Artykuły

Mazepa - klasyka bez koturnów

Ostatnio w Komedii Francuskiej oglądałem kilka przedstawień Moliera. Choć bywały świetne, nie mniej od sceny fascynowała mnie widownia. Licealiści i studenci na popołudniówkach, wieczorem całe rodziny. Dziadkowie i smarkacze skupieni na "Don Juanie", rozchichotani na "Nadobnych wykwintnisiach".

Biorą, swojego Moliera za pan brat. Bez nabożnej nudy i zadęcia wobec Narodowej Sztuki. Patrzyłem i zazdrościłem. My swoich wieszczów windujemy na piedestał i każemy kochać Mickiewicza za to, że wielkim poetą był. Z niejakim zawstydzeniem odwracamy się od tego, co w polskich dramatach romantycznych bywa fascynującą intrygą, i teatralną przygodą po prostu. A jak dalece bywać może - "Mazepa" Słowackiego świadczy jak na dłoni. Byle go grać i oglądać nie na kolanach.

Bo przecież "Mazepa" z całym szacunkiem dla wielkiego poety - to także znakomita trage­dia... kryminalna. Sztuka ro­dem z powieści płaszcza i szpady, z ducha melodrama­tu. Historia rodzinna rozgry­wająca się w otoczeniu Jana Kazimierza. W małżeńskim wieloboku znajduje się i król i jego paź. Los splata bohate­rów w okrutny węzeł, którego rozwiązanie prowadzi do krwawej tragedii.

Ale też ów dwór, a zwłasz­cza król Jan Kazimierz, zgoła inny ukazuje się u Słowackie­go, niż go znamy z bogoojczyźnianego portretu Sienkie­wicza w "Potopie". Rousseau de la Valette pisał, że "główną pa­sję Jana Kazimierza stanowiła miłość".

Zawzięte kobieciarstwo na­szych koronowanych w XVII wieku opisuje w "Obyczajach staropolskich" Zbigniew Ku­chowicz: "Królowie tej doby wiedli na ogół dość urozmaico­ne życie erotyczne. Miłośnice trzymał w młodości sam na­bożny Zygmunt III, znanym i wyrafinowanym kobiecia­rzem był jego syn Władysław IV. Król wręcz nadużywałby lubieżnych uciech, puszczał "cug pieszczonej Wenerze", co przypłacił zdrowiem i fortuną. Wybitna słabość do płci pięk­nej charakteryzowała też Jana Kazimierza. Głoszono, iż żyje "jak w seraju", że w jego apar­tamentach rozmawia się wy­łącznie o wszeteczeństwach".

Płaszcz i szpada, melodra­mat, romans królewski... Ale również klasyczny... horror - gatunek przez romantyków jakże ulubiony. Romantyzm kochał się bowiem w upior­nych cierpieniach i przerażają­cych tajemnicach. Romanse i poematy grozy zaczytywano ze szczętem. Do naszej współ­czesności na scenie przetrwały tylko dzieła największe, które poza mrożeniem krwi zafascy­nowanym widzom dają równo­cześnie wielką poezję i głębię kreacji bohaterów. Jak "Mazepa" właśnie. Kiedy go dzisiaj oglą­dać, staje się nagle oczywiste, że horrory, filmy grozy i wsze­lakiej maści kinowe i telewi­zyjne dreszczowce nie są by­najmniej wynalazkiem naszej epoki. Są rodem z wyobraźni romantycznej. Zmieniły się tyl­ko środki wyrazu - zresztą na uboższe zwykle.

Czytajmy "Mazepę" z jeszcze innej strony, i równie bezczel­nie. "Króla mam za pana" - woła Wojewoda - "Ale nie w moim domu!" A jak się z tajnych li­stów okazuje, król chce porwać żonę Wojewodzie. No nieźle, wart Pac pałaca. Jan Kazimierz leci na łeb z narodowego pie­destału, ale też i podobni Wo­jewodzie poddani - sobiepano­wie nie wróżą ładu w państwie. Na królewski rozkaz odkrzyku­ją: "Złota wolność szlachecka - zamku nie dam!" I Mazepa ma rację: "Wojewoda to starzec wściekły, co podłą duszę ma".

W takim czytaniu "Mazepa" to pamflet. Bezlitosna rozpra­wa Słowackiego z niegodną li­tości menażerią staropolskich oszołomów. Mężczyźni w tej sztuce szaleją. Króle i pazie, wielmoże i młokosy - szaleją z miłości i zazdrości, z żądzy i nienawiści. Pośród nich Ame­lia, kobieta bezsilna wobec rozszalałych mężczyzn. Jej los bardziej przeraża od cierpień bohaterów zbroczonych krwią i toczących pianę z wykrzy­wionych ust. W tragedii, jak to w tragedii, padają trupy i lu­dzie toną w rozpaczy. Ale w pamflecie Słowackiego naj­głębiej poraża kształt mental­ności polonusów. Obraz tych ludzi zapiekłych, którzy dla własnego honoru - czyli, mówiąc bez koturnów: dla ślepego uporu i żądz potrafią deptać godność każdego i każdej zwłaszcza, która po drodze. Tak czytany "Mazepa" to panop­ticum egocentryzmu.

"Mazepa" Słowackiego swój żywot sceniczny rozpoczął w roku 1847, więc jeszcze za życia poety. Lecz... bez jego wiedzy. I miała miejsce w ...Teatrze Narodowym w Budapeszcie, w języku węgierskim. Znakomity aktor i reżyser, Gabor Egressy, wybrał "Mazepę" na swój jubileusz. Znał się na dramacie i na gu­stach romantycznych widzów.

Podobnie niecodzienna pre­miera "Mazepy" odbyła się w Pol­sce w blisko sto pięćdziesiąt lat później. Największy dziś polski aktor, Gustaw Holoubek, które­go sceniczna twórczość współ­kształtuje gust artystyczny kilku już pokoleń Polaków, w roku 1992 obchodził jubileusz 45-lecia pracy scenicznej. Z "Mazepą" związany od dawna, po raz pierwszy rolę króla Jana Kazi­mierza grał przed laty w teatrze, wystawiał później tę tragedię w telewizji. Swój jubileusz wiel­ki aktor obchodził na jednej z pierwszych scen polskich: w warszawskim Teatrze Ate­neum. Benefis niejako podwój­ny: Gustaw Holoubek gra Jana Kazimierza w "Mazepie", którego reżyseruje Gustaw Holoubek.

Przesadą by powiedzieć, że króla stwarza dwór. Prawdą jest wszakże, że oprawa przydaje blasku. Jubilat wystawił "Mazepę" w doborowej obsadzie gwiazd polskiego teatru i ekra­nu. Obok Holoubka m.in. Ewa Wiśniewska, Piotr Fronczew­ski, Krzysztof Kolberger, Ma­rek Kondrat. Wydarzenie za­iste niecodzienne - plejada zna­komitości polskiego aktorstwa w jednym z największych dra­matów polskiego romantyzmu. Benefis Teatru Polskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji