Artykuły

Antczak w teatrze...

KOLEJNE premiery nadaje nowemu sezonowi teatral­nemu coraz większe ob­roty. Nie wszystkie z nich oczywiście noszą znamię artysty­cznych wydarzeń, ale większość na pewno zasługuje na uwagę. Teatr Dramatyczny np. wysta­wił "Przyjdzie na pewno" Eugene 0'Neilla w reżyserii Jerze­go Antczaka. Sztuki tego autora (1883 - 1983. dramaturg amery­kański, laureat nagrody Nobla w 1938 r.) dają zawsze aktorom możliwość stworzenia interesu­jących kreacji, a że Dramatycz­ny obfituje w talenty - spek­takl liczyć może na zasłużone powodzenie. Sztuka ta, mniej od innych po­zycji tego autora u nas znana, przypomina swoim klimatem "Na dnie" Gorkiego. Ukazuje za­tem ludzi przegranych, tzw. ży­ciowych bankrutów, którzy w osamotnieniu i rozgoryczeniu przeżywają swoje rozczarowa­nia, bez głębszej wiary w możli­wość zmian. A jeśli nawet po­dejmują pewne rozpaczliwe pró­by wyjścia z tej sytuacji, kończą się one niepowodzeniem. Ten z nich, który uosabia ową możli­wość zmian i energię działania, ten z którym wiążą wszyscy swoje nadzieje, okazuje się w finalnej scenie najbardziej na­piętnowany i wyznawszy zabój­stwo żony idzie do więzienia. A najmłodszy z całej kompanii (gra go Marek Kondrat) ma na sumieniu wydanie - dla finan­sowych zysków - własnej mat­ki.

Na scenie, jak już powiedzia­łam, wielu wybitnych aktorów tworzy ciekawe kreacje. W ro­li głównej Gustaw Holoubek, obok Zbigniew Zapasiewicz i An­drzej Szczepkowski na czele bardzo dobrego wyrównanego zespołu. Przyznaję jednak, że tego typu sztuki, tak charakte­rystyczne dla najwybitniejszych dramaturgów amerykańskich na­szego wieku, najbardziej przeko­nują mnie również w wykonaniu amerykańskich aktorów. Ta bo­wiem wewnętrzna szarpanina człowiecza, owe przejście od tra­gedii do nut optymistycznych, bliska jest widać temu narodowi, co potwierdza nie tylko twór­czość 0'Neilla czy Williamsa, ale także znane nam filmy osnute wokół twórczości tych autorów, czy z ich ducha wyrosłe. Tylko Marlon Brando, Paul Newman i im podobni potrafią jakoś tę hu­śtawkę uczuć uczynić prawdopodobną i zwyczajnie ludzką. Niech mnie tu wesprze choćby ostatni spektakl Teatru Te­lewizji na Świecie z "Końcem długiego dnia" tegoż O'Neila, gdzie obok niezrównanej Kata­rzyny Hepburn obejrzeć mogli­śmy przejmujące sylwetki obu braci tak kochających się i nie­nawidzących jednocześnie. Moż­na by tu wymienić również Liz Taylor i Richarda Burtona w "Kto się boi Wirginii Woolf" i inne przykłady tego typu. W naszym rodzimym wykona­niu jakoś się te proporcje prze­suwają, gdzieś ginie codzienność i zwykłość tych ludzi, a ich tra­gedie nabierają wymiarów bliż­szych Gorkiemu niż 0'Neillowi. I wtedy razi mnie w nich pe­wien kabotynizm i jakiś nad­miar zbędnych póz. Tym razem również - mimo satysfakcji z obserwowania poszczególnych ról aktorskich - takie wrażenie w Teatrze Dramatycznym odnio­słam i jakoś ten chory świat pozostawił mnie obojętną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji