Artykuły

Upadek

CESARZ jest dale­ko, lecz niemal każda rozmowa przywołuje jego imię. Wojna jest wszędzie dookoła i mówi się o niej równie często. A jednocześnie ta wojenna rzeczywistość wy­daje się czymś naturalnym i powszednim, jakby trwa­jące 5 lat krwawe zmaga­nia odmieniły i ludzi i świat. To przecież nie przy­padek, że o pokoju marzą i naprawdę za nim tęsknią młodzi, którzy niczego in­nego niż wojna zaznać je­szcze nie zdążyli. Ich tę­sknoty potraktują dorośli pobłażliwie, jak rojenia na­iwnych, odurzonych pierwszą młodzieńczą miłością, głuchych na to, co dzieje się wokoło. Wokoło zaś - "krzywoprzysięstwo, zdra­da, trucizna". Intrygi i knowania, zabiegi o cesarską łaskę, ambicje, pycha, po­goń za wielkością. A wszy­stko to w gorączkowym po­śpiechu, naznaczone tymczasowością, wojennym, śmiertelnym piętnem. Tę atmo­sferę oddaje, a właściwie sugeruje scenografia Anny Rachel, przywodząca na myśl inną realizację tej autorki - "Wiśniowy sad". Tu, w "Wallensteinie" i tam u Czechowa (obie rze­czy w reżyserii Krzysztofa Babickiego) - ten sam kli­mat: nieuchronność przemi­jania i losu, który dopeł­nić się musi. A gdy się spełni, gdy nadejdzie tragi­czny finał, zwycięzca - Piccolomini nie zatriumfuje. Podniesiony do książęcej godności, zamiast dumy i zadowolenia jednym wymownym gestem okaże po­gardą, dla tego, co zdawa­ła się być celem jego działań. Pogardą dla marności tego świata. Świata, na którym nie ma miejsca dla nikogo poza starym Piccolominim i hrabiną Terzky.

Zwycięstwo Piccolominiego, kląska Wallensteina - a może w ostatecznym rozrachunku - odwrotnie A może nie ma tu zwycię­zców ani pokonanych, mo­że jest tylko Historia, w której miażdżące tryby do­stają się i wielcy i mail te­go świata. Nie są to by­najmniej pytania retorycz­ne, to są kwestie w przy­padku dzieła Schillera pod­stawowe. Będzie oczywiście dla wielu "Wallenstein" opowieścią o spisku, kuli­sach polityki, o ludzkich namiętnościach, o posta­wach i czynach, które odarte z historycznego kontek­stu ujawnią jakąś cząstkę prawdy o człowieku i jego naturze. W tej zresztą war­stwie zawiera Schillerowska tragedia materiał nader atrakcyjny, chociaż miejsca­mi odrobinę już "zwietrza­ły", bo nadmiernie przez literaturę wyeksploatowany. Jak choćby obłęd Tekli, kochanki nieszczęśliwej... W rodzinie Wallensteina, w je­go obozie dzieje się jednak tak dużo, a każda z ota­czających go postaci cha­rakteryzuje się indywidual­nością j odrębnością, że i fabuła sprowadzona do "historii pewnego sprzysiężenia" wyda się interesująca.

Tak zresztą prowadzi swoje niestety, dosyć nierówne, chwilami nużące, chwilami efekciarskie przedstawie­nie Babicki, który pokusiw­szy się o pierwszą w dzie­jach polskiej sceny insceni­zację Schillerowskiej try­logii, musiał dokonać wy­boru, skrótów, kondensacji. Teoretycznie udało się to reżyserowi nad podziw do­brze, gdyż zamiast zapowia­danych wcześniej blisko 5 godzin, trwa ten "wieczór z Melpomeną" znacznie krócej. Trzyczęściowy spektakl zamyka się w ciągu 4 godzin (wraz z dwiema przer­wami) i pomimo pewnych dłużyzn ma w sumie tem­po w miarę żywe oraz dramaturgiczną spójność. Dało­by się z pewnością jeszcze bardziej akcję "zagęścić", zrezygnować z "gadania" na rzecz "dziania się", ale wówczas pozostałaby już tylko sensacyjna fabuła, bez całej, jakże ważnej, otoczki. Babicki i tak poszedł na kompromis, a eksponując wyda­rzenia, starając się nadać im walor widowiskowości (dobrym przykładem jest tu zwłaszcza seria pierwszych scen w obozie Wallensteina, znakomicie operujących syntezą, skrótem, rekwizy­tem) zatracił siłą rzeczy sporo z Schillerowskiej historiozofii. Stąd i motywacje postępowania bohatera nie są zrozumiałe. Raz i drugi napomyka wprawdzie Wallenstein, że ma na wzglę­dzie dobro Europy, że dzia­ła z myślą o całości, a żni­wem jego trudów ma być korona na głowie Tekli. Stawia więc siebie, rzecznika określonej koncepcji, w opozycji do Cesarza, sugeru­je nieprzypadkowość obieranych metod i kroków. A przecież im bliżej końca, tym bardziej przypadkowe się one wydają.

Bardzo trudno poddają się analizie wszyscy bohatero­wie tego dramatu. Każda z postaci posiada dość znacz­ny "margines tajemniczoś­ci" i nie jest to wcale owa tajemniczość będąca atrybutem postaci romantycznych. Nie literacka kreacja, lecz złożona psychologiczna kon­strukcja człowieka, o któ­rym nigdy nie ma jednej obiektywnej prawdy, wyzna­cza skomplikowane, fascynujące portrety Schillerowskich bohaterów. O Wallensteinie mówią: pyszałek, sługa diabła, dziecko Fortuny. On sam, zapatrzony w gwiazdy, wsłuchany we wróżby astrologa, jawi się nam raz jako człowiek łagodny, sła­by i tchórzliwy, naiwny w swej ufności do otoczenia, kiedy indziej znów przema­wia z siłą proroka. W mo­wie zresztą wiedzie mu się lepiej niż w działaniu, o czym wie dobrze hrabina Terzky (Halina Winiarska), sprytna, ambitna, intrygują­ca, umiejętnie wygrywająca słabości Wallensteina. Tych dwoje łączy nie tylko poli­tyka i więzy rodzinne, ale to wszystkiego nie tłuma­czy. Nie odgadniony do końca pozostanie też Octavio Piccolomini (Henryk Bi­sta), a jego poufne rozmowy z generałami dowiodą nie tylko przebiegłości politycz­nego gracza, lecz i kruchoś­ci tego, co decyduje o sła­wie, powodzeniu, pozycji. Piccolomini przesuwa pa­ciorki różańca, generałowie deklarują gotowość odej­ścia od Wallensteina. "Zbyt szybko nam się poszczęści­ło, żeby nas ludzie kochali" - powie kiedyś Księżna (Halina Słojewska), ale to też tylko część prawdy. W tym świecie nie ma miejsca na miłość. Jest zło, zdrada, krzywoprzysięstwo. Jest Los, który wypełnić się mu­si. Los nieuchronny ma po­stać Butlera (Krzysztof Gor­don), który jest narzędziem w rękach Piccolominiego. Ucieczki przed Losem nie ma, cokolwiek się zdarzy, obróci się przeciw Wallensteinowi i jego najbliższym. Czuje to Tekla (Ewa Ka­sprzyk) kiedy żegna Maxa (Jarosław Tyrański). Max ginie, Tekla szaleje. W tym świecie nie ma dla nich miejsca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji