Artykuły

Wrocławski Teatr Polski ma nowego dyrektora. Wybór budzi kontrowersje, aktorzy się buntują

Czym ujął komisję 62-letni Morawski, którego największym artystycznym osiągnięciem jest rola Karola Wojtyły w filmie "Z dalekiego kraju" Krzysztofa Zanussiego z 1981 r.? Swój pomysł na teatr zamierza ujawnić publicznie dopiero po oficjalnej nominacji, zaś aktorzy Polskiego spekulują, że będzie to teatr konserwatywny, ze spektaklami o Janie Pawle II i adaptacjami lektur szkolnych - pisze Aneta Kyzioł na blogu Polityki.

Następcą Krzysztofa Mieszkowskiego, który w ciągu dziesięciu lat rządów zmienił Teatr Polski w jedną z najlepszych i najważniejszych scen w kraju, zostanie popierany przez urząd marszałkowski Dolnego Śląska Cezary Morawski. Nie wiadomo jeszcze, jakim pomysłem na teatr ujął komisję konkursową aktor znany głównie z roli w telenoweli "M jak miłość". Zespół Polskiego apeluje już o pomoc.

Sytuacja w Polskim jest skomplikowana. Mieszkowski, któremu z końcem sierpnia kończy się dyrektorski kontrakt, zbudował potęgę sceny. To dzięki jego otwartości i odwadze we Wrocławiu powstawały wielkie przedstawienia nagradzane w kraju i za granicą, na czele z "Wycinką" Krystiana Lupy, monumentalnymi, 14-godzinnymi "Dziadami" Michała Zadary, "Sprawą Dantona" Jana Klaty, spektaklami Krzysztofa Garbaczewskiego czy niedawną, kontrowersyjną "Śmiercią i dziewczyną" Eweliny Marciniak.

Ceniony przez dużą część krytyków i widzów dyrektor nie był ulubieńcem prowadzących teatr urzędników wojewódzkich. Szczególnie że publicznie wytykał im niedofinansowanie instytucji i realizował spektakle, przekraczając budżet instytucji. Kilkukrotne próby odwołania dyrektora nie kończyły się sukcesem głównie dlatego, że w obronę brali go kolejni współprowadzący teatr ministrowie kultury: Bogdan Zdrojewski i Małgorzata Omilanowska, a także środowisko artystyczne i media.

Po ostatnich wyborach sytuacja się diametralnie zmieniła. To urzędnicy marszałkowscy (PO) musieli bronić Mieszkowskiego przed ministrem kultury Piotrem Glińskim (PiS), który zaalarmowany informacją, że w spektaklu "Śmierć i dziewczyna" ma wystąpić para aktorów porno z Czech, nawoływał do ocenzurowania albo zdjęcia sztuki, a dyrektorowi groził obcięciem dotacji. Mieszkowski był już wtedy posłem z ramienia Nowoczesnej Ryszarda Petru, co do sporów artystycznych, światopoglądowych i ekonomicznych dorzuciło jeszcze element rywalizacji stricte politycznej.

Konkurs na nowego szefa sceny miał kilka odsłon ze zmieniającym się, często bardzo egzotycznym składem kandydatów. Urzędnicy od początku forsowali Morawskiego. I to mimo tego, że w sposób problematyczny spełniał wymogi regulaminu. Trwały dywagacje, czy stanowisko prodziekana w warszawskiej Akademii Teatralnej można podciągnąć pod sprawowanie stanowiska kierowniczego w instytucji kultury, skoro nie miał bezpośredniego kontaktu z finansami. Dyskusje wywołał także punkt o niekaralności, skoro Morawski został (wraz z Kazimierzem Kaczorem) uznany przez sąd winnym narażenia - choć nieumyślnego - Związku Artystów Scen Polskich na stratę 9,2 mln zł. Jako skarbnik instytucji nie dochował staranności w nadzorze nad księgowym, który zainwestował pieniądze ZASP w obligacje Stoczni Szczecińskiej, wkrótce upadłej.

Mieszkowski w konkursie startować nie mógł ze względu na warunek wyższego wykształcenia, którego jak wielu ludzi kultury, którzy wcześnie zaczęli działać, nie ma. Startował więc w tandemie z menedżerką Izabelą Duchnowską. Miałby być dyrektorem artystycznym, łącząc obowiązki ze sprawowaniem mandatu posła opozycji - w, przypomnijmy, teatrze prowadzonym wspólnie przez urzędników z konkurencyjnych partii. W Polsce niestety trudne albo wręcz niemożliwe do wyobrażenia, tym bardziej, że żadna ze stron nie ma genu kompromisu w DNA.

Pytanie, czy w takiej sytuacji dla dobra teatru dyrektor i zespół zamiast stawiać na kandydata niewybieralnego, nie powinni przekonać do kandydowania kogoś o podobnym spojrzeniu na teatr, ale mniej uwikłanego politycznie i łatwiejszego do zaakceptowania przez wszystkie strony?

Możliwe że kimś takim miał być Daniel Przastek - dramaturg i konsultant historyczny spektakli Michała Zadary, także tych realizowanych w Polskim, działacz teatralny i politolog z UW. Poparło go trzech członków komisji, na Morawskiego głosowało sześciu. Bez podpisania protokołu wyszli z obrad Piotr Rudzki (kierownik literacki teatru, najbliższy współpracownik Mieszkowskiego) i Krystian Lupa - tu przedstawiciel ZASP, który wcześniej informował, że jeśli Mieszkowski nie zostanie szefem Polskiego na kolejną kadencję, nie dopuści do planowanej na wrzesień premiery "Procesu" Kafki, nad którą pracuje z zespołem Polskiego od kilku miesięcy.

Czym ujął komisję 62-letni Morawski, którego największym artystycznym osiągnięciem jest rola Karola Wojtyły w filmie "Z dalekiego kraju" Krzysztofa Zanussiego z 1981 r.? Swój pomysł na teatr zamierza ujawnić publicznie dopiero po oficjalnej nominacji, zaś aktorzy Polskiego spekulują, że będzie to teatr konserwatywny, ze spektaklami o Janie Pawle II i adaptacjami lektur szkolnych.

W czwartek na 10.30 zwołali konferencję w teatrze. Nawołują do pikiety w obronie sceny, której profil artystyczny jest właśnie ręcznie zmieniany, wbrew zespołowi aktorskiemu i bez uwzględniania dorobku artystów, którzy tu pracowali. Część już zapowiada odejścia, Bartosz Porczyk (Gustaw-Konrad z "Dziadów" Zadary) i Marcin Pempuś mają propozycje etatów z warszawskich scen. Co dalej?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji