Powitanie wiosny latem. Baletowa premiera
Świetne Święto wiosny i nieco słabszy Krzesany poprzedzony Siwą mgłą to ostatnia w tym sezonie premiera Teatru Wielkiego.
Połączenie baletów do muzyki Igora Strawińskiego i Wojciecha Kilara uzasadnia podobieństwo tematyczne — oba nawiązują do rytuałów związanych z odrodzeniem przyrody.
W Święcie z podtytułem „Obrazy z życia dawnej Rusi" Strawiński przywołuje pogański obrzęd ofiarowania dziewicy na przebłaganie sił natury, w Krzesanym Kilar zinterpretował muzycznie podhalański rytuał krzesania ognia na powitanie wiosny. Dzieła są często porównywane. O Święcie Marthy Graham pisano w kontekście Krzesanego, gdy jego wersję choreograficzną przygotował Conrad Drzewiecki, a także przy okazji prezentacji baletu w Théâtre des Champs-Elysées. To tam w 1913 roku publiczność oburzyła prapremiera Święta wiosny, zarówno muzycznie (Camille Saint-Saens demonstracyjnie opuścił teatr, mówiąc do sąsiada: — Jeśli to jest fagot, to ja jestem goryl), jak i „prymitywnym" tańcem.
Zestawienie tych dwóch baletów nie było może szczególnie oryginalne, ale dzieła wchodzą ze sobą w interesujący dialog. Szkoda tylko, że wytańczone wiosenne rytuały łódzka publiczność obejrzała u progu lata.
Święto wiosny w interpretacji Marthy Graham (autorami reinscenizacji są Maurizio Nardi, Ben Schultz i Denise Vale) zachwyca. To nie tyle opowieść o siłach natury (Niżyński wyjaśniał w jednym z wywiadów, że w Święcie nie ma istot ludzkich, lecz inkarnacja przyrody), co dramat psychologiczny. Wybrana nie tańczy u Graham na śmierć. Do końca opiera się wyrokowi, przeciwstawia się Szamanowi (Nazar Botsyi) i obojętnej społeczności. Alicja Bajorek wykonała to zadanie fantastycznie. Sugestywnie przedstawiona została również rozpacz kochanka, z którego barków Szaman porywa Wybraną, by oddać ją w ofierze.
Przyzwyczajony do klasyki zespół baletowy miał bardzo trudne zadanie. Artyści z nowojorskiej Martha Graham Dance Company pracowali z nim nad przyswojeniem języka tanecznego Graham, opierającego się na napięciu i rozluźnieniu, impulsach. Choć Święto jest muzycznie nieprzewidywalne, tancerzom udało się dobrze zsynchronizować. Z niełatwą materią dobrze poradziła sobie orkiestra, którą pokierował Tadeusz Kozłowski (brawa dla fagotów).
Opowieść o ofierze rozgrywa się w ascetycznej scenografii, bez ludowych kostiumów odnoszących do ruskiego folkloru i bez wiejskiego pejzażu w tle. Gra kolorem jest łącznikiem pomiędzy Świętem wiosny a prezentowanym w drugiej części widowiska baletem Kilara i Henryka Konwińskiego. W dekoracjach do Siwej mgły i Krzesanego rażą tandetne szklane góry.
Konwiński postanowił połączyć Krzesanego z poematem wokalno-symfonicznym Siwa mgła. Problemem Arkadiusza Anyszki (baryton debiutował rolą Figara w Cyruliku sewilskim Rossiniego w Teatrze Wielkim) jest artykulacja. Nasycony gwarą tekst jest niezrozumiały, przydałyby się napisy.
Rozczarował Jakub Jóźwik — nie do końca rozciągnięty, bez artystycznego wyrazu. Nieźle natomiast dali sobie radę japońscy górale (ach, ta globalizacja).
Świetnym pomysłem było efektowne zakończenie, nawiązujące do nagrywanego pod Giewontem Krzesanego według scenariusza, w choreografii i reżyserii Conrada Drzewieckiego.