Artykuły

F.Z.K. był

Przedstawienie zaczyna się o godzinie 7.30, kończy dobrze po 11. Jest to więc obok "Kordiana" drugi już spektakl grany niemal bez skrótów. Rzetelny wobec autor­skiego egzemplarza. Uczciwy wobec publiczności. Znacz­na jej część ogląda przecież "Lira" po raz pierwszy na scenie... Reżyser Jerzy Jarocki, znany z precyzji i dbałości o kształt ostateczny wykonanej pracy długo zwlekał z pre­mierą. Z dochodzących zza kulis informacji wynikało, iż szykuje się wydarzenia teatralne. Prawdziwy Szekspir: antidotum na niemrawość znakomitej większości stołecz­nych scen i wystawianie weksli bez pokrycia - w postaci szumnych deklaracji repertuarowych. Jarocki nie rozcza­rował swych zwolenników: o sile jego wizji świadczy nie tylko kreacja Gustawa Holoubka i blask ról Zapasiewicza, Fronczewskiego, Nowaka, Walczewskiego, lecz przede wszystkim konsekwencja, z jaką przeprowadził przewód myślowy, ukazał świat idei tej niezwykłe trudnej w realizacji sztuki. "Lir" Jarockiego i Holoubka to opowieść nie tyle o sugerowanej kilkanaście lat temu - degradacji, lecz raczej bezlitosnej redukcji bohaterów i otaczającej ich rzeczywistości. Opadają pozory, gasną barwy, zwodnicze ceremonie zamieniają się w pantomimę pustych gestów. Dramat niemożności porozumienia kończy się dopiero wtedy, gdy ludzie staję przed sobą bardziej niźli nadzy, gdy wyrzuceni z dotychczasowych sytuacji muszą odna­leźć w sobie zapomniane człowieczeństwo. Jeśli chcą wierzyć w cokolwiek. Wierzyć, a więc żyć, zachowując równocześnie świadomość kresu. Pamięć o błazeństwie losu. Poprzez postać błazna (Fronczewski) mógł Jarocki spojrzeć z dołu na dramaty królewskie, nasycając spek­takl żywiołem czarnej, okrutnej groteski. Tragedia zato­czyła koło: nie rozgrywając się ani w romantyzmie, ani w naturalistycznie odtworzonym krajobrazie elżbietańskim - zachowała swą uniwersalność: jesteśmy w teatrze, który sam dla siebie jest światem, którego czasu nie wyznacza ani szok, ani modny trend, tylko wieczny niepo­kój analizowania postaw jednostki i zbiorowości. A wszys­tko to przy wtórzą wspaniała teatralnej muzyki Radwana, wśród czerni szekspirowskich pomostów i schodów, przy­pomnianych przez Wiśniaka. Wychodząc z teatru, zacho­wuje się w pamięci obraz Holoubka przesypującego pia­sek nad zwłokami Kordelli (udany debiut w Dramatycznym Joanny Szczepkowskiej). W powtarzalności tego gestu, ślepym bólu ojca, żałobniczej intonacji głosu aktora -zamyka się ta kategoria wzruszeń, jaką dać może jedynie prawdziwy teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji