Artykuły

Inna historia

Zaczyna się uroczyście - jak legenda. Inną historię dziś wam opowiemy. Będzie to słynna historia. Jedna z najsłynniejszych, jakie słyszał świat. I opowiemy ją wam, jak potrafimy najlepiej, żebyście mogli, kiedy stąd wyjdziecie, powiedzieć ją innym. Ku przestrodze dze dzyń dzyń! "Inną historię" - czego? Dziejów Merlina, króla Artura i rycerzy Okrągłego Stołu?

"Merlin" Tadeusza Słobodzianka składa się z nawiasów, w które dramatopisarz bierze kolejne warstwy opo­wieści, wznosząc wielopiętrową kon­strukcję coraz bardziej ryzykowną. Na końcu ryzykowną już szalenie, lecz zapierająca dech wysokością, na jaką nas wywindowano, tudzież rozległoś­cią horyzontów w zasięgu wzroku. Wy­sokością i rozległością, na które dra­maturgia współczesna rzadko - a współ­czesna dramaturgia polska nader rzad­ko - ma ochotę się wznosić.

Najpierw mamy elementy znanego przecież dobrze rycerskiego eposu: mędrca Merlina i czarodziejkę Vivianę, próbę ze świętym mieczem wbi­tym w kamień - Artur, który go wy­ciągnie, zostanie królem Brytanii; ma­my okrągły stół - kształt tego mebla, ustawionego w zamku Camelot, uciął, jak wiadomo, spory o pierwszeństwo przy zajmowaniu miejsc; mamy gale­rię rycerzy "na świecie najlepszych" z milkliwym Lancelotem z Jeziora na czele, ich pojedynki ze smokami, ry­cerskie przygody, zaloty do pięknych a uciśnionych dziewic, mamy tajemną miłość królowej Ginewry do Lancelota i zdradę, mamy wreszcie generalną bit­wę wszystkich ze wszystkimi, kończą­cą całą epopeję. Opowiadane jest to tak, jak zwykło się opowiadać klasycz­ne legendy, z refrenami typu "Sławna to była walka", z retorycznym pato­sem " I świat szeroki objechał, i tysiąc czynów dokonał, i chwałę u ludzi zys­kał". Aliści nie sposób brać tego epicko-baśniowego tonu za dobrą mone­tę. Opowieść zostaje wzięta w nawias już w chwili przedstawienia postaci Merlina.

Któraś z wersji eposów przedstawia­ła Merlina jako czarownika zrodzone­go z demona i z dziewicy; tacy półbo­gowie bywają we wszystkich mitach świata. Nikt chyba jednak przed Ta­deuszem Słobodziankiem nie spróbo­wał zobaczyć w jego narodzinach, ni mniej, ni więcej, repliki narodzin Chry­stusa! Nikt też zapewne nie próbował wpisać owej repliki pomiędzy dogma­ty chrześcijaństwa w sposób tyleż olś­niewający, co zuchwały. Oto, gdy ludz­kość, ofiarą Krzyża zbawiona od wiecz­nego potępienia "niewdzięczność czar­ną okazała i znowu pycha, gniew, za­wiść, lenistwo, chciwość, lubieżność i nienasycenie królować na tym świecie jęły (...) doszło do tego, że w pomoc Panu i jego Synowi Jednorodzonemu szatan pośpieszył. Inna dziewica nie­pokalana na świat przyszła i niepoka­lanie poczęła i na świat przyszedł syn szatański jednorodzony. (...) I imię Mer­lin matka jemu dała i świętym zna­kiem krzyża przeżegnała, i tamtej Dzie­wicy Niepokalanej na całe życie w opiekę oddała, i umarła."

Niesamowity koncept, jakby odwró­cenie słynnej myśli z "Fausta" o sile, co zawsze złego chce i zawsze sprawia dobro. Syn szatański, Marii oddany w opiekę, Merlin chce dobra. W imię dobra wysyła swoich rycerzy, by szu­kali św. Graala, pokonując po drodze siedem smoków jak siedem grzechów głównych. W imię dobra pragnie zbu­dować w Brytanii państwo idealne, konsekrując na króla najlepszego z ry­cerzy i znosząc, poprzez ideę Okrągłe­go Stołu, hierarchiczne swary na rzecz swoistej rycerskiej demokracji - mimo ostrzeżeń, że przyniesie to zgubę.

Merlin jest demiurgiem i kapłanem swojej utopii. Przywdziewa biały habit. Mnisi? Może wręcz... papieski. Cała ta "inna historia" wpisana zostaje w sche­mat łacińskiej mszy, zastosowany nie­dokładnie, ograniczony w gruncie rze­czy do kilku antyfon i pieśni (m.in. "Dies Irae"), niemniej wyraźny. Z krzy­żem w ręku celebrans błogosławi ryce­rzy wyruszających na poszukiwanie Graala, na walkę z siedmiogłową bestią i równie uroczyście wita ich po powro­cie. Trud rycerzy Okrągłego Stołu jest zatem - braną znowu w nawias - częś­cią wielkiej, sakralnej ofiary mającej przynieść odkupienie świata, wyrwanie go złu i stworzenie raju na ziemi. Ale przewrotna to ofiara i podejrzana sak­ra zważywszy genealogię kapłana. W spektaklu Towarzystwa "Wierszalin", które przygotowało prapremierę, stół ołtarzowy stoi na czterech kolumnach - czerwonych, ohydnych stworach. Nie trzeba wyraźniej. Patrzymy na czarną mszę - choć pozbawioną bluźnierstw, by tak rzec, widowiskowych. Ale też Tadeuszowi Słobodziankowi nie cho­dzi przecież o jakieś satanistyczne dzie­cinady, czynienie zakazanych gestów, proste odwracanie znaczeń. Obraz sy­na szatana, co Bogu w sukurs idąc, pontyfikalnie celebruje narodziny ziem­skiego królestwa doskonałego, ma być wyzwaniem nie dla politycznych świę­toszków; poziom komplikacji intelek­tualnych sztuki mógłby im sprawić kło­pot nie do pokonania. Obraz ten ma, jeśli dobrze rozumiem, niepokoić nade wszystko tych, których troska o moral­ny ład świata wybiega poza dogmaty zbyt łatwe i poczciwe - czyli adresatów wszelkich herezji od wieków.

Rzeczywistość "Merlina" podszyta jest zresztą poglądem, który legł u podstaw wielu herezji: dualizmem manichejskim. Świat materialny jest tu zdeterminowany jako zły - co spra­wia, że utopia rozsypuje się w proch rychło po pozornym zwycięstwie. Siedmiogłowa bestia zabita podczas bez­skutecznych poszukiwań Graala odra­dza się w samych rycerzach. Ale i była w nich od początku - każdy nosił na swej tarczy wizerunek smoka, którego jakoby pokonał. Funkcję kapłanki prze­znaczenia - i przerażonej Kasandry jednocześnie - pełni wbita w habit zakonnicy Viviana (piękna, pełna gory­czy, bólu, a i spokojnej mądrości rolę stworzyła Joanna Kasperek).

"Merlin" pisany był na określony instrument teatralny: "Wierszalin", sce­nę założoną wspólnie przez Tadeusza Słobodzianka i Piotra Tomaszuka wy­wodzącą się z tradycji lalkowych, moc­no też osadzoną w kulturze Białostoc­czyzny (warto przypomnieć choćby "Turlajgroszka", który tak się dwa lata temu podobał widzom Warszawskich Spotkań Teatralnych, a ostatnio trium­fował w Edynburgu). Niestety "Wier­szalin" rozpadł się w mijającym sezo­nie; "Merlin" będzie, jak wieść niesie, ostatnią na jakiś czas wspólną pracą pary twórców.

Szkoda. Aczkolwiek uczciwie przyznać trzeba, że poetyka "Wierszalina" pomnożyła i tak liczne już w drama­cie nawiasy. Jak w "Turlajgroszku": tru­pa aktorów z wypisaną na twarzach i w zachowaniu wschodnioprowincjonalną genealogią gra z użyciem lalek mityczną opowieść; tylko że tym ra­zem grają mit dosyć od własnych do­świadczeń odległy. Dodaje to do kon­strukcji jeszcze jedno piętro, nawet ciekawe (bójki rycerzy zmieniają się poniekąd w bójki knajpiane; król Ar­tur wśród równych sobie wyróżnia się garniturową marynarką i krawatem) - niemniej wskaźnik komplikacji sięga tu chyba granic przyswajalności. Dość powiedzieć, że Aleksandrowi Skow­rońskiemu przyszło zagrać patriarchalnego, siwobrodego lidera trupy teat­ralnej, który gra Merlina, który przera­dza się w kapłana celebrującego gesty mszalne, a pomiędzy nimi, przywdzie­wając kolejne maski, wciela się - na stole ołtarzowym - w poszczególne smoki zwyciężane przez rycerzy.

Tomaszuk eksponując chropawe, emocjonalne, chwilami aż monoton­nie rozkrzyczane aktorstwo swojego zespołu, zatarł - świadomie - wiele z hieratycznej, refrenowej, ozdobnej mowy przewrotnego eposu Słobodzian­ka. Nie zabrzmiało choćby owo dzwo­niące: "ku przestrodze dze dzyń dzyń", cytowane przeze mnie na początku z lektury, nie ze sceny. Niemniej moralitetowa przestroga pozostaje czytel­na przy całej komplikacji i prowokacyjności fabuły. Nie jest to przestroga do wszystkich; jej natarczywość i heretyckość - na granicy bluźnierstwa - może zniechęcić tradycjonalistów, któ­rym nie o myślowe eksperymenty idzie w teatrze. Natomiast dla młodej pub­liczności, której cechą przyrodzoną jest chęć podejmowania wyzwań, rewizji dogmatów i wytyczania nowych dró­żek w pozornie poodkrywanym świe­cie - nie ma, sądzę, w całym zeszłosezonowym teatrze propozycji bardziej frapującej, prowokującej, nie dającej spokojnie zasnąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji