Przemoc rozbrojona (fragm.)
Tfu, na psa urok.
Do carskiego czynownika Tarełkina znowu się dobrali jego prześladowcy. Kiedyś go odmienili w wilkołaka, a teraz wilkołaka spróbowali przerobić na wesołka. Chytrus broni się jak może, ale że mu kazano występować w cyrku, kończy na roli klauna.
O czym tu mowa?
Znakomity rosyjski autor z ubiegłego wieku, Suchowo-Kobylin napisał "Śmierć Tarełkina", zjadliwą, zabójczą satyrę na zgangrenowaną biurokrację carską i system ucisku, poniżania człowieka - a znany reżyser Bohdan Korzeniewski wznawiając "Śmierć Tarełkina" w Teatrze Dramatycznym zrobił z groteski makabrycznej - groteskową burleskę. Na skutek tych zabiegów ulotniła się ze szczętem groza, uosobiona w policji (której doświadczył Suchowo-Kobylin na własnej skórze) - a rozrósł się "żart sceniczny", złożony z dowcipów, podpowiedzianych przez reżysera; czasem te dowcipy są dobre, częściej takie, że czułem się zażenowany (ksiuty służącej Tarełkina ze swoim panem, gierki pijanego komisarza policji, wygłupy świadków i stójkowych, obżarstwo inspektora policji, wobec którego Gargantua to głodomór). Widzowie śmieją się, to prawda. Śmieją się nawet, wówczas, gdy udręczony Tarełkin błaga o łyk wody i odchodzi od zmysłów. Ale czy o taki śmiech szło autorowi? Tarełkin powinien budzić odrazę i współczucie. Warrawin - obrzydzenie i lęk. Tymczasem nad wszystkim górują błazenady.
Skąd się to wzięło? Cenię twórczość teatralną Korzeniewskiego, entuzjazmowałem się jego inscenizacją "Męża i żony" Fredry, chwaliłem wytrwałość, z jaką cyzelował swego "Don Juana" Moliera, póki zeń nie zrobił popisu swoich reżyserskich właściwości. Ale Korzeniewski ma skłonność do przedobrzania, aż staje się ono natręctwem. Musiałem o nim kiedyś napisać, że "reżyser zgrzeszył pychą" - wtedy mianowicie, gdy przetasował "Dziady" jak talię kart i chciał być mądrzejszy teatralnie: wyszło niedobrze, ale nie Mickiewicz przegrał.
Coś podobnego zaszło z obecną "Śmiercią Tarełkina". Korzeniewski zrobił niegdyś doskonałe, surowe przedstawienie tej sztuki. A teraz znowu przeholował, przemędrkował, wszystkiego dał za dużo, I skeczów, i gagów, i rozśmieszania na siłę. Tylko sensu zabrakło. Usiłował doń wrócić, w roli tytułowej, Zbigniew Zapasiewicz, czasem z powodzeniem. I to były jasne, bo mroczne, sceny w tym ambitnym a tak źle ukierunkowanym przedstawieniu.
Sztuka Suchowo-Kobylina jest o przemocy.<<<