, kiedy już leżałyśmy w łóżkach z nogami założonymi za głowę, żeby się rozciągnąć, wychowawczyni przyszła, żeby zgasić światło, a nam się dobrze gadało... dostałam ataku furii. Krzyczałam, że jestem Herman, mój dziadek to król Niemiec, który napadnie na Polskę, jak ona będzie mnie tak źle traktować. Wcale się mną nie przejęła, ale ja długo po tym incydencie wierzyłam, że z tym dziadkiem to prawda. Wszystkie się katowałyśmy, chodziłyśmy ciągle głodne. Myślę, że uniknęłam bulimii czy anoreksji, bo wprowadzono stan wojenny.

ELLE I...

K.H. Przyjechała po mnie mama i zabrała do domu. Nie było dyskusji. Strasznie płakałam. Wydawało mi się, że to ja tę wojnę wywołałam. Dobrze się stało. Po trzydziestce byłabym na emeryturze, ze zdeformowanym kręgosłupem. Nie mam z tymi ludźmi żadnego kontaktu, ale pamiętam zdziwienie, kiedy przeglądając prasę, zauważyłam, że zawodowo udało się tym słabszym dziewczynkom. Zdolniejsze, lepsze, podziwiane gdzieś się zapodziały, zaginęły.

ELLE Wróciła Pani do domu, do sióstr. Była Pani ich liderką.

K.H. Raczej treserką. Łyknęłam bakcyla sceny i bawić się chciałam już tylko w cyrk albo w teatr. Był to raczej teatr "osobny", w zasłonach tańczyłam sama, widz nie był mi potrzebny. Wyobrażałam sobie, że aktorka jest trochę jak królewna. Dostaje kwiaty, czekoladki i czeka na propozycje. Okazało się, że trzeba być raczej żołnierzem gotowym na wojnę.

ELLE Słowa: czuły, czułość. Ostatnio modne, ładne. Z czym się Pani kojarzą?

K.H. Z ciepłymi, silnymi dłońmi... z nim mi się kojarzą (uśmiech). Samo czułe może być tkliwe, lubię je w zbitce "czuły barbarzyńca". Sama bardziej jestem barbarzyńca niż czuły. Jest w tym moc, jakaś dzikość nieokiełznana, intuicja, dobry węch, smak surowego mięsa - uwielbiam. Pamiętam, jak trafiłam do Czułego Barbarzyńcy po raz pierwszy, rozejrzałam się i pomyślałam, że ktoś, który to miejsce wymyślił, musi być niesamowity... Zakochałam się od razu. Zdarza się, że komuś trudno tę nazwę zapamiętać i tak powstają wariacje, np. miły drań, czuły łotr. Ostatnio pan stolarz, który zwoził nam szafki, upewniał się: "A, to w tym, no, w Łagodnym Brutalu się spotykamy?". Czasem, kiedy prosimy o wystawienie faktury, panie kasjerki chichoczą, jakby im się kojarzyło z burdelem albo domem schadzek sadomaso.

ELLE Czuły Barbarzyńca: zapach kawy, wygodne fotele, znane twarze, szmer rozmów, intymność i tysiące książek. Ile ich kradną?

K.H. Nawet nie wiem. Tomasz twierdzi, że tu przychodzą wyjątkowi ludzie i nie kradną.

ELLE Naiwność?

K.H. Ja go na początku od razu o to spytałam. Wiedziałam, że nie chcę być z ofermą życiową. Choćby nie wiem jak uroczą. Nazwijmy to idealizmem. Jest marzycielem i wierzy, że marzenia nadają życiu sens. Cafe szczęście stoi też mocno na ziemi. Prowadzi wydawnictwo, jest silny i odpowiedzialny.

ELLE W zaparowanych okularach sprawia wrażenie zagubionego.

K.H. Kreacja, proszę pani. Jego wdzięk. Kobiety to wzrusza, zdejmują zaparowane okulary, chuchają, przecierają. Czują się potrzebne. I omdlewają z wrażenia.

ELLE Pani już się przedarła przez tę kreację. Rozczarowana?

K.H. Dosyć szczęśliwa, chociaż jestem trochę o te jego książki zazdrosna, i w ogóle o Czułego... Myślałam, że będzie bardziej nudziarzem, pantoflarzem, że w wełnianej kamizelce będzie czytał książki w domowym fotelu. A on, niestety, ciągle gdzieś gna, organizuje, nagrywa, omawia... Trochę go za mało mam w domu. Ale jestem dobrej myśli. Posiwieje, zmęczy się, postarzeje i zasiądzie w tym cholernym fotelu z książką (śmiech).

ELLE Inne marzenia?

K.H. Mnóstwo. Mam małą skrzynkę obszytą czerwonym jedwabiem. Kupiłam ją 20 lat temu w sklepie Mała Chinka. Były w niej magiczne kule, które wyrzuciłam. Zapisuję marzenia duże i matę na kartkach i wrzucam do tej skrzyneczki. Zaglądam tam raz na dwa, trzy lata, jak jest mi źle, kiedy wydaje mi się, że nic mi nie wychodzi. Zaglądam, czytam i okazuje się, że one się spełniają!

ELLE Najważniejsze?

K.H. Tajemnica. Nie mogę pani powiedzieć wszystkiego. Ale była tam kartka o synu, o wyjątkowym mężczyźnie i o pracy z dobrymi reżyserami (podałam nawet nazwiska!).

ELLE Co Pani tam wrzuciła ostatnio?

K.H. Najbardziej chciałam teraz tak po prostu pożyć. Potwornie mi zależy, żeby miłość była na zawsze. Pierwszy raz w życiu mogłabym zrezygnować z wielu rzeczy, mocno o tę miłość walczyć. Mamy syna, wierzę, że warto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji