Artykuły

AIDS, naziści i rock'n'roll

Rozrywkowy teatr muzyczny nie podejmuje zbyt często trudnych czy kontrowersyjnych tematów, jeszcze mniej chętnie zabiera się za tematy stanowiące jakiegoś rodzaju tabu - pisze Aleksandra Zając-Kiedysz w Kwartalniku Artystycznym Bliza.

Maj 2013 roku, Deutsche Oper am Rhein, Düsseldorf, premiera "Tannhäusera" Richarda Wagnera, w reżyserii Christopha Meyera i produkcji Burkharda C. Kosminskiego. Akcja opery przeniesiona zostaje do czasów III Rzeszy, w jednej ze scen bohaterom opery golone są głowy, następnie ukazana zostaje ich egzekucja w komorze gazowej. W pewnym momencie esesman wywleka z tłumu rodzinę i każe się im rozebrać do naga, dopiero potem wchodzą do komory gazowej. Widownia buczy, część widzów wychodzi, do teatru zostaje wezwana pomoc medyczna, dziesięć osób wymaga hospitalizacji i trafia do szpitala.

Grudzień 2013 roku, Teatr Rozrywki w Chorzowie, premiera "Bierzcie i jedzcie" Pawła Demirskiego, w reżyserii Moniki Strzępki. Zamiast kurtyny udrapowana zostaje folia, w taki sposób, aby przypominała gołe, wypięte w stronę publiczności pośladki. Spektakl rozpoczyna się od charakterystycznego dla tej części ciała odgłosu, następnie spomiędzy pośladków wysuwa się ubrany na brązowo tancerz. Nikt nie buczy, nikt nie wymaga hospitalizacji, co wrażliwsi widzowie mogą ewentualnie odczuwać lekkie sensacje żołądkowe, ale to nawet dobrze się składa, bo rzecz dzieje się w przewodzie pokarmowym.

Obie opisane powyżej sceny dotyczą teatru muzycznego, pierwsza opery - dla której chyba nie ma tematów tabu, druga natomiast rozrywkowej odmiany tegoż teatru, który z tym zagadnieniem ma zdecydowanie mniejsze doświadczenie. Nic zresztą dziwnego, podstawową funkcją teatru rozrywkowego jest przecież widza bawić, ewentualnie wzruszać, nie zaś prowokować, czy obnażać kwestie drażliwe społecznie (inna rzecz, że niektórzy sprytnie wprowadzają taką problematykę ukrytą pod płaszczykiem komedii, ale o tym za chwilę). Nie oznacza to jednak, że twórcy tego teatru nie próbują podjąć się jakiejś formy dialogu, konfrontacji z tematami tabu, a kiedy już to czynią, efekty są niezwykle ciekawe. Każdorazowo realizacje tego typu niosą za sobą jakiś powiew świeżości, stanowią rodzaj eksperymentu, badania na ile można się w obrębie rozrywkowego teatru muzycznego wychylić światopoglądowo.

Jedną z pierwszych prób był love - rock musical "Hair" Galta MacDermota, Jamesa Rado i Gerome Ragniego z 1968 r. Jego twórcy pełnymi garściami czerpali z teatralnej awangardy, duże znaczenie dla ostatecznego kształtu spektaklu miała współpraca z Tomem O'Horoganem, zwolennikiem m. in. metod pracy z aktorem Grotowskiego. Zamiast scenariusza napisali antylibretto, z luźno zarysowaną fabułą i postaciami. Umożliwiło to każdej nowej realizacji wypełnianie akcji scenicznej treściami nawiązującymi do lokalnych problemów czy aktualnych wydarzeń. Stworzyli manifest kontrkultury, są tu hippisi, sprzeciw wobec wojny w Wietnamie, życie we wspólnocie, wolna miłość, nagość, narkotyki, wszystko to opowiedziane jest za pośrednictwem rockowej muzyki. Jest prowokacyjne nawiązanie do liturgii kościoła rzymskokatolickiego (w wielu produkcjach, a także w genialnej wersji filmowej Miloša Formana, LSD rozdawane było niczym komunia święta), parodiowano Gwiaździsty sztandar, palone były karty mobilizacyjne, na scenie płonęła amerykańska flaga. W jednej ze scen aktorzy rozbierali się też do naga, to obowiązkowy element każdej realizacji "Hair". Scena ta niewiele miała wspólnego z seksualnością, chodziło raczej o symbol wolności, otwartości, całkowite odsłonięcie się przed widzami. Był to pierwszy przypadek w historii Broadwayu, kiedy na scenie aktorzy pojawili się bez ubrań. Na przełomie lat 60. i 70. musical naprawdę szokował publiczność, nikt wcześniej nie zdecydował się na podjęcie tak śmiałej tematyki w teatrze musicalowym, również forma i tworzywo muzyczne były czymś zupełnie nowym.

Szczególnie wspomniana scena nagości budziła ogromne oburzenie wszędzie, gdzie tytuł miał pojawić się na afiszu. W Londynie Lord Szambelan odmówił zgody na premierę, odbyła się ona dopiero po zniesieniu trwającej kilkaset lat cenzury, niejako dla uczczenia tego faktu. Niektórzy uważają nawet, że to właśnie "Hair" pozwoliło na rozpalenie płomienia wolności w Wielkiej Brytanii 1. W Niemczech zażądano usunięcia sceny, w której aktorzy się rozbierają. Dyrekcja teatru w Monachium w obronie spektaklu przypomniała, że przecież nago prowadzono widzów do komór gazowych w obozach koncentracyjnych. Na premierze w tej scenie owinięto aktorów w długi transparent z listą zbrodni nazistowskich. Następnego dnia protest władz został wycofany. W Australii premierę przerwała informacja o podłożeniu bomby, w Meksyku po premierze teatr zaplombowano, zespół został aresztowany i deportowany do Stanów. Nie lepiej było w ojczyźnie musicalu. Organizowano manifestacje i pikiety przeciwko "Hair", odmawiano rezerwacji sal. Okazało się, że kilka teatrów musiało zostać nagle zamkniętych z powodu zagrożenia pożarem, właśnie przed pokazem musicalu. W Bostonie sędziowie przysięgli obecni na widowni zażądali usunięcia kilku scen, sprawa oparła się o Sąd Najwyższy, który zezwolił na pokazywanie go w pierwotnym kształcie. Najbardziej dramatyczne wydarzenia rozegrały się jednak w Cleveland. Przed teatrem wybuchła bomba, hotel w którym mieszkał zespół został podpalony. W pożarze zginął jeden z aktorów i jego menadżer. Z całą pewnością nigdy przedtem, ani nigdy potem żaden tytuł musicalowy nie budził takich emocji.

Współcześnie widzowie teatrów przyzwyczajeni są do nagości, można nawet powiedzieć, że im zupełnie spowszedniała. Na pewno nie jest to już temat tabu, choć jak pokazują ostatnie wydarzenia, wystarczy nadmienić, że w spektaklu pojawią się aktorzy porno, aby zelektryzować opinię publiczną, a nawet część polityków. Ta przemyślana akcja marketingowa i zamieszanie, które wywołała uzmysławia, że może teatr nie powiedział w tej sferze jeszcze ostatniego słowa. Nie trzeba zresztą udawać się po przykłady aż do Wrocławia, władze Gdyni kazały ubrać plakaty (a dokładniej bohaterów spektaklu) do "Kumernis". W sądzie portalu trójmiasto.pl 49% respondentów zadeklarowało, że nie przeszkadza im plakat z roznegliżowanymi aktorami, 15% uznało, że raczej nie, choć zwracają na siebie uwagę, 27% zaś poparło zdecydowanie decyzję Gdyni 2. Gdańsk okazał się bardziej pobłażliwy, słusznie zakładając, że masowych protestów i okrzyków zgorszenia nie będzie - plakaty wisiały, tak jak je grafik stworzył. Zasłanianie golizny w dziełach sztuki ma w ogóle długą tradycję. Dawniej papieża zadowalał listek figowy tu i ówdzie, teraz niekiedy ukryć trzeba całą rzeźbę. Włosi, przed przyjazdem prezydenta Iranu, w popłochu zastawili pół Muzeum Watykańskiego parawanami, Francuzi wykazali się tu większą asertywnością, w efekcie czego wizyta w ogóle się u nich nie odbyła.

Tak się ciekawie złożyło, że początek lat dziewięćdziesiątych przyniósł otwarcie teatru i filmu na omijaną do tej pory i wstydliwie ukrywaną problematykę braku tolerancji dla homoseksualizmu i choroby AIDS. W 1993 roku do kin wszedł film "Filadelfia" Jonathana Demme'a, na Broadwayu wystawiono zaś dramat Tony Kushnera "Anioły w Ameryce". Dość nieoczekiwanie do tej dyskusji dołączył się teatr muzyczny, w 1996 roku na Off-Broadwayu odbyła się premiera musicalu "Rent" Jonathana Larsona. To współczesna wersja Cyganerii Pucciniego. Nowojorska bohema artystyczna końca XX wieku także boryka się z biedą i głodem, gruźlica zastąpiona została chorobą AIDS. Część bohaterów spektaklu walczy z uzależnieniem od narkotyków, część jest zarażona wirusem HIV (u niektórych już rozwinął się on w AIDS). To ekscentryczna mieszanina niezwykłych osobowości i wszelkich możliwych orientacji seksualnych - są wśród nich geje, lesbijki, osoby biseksualne, transseksualiści. Świat, w którym żyją stawia im twarde warunki - nikogo nie obchodzi, że umierasz, jeżeli nie płacisz czynszu - wylatujesz na bruk. Szukają własnej drogi artystycznej, akceptacji, ale przede wszystkim miłości, do której każdy ma prawo, niezależnie od życiowych wyborów. Rock - opera Larsona to kolejna śmiała próba przekraczania granic rozrywkowego teatru muzycznego. Została nie tylko doskonale przyjęta przez publiczność, Larson pośmiertnie (zmarł w noc poprzedzającą premierę swojego największego dzieła) nagrodzony został m. in. Pulitzerem.

Nie zawsze o tematach tabu mówi się w teatrze muzycznym na poważnie, bywają wykorzystywane w komediach. Twórcy przemycają w ten sposób treści, które powiedziane na serio wywołałyby ogromne kontrowersje. Przykładem może być tutaj musical "Producenci" Mela Brooksa z 2001 roku. Zdradza on tu przepis na udane show: nieważne, co robisz na scenie, byle było lekko, błyszcząco i... gejowsko. Tytułowi producenci wystawiają "Wiosnę Hitlera", w której Naziści jadą na tourneé po Europie, Führer zapewnia, że chciał zrobić po prostu furorę, a II wojnę światową zaczął, bo Niemcy byli smutni. Okazuje się zresztą być gejem. Brooks udowodnił, że można bezlitośnie wykpić wszystkie zasady rządzące show - biznesem i jeszcze na tym zarobić. Nail Patrick Harris otworzył ostatnio ceremonię nagród Tony songiem Broadway już nie jest tylko dla gejów, wszyscy pokładali się ze śmiechu, środowisko to ma zatem do siebie ogromny dystans.

Beckett ponoć mówił, że "nie ma nic śmieszniejszego niż nieszczęście", szczególnie cudze. Z tego założenia wyszli twórcy musicalu "Avenue Q", Robert Lopez i Jeff Marks. Jego polska prapremiera, w reżyserii Magdaleny Miklasz, odbyła się w Teatrze Muzycznym w Gdyni 4 października 2014 roku. Realizatorom udało się doskonale przełożyć realia amerykańskie na te zrozumiałe polskiemu widzowi. Bohaterami są mieszkańcy tytułowej ulicy, a że niektórzy są muppetami, mogą powiedzieć to, czego ludziom nie wypada. Na tej Ulicy Sezamkowej dla dorosłych mieszka zatem Azjatka z dyplomem psychologii, z mężem od lat poszukującym pracy, miłośnik pornografii, krypto gej, świeżo upieczony magister bez perspektyw, przedszkolanka poddawana w pracy mobbingowi oraz Piotr S., kiedyś Maciuś z Klanu, obecnie dozorca. Ostro mówi się tutaj o religii, uprzedzeniach, bezrobociu i biedzie - "do dupy" być właściwie każdym z mieszkańców Avenue Q, ale jednak najbardziej "do dupy" jest być "najbardziej znanym downem" w kraju. Przyjęta konwencja pozwala na wiele, niejednemu widzowi przyjdzie się jednak zastanowić po wyjściu z teatru, czy to czasem nie do niego, że "każdy z nas jest małym rasistą". Zaskakująco podobne to krzywe zwierciadło do otaczającej rzeczywistości.

O miłości zaś dyskutują zawzięcie panienki i młodziankowie święci w jednej z pierwszych scen spektaklu "Kumernis", czyli o tym, jak świętej panience broda rosła Agaty Dudy-Gracz. To także propozycja Teatru Muzycznego w Gdyni. Premiera spektaklu odbyła się 30 października 2015 roku. Siedząc na jednym z poziomów ogromnej konstrukcji ikonostasu, wypełniającej całkowicie przestrzeń sceny, machają beztrosko nogami i snują plany na przyszłość - kto się z kim ożeni, a kto będzie komu gotował kluski. Trzy dziewczynki - Panienka Święta Kumernis (Magdalena Kumorek), Panienka Święta Benwenuta (Renia Gosławska), Panienka Święta Ludka (Katarzyna Wojasińska). Dwóch chłopców - Młodzianek Święty Albert (Rafał Ostrowski) i Młodzianek Święty Cyryl (Cezary Łukaszewicz).

Agata Duda-Gracz za punkt wyjścia przyjęła legendę o świętej Wilgefortis, na jej bazie stworzyła oryginalny scenariusz, nadając mu formę apokryfu, czy też ludowej przypowieści. To obraz małej społeczności, w której dominuje patriarchat i religia, pobożność akcentowana jest w ciągłym tytułowaniu się świętymi, bohaterowie spektaklu są nawet podpisani. Postaci podzielone są na trzy poziomy - pokolenie rodziców, dzieci i rozmaite spersonifikowane stworzenia - Kogutki, Wołki czy Kamienie. Święte rzecz jasna. Duda-Gracz odważnie podejmuje tematykę, o której może nawet nie wypada mówić, a co dopiero rozgrywać wokół niej spektakl w teatrze muzycznym. Straszna to, zupełnie-nie-święta wspólnota, żyjąca w rytmie religijnego porządku zapewniającego pozorny ład. Jeżeli jednak był tu kiedyś jakiś Bóg, to dawno opuścił to miejsce. Nie ma żadnych wartości, jest za to wszechobecne okrucieństwo. Mężczyźnie wolno tu wszystko, kobieta - żona czy córka jest sprowadzona do roli przedmiotu. Najbardziej potworny los spotyka Benwenutkę. Katowana od wczesnego dzieciństwa przez ojca (Mąż Święty Florian - Jerzy Michalski), odreagowującego śmierć żony przy porodzie, w końcu zostaje zmuszona do poślubienia Męża Świętego Jeremiasza (Marcin Słabowski), miłośnika chędożenia kobiet i trzody chlewnej. Scena zaślubin, dzięki niezwykle sugestywnemu aktorstwu Reni Gosławskiej, ma taką siłę rażenia, że siedząc na widowni ma się ochotę natychmiast pobiec do domu i wziąć prysznic. Cała społeczność wie, jaki los szykuje się dziewczynie, nikogo specjalnie to nie wzrusza. To też rodzaj tabu - wszyscy wiedzą, jak jest, wszyscy się podporządkowują, dzięki temu wspólnota jakoś trwa. W finale w końcu wszystko się rozpada, nikt nie znajdzie tego, czego szukał - paradoksalnie wszyscy tu chyba szukali miłości, nie potrafili jej dostrzec, choć była na wyciągnięcie ręki. Miłość dziewczyny do chłopaka, męża do żony, córki do ojca. "Kumernis" to taki spektakl, o którym chciałoby się jak najszybciej zapomnieć, a jednocześnie trzeba pamiętać. To bardzo śmiały eksperyment, podejmujący problematykę mechanizmów rządzących wspólnotą, rzeczy głęboko skrywanych, a jednak obecnych w społeczeństwie - przemocy wobec dzieci, kobiet, niewidocznych zza fasady pobożności.

Rozrywkowy teatr muzyczny nie podejmuje zbyt często trudnych czy kontrowersyjnych tematów, jeszcze mniej chętnie zbiera się za tematy stanowiące jakiegoś rodzaju tabu. Wiele z nich zostało zresztą wyeksploatowanych przez teatr dramatyczny czy operowy. Kiedy już jednak to czyni, efekty są zazwyczaj spektakularne. Teatr, nawet ten muzyczny, powinien czasem wstrząsnąć widzem, przekroczyć granice własnego gatunku, jego twórcy zaś muszą mieć odwagę konfrontowania się z pewnymi zjawiskami. Dyskryminacja kobiet, przemoc wobec dzieci, pozorna religijność, płytki patriotyzm, tolerancja dla szeroko rozumianej inności - to wszystko aktualne, drażliwe społecznie kwestie, które zyskują na sile wyrazu, jeśli poruszane są właśnie na rozrywkowej scenie teatru muzycznego. Przywoływane na wstępie sceny prowokują jednak do pewnych refleksji.

Strzępka i Demirski w "Bierzcie i jedzcie" sięgnęli do skatologii, co samo w sobie jest przekroczeniem tabu dla polskiego widza teatralnego. Pomimo skandalizującego tytułu i kontrowersyjnych rozwiązań scenicznych spektakl okazał się niespecjalnie udany (i chyba zwyczajnie nudny), nie utrzymał się długo na afiszu. Z kolei wprowadzenie komór gazowych do "Tannhäusera", co jak wyjaśniał producent spektaklu, miało podkreślić antysemityzm Wagnera i późniejszą fascynację Hitlera jego twórczością, okazało się granicą, której przekroczenie było dla widzów nie do zaakceptowania. Artystyczna prowokacja tym razem się nie udała. To zresztą bardzo interesujące, bo publiczność niemiecka widziała na scenie operowej naprawdę już bardzo daleko idące interpretacje, wydawać by się mogło, że nic jej już nie zadziwi. Wieść o realizacji rozprzestrzeniła się błyskawicznie, wzmianki pojawiły się w dziennikach na całym świecie. Dyrekcja teatru nie zdołała porozumieć się z realizatorami, podjęto decyzję, że opera będzie wystawiana w formie koncertu, co oznaczało faktyczne zdjęcie spektaklu z afisza. Była to pierwsza sytuacja tego rodzaju w Niemczech od 2006 roku. Może gdyby wprowadzenie drastycznych rozwiązań scenicznych miało jakikolwiek związek z treścią opery Wagnera, widzom łatwiej byłoby się w tym wszystkim zorientować. Przekraczanie granic musi być przecież jakoś twórczo uzasadnione, obojętnie czy to teatr dramatyczny czy muzyczny. Ciekawe jest jednak to, że czasem jeżeli nie można czegoś powiedzieć, to można o tym zaśpiewać, prowokując widza do refleksji, niekiedy do śmiechu, choć może to być śmiech przez łzy.

---

[1] P. Carr - Gomm, Historia nagości, Warszawa 2010, s. 213.

[1] A. Olkowska - Szczegielniak, Nagość kontrolowana. Różne reklamy spektaklu dla dorosłych, trójmiasto.pl, http://kultura.trojmiasto.pl/Nagosc-kontrolowana-Rozne-reklamy-spektaklu-dla-doroslych-n95626.html [dostęp z dn. 29 lutego 2016 r.]

***

Na zdjęciu: "Kumernis", Teatr Muzyczny, Gdynia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji