Artykuły

Salome, potwór czy ofiara?

"Salome" Richarda Straussa w reż. Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Renata Popkowicz-Tajchert w Twojej Muzie.

Biblijna opowieść o Herodzie, jego małżonce i pasierbicy Salome, która za swój zmysłowy taniec żąda od ojczyma głowy uwięzionego Jana Chrzciciela, okazała się niezwykle intrygująca i inspirująca dla niemal 3000 artystów różnych dziedzin, zwłaszcza malarzy, literatów i muzyków.

Jedną z najczęściej wystawianych oper Richarda Straussa jest "Salome", choć ma on na swym koncie wiele innych znakomitych dzieł operowych. Za libretto posłużyła mu sztuka Oskara Wilde'a napisana dla Sary Bernhardt po obejrzeniu obrazów Gustave'a Moreau przedstawiających Salome.

Przyjęty entuzjastycznie

To dzieło Straussa (po niedawno realizowanej "Elektrze") Opera Narodowa zaproponowała swojej publiczności. Spektakl zrealizowany został w koprodukcji z Narodni Divadlo w Pradze, gdzie miał swoją premierę w październiku 2014 r. i został przyjęty entuzjastycznie.

Zazwyczaj inscenizacje "Salome" idą tropem biblijnym, ukazując rzeczywistość w czerni i bieli, przeciwstawiając świat łamiący wszelkie normy, przepojony okrucieństwem, brutalnością i chorobliwym pożądaniem światowi moralnego porządku, niewzruszonych zasad i czystości reprezentowanych przez Johanaana.

Mariusza Trelińskiego takie spojrzenie nie interesuje. Reżyser za każdym razem stara się na operowych bohaterów i ich perypetie spojrzeć okiem współczesnego człowieka dążącego do zrozumienia istoty ludzkich działań, do wnikania w psychikę scenicznych postaci, w najgłębsze pokłady świadomości, by operowe dzieła wypełnić ludźmi skomplikowanymi wewnętrznie, ukazującymi autentyczne uniesienia, namiętności, przeżycia.

Nie zawsze w pełni mu się to udaje, ale najczęściej dociekliwość przynosi sukces. Ostatnie realizacje Mariusza Trelińskiego pozostawiają niezatarte wrażenie i zasługują na najwyższą ocenę. Zamek Sinobrodego Bartoka, Powder Her Face Adesa spektakl do bólu przejmujący, choć przez wiele osób bardzo powierzchownie przyjęty, a teraz Salome inna niż wszystkie dotychczasowe.

Porzucił biblijny kod

Treliński porzucił biblijny kod, przenosząc opowieść do współczesnego świata zamożnych, prostackich mieszczan.

"Postanowiłem odejść od kontekstu religijnego i skupić się na rodzinie. To próba zrozumienia tej kobiety: zastanowienia się, co może doprowadzić na skraj takiej decyzji, że w ogóle mamy pragnienie obciąć komuś głowę. Wydawało mi się, że jest to opowieść o traumie po spotkaniu ze zbyt wczesną seksualnością. Relacja z mężczyzną jest więc albo uwznioślona i nierealna -uosobiona w postaci doskonałego Jochanaana - albo zupełnie zepsuta" - powiedział reżyser Mariusz Treliński. Z wielkim wyczuciem i konsekwencją tworzy na scenie psychologiczny thriller, oddający atmosferę dusznej, parnej nocy, wyzwalającej zmysłowe pożądanie, niezdrowe pragnienia. W mroczny świat trójki bohaterów wdziera się, dobiegający z oddali głos proroka Jochanaana stający się niemal głosem sumienia wywołującego u wszystkich poczucie winy, a w chorej wyobraźni Salome - obsesyjne pożądanie.

Odkrycie dramatu dzieciństwa Salome

W mrocznej atmosferze, przepojonej napięciami i z trudem skrywanym erotyzmem następuje najważniejszy moment - taniec Salome dla Heroda, czyli "Taniec siedmiu zasłon". Zazwyczaj jest to zmysłowy taniec coraz bardziej obnażającej się bohaterki, która za czarowanie wdziękami w nagrodę ma otrzymać głowę proroka. Mariusz Treliński zamiast erotycznego tańca przedstawia najbardziej dramatyczną, zaciskającą gardło scenę, pokazującą w krótkich, urywanych niby filmowych klatka po klatce sekwencjach sceny kazirodczego molestowania dziewczynki (Salome) przez ojczyma. W tej roli wzruszająca Edyta Herbuś. To jeden z najbardziej zaskakujących, przejmujących pomysłów inscenizacyjnych. Zrealizowany bez cienia dosłowności, minimalistyczny bezbłędny choreograficznie.

Wrażenie pogłębia znakomita i piękna scenografia Borisa Kudlićki oraz świetne wizualizacje Bartka Maciasa.

Na szczególną uwagę zasługuje bogata instrumentacja opery i jej melodyczne wyrafinowanie, co maestro Stefan Soltesz i orkiestra pod jego kierunkiem potrafili zaprezentować, wydobywając różnorodność barw poszczególnych instrumentów, grając bardzo równo, z wielkim wyczuciem i umiejętnością współpracy ze śpiewakami.

Zadowalająco wypadła także strona wokalna przedstawienia. Rewelacyjnie zaśpiewał i zagrał Heroda Jacek Laszczkowski, Jacek Strauch był świetnym Jochanaanem (śpiewający z różnych części sceny), a Veronika Hajnova - Herodiadą. Natomiast Salome w wykonaniu Eriki Sunnegardh nie zachwyciła. Jej sopran był zanadto rozwibrowany i za mało dramatyczny.

Jednak bez wątpienia jest to jedno z najlepszych przedstawień sezonu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji