Benefis
Jest kilka powodów, dla których Gustaw Holoubek po raz czwarty wraca do "Mazepy" Słowackiego i wybiera ten dramat na swoje jubileuszowe przedstawienie z okazji 45-lecia pracy artystycznej. Pierwszym z nich - jak wyznaje sam artysta - jest niewątpliwie uroda dramatu, który choć romantyczny stanowi pewien ewenement, bowiem nie dźwiga obowiązku posłanniczo-ideowego, jest bardziej realistyczny niż metafizyczny. To utwór o niemal kryminalnym wątku fabularnym, świetnie skonstruowany dramat. Ponadto napisany jest cudownym językiem, olśniewająco współczesnym, pięknym i konkretnym zarazem, jasnym, zrozumiałym. No i role. Doskonale zbudowane postacie. Więcej powodów nie trzeba.
Jubileuszowa premiera, benefis wielkiego artysty teatru, to spektakl, gdzie prócz atmosfery samego przedstawienia dochodzi przecież i to bardzo silnie - uroczysty kontekst. Z jednej strony - widowni (odświętnej, wypełnionej znanymi postaciami, luminarzami świata kultury, polityki), z drugiej - sceny. Patrząc dziś na sposób interpretacji roli Jana Kazimierza nieodparcie powraca pamięć o tych wielu rolach, gdzie własna, wypracowana przez Holoubka poetyka gry z charakterystycznym dlań sposobem mówienia wierszem, z owymi przerwami, akcentami, z melodią zdania, z owym fascynującym lekkim pochyleniem głowy itd. itd. - tworzy ciąg ról. Różnorodnych a przecież o wspólnym fundamencie, wspólnym mianowniku, którym jest magnetyczna siła aktorstwa tego artysty (będącego wszak głosicielem świadomości w sztuce aktorskiej, przewagi rozumu nad emocją).
W tym ciągu ról swoje miejsce znajduje też postać z najnowszego spektaklu, rola Jana Kazimierza. Maria Czanerle napisała kiedyś, że nawet te najbardziej zwykle czynności, które Holoubek wykonuje na scenie nabierają u niego charakteru intelektualnego, jakiegoś głębszego sensu. I tak jest w tym spektaklu, niezależnie od tego czy jest to przekomarzanie się króla ze swoim paziem Mazepą, czy jest to uwodzenie Amelii, czy cokolwiek innego. Jan Kazimierz w tym przedstawieniu jest bardzo w stylu Holoubka, z owym znamiennym półuśmiechem, z ta charakterystyczną autoironią, z owym "prywatnym" poczuciem humoru, z tym cynizmem dyskretnym, no i przede wszystkim z owym filozoficznym dystansem w stosunku do wydarzeń i sprawy, którą gra. Gra i jednocześnie komentuje.
"Mazepa" w Ateneum jest doskonałym przedstawieniem pod każdym względem. Nie penetrując utworu wielkiego romantyka poprzez pryzmat naszych historycznych doświadczeń, a zatem nie szukając w nim obrachunku Słowackiego z biografią ojców. Holoubek odczytał ten tekst przede wszystkim jako dramat psychologiczny i tak poprowadził swój spektakl. Ileż tu namiętności i spięć dramatycznych, jaka rozpiętość uczuć i skala przeżyć postaci. Takiego skupienia, ciszy i emocji na widowni dawno już nie widziałam. Aby utwór Słowackiego porwał dziś widownię trzeba wzorowej wręcz obsady, i taką ma Holoubek w swoim przedstawieniu. Koncertowo, wirtuozersko poprowadzone role przez: Piotra Fronczewskiego (Wojewoda), Marka Kondrata (Mazepa), Krzysztofa Kolbergera (Zbigniew), Magdalenę Wójcik - PWST (Amelia). Ten spektakl jest rzadkim przykładem wspaniałych solówek aktorskich połączonych w całość zespołową. Jakież fascynujące wzajemne porozumienie aktorów. Ten spektakl to na scenie Ateneum echo Teatru Dramatycznego z jego najlepszych czasów.