Piętnaście lat metromanii
Na początku lat 90. na ulicach na dobre zagościły reklamy i jak grzyby po deszczu zaczęli pojawiać się rezolutni przedsiębiorcy. Jeden z nich - Wiktor Kubiak - wpadł na niespotykany na tej szerokości geograficzną pomysł, który brzmiał - "na kulturze też można zarobić".
- To był karkołomny jak na tamte czasy pomysł - wspomina Janusz Stokłosa. - Inwestycja na początku miała wynosić ok. 50 tysięcy dolarów, skończyło się na kilku milionach. I udało się - mówi autor muzyki do musicalu. To znaczy zwróciło się.
Undergroundowa miłość
Pomysł był prosty - miało być żywiołowo, kolorowo, z biglem i uczuciem. Taki też był scenariusz "Metra" sióstr Miklaszewskich. Rzecz działa się w metrze jednej z europejskich metropolii. Musical opowiada o grupie młodych zbuntowanych ludzi. Spoiwem dramaturgicznym był konflikt między idealistyczną postawą i marzeniami, a pokusą pieniądza i sławy. Pod koniec lat 90. zagrano 1000 spektakli, a popularność przedstawienia miała także przełożenie na rekordowe nakłady płyt z kompozycjami z "Metra". Były występy we Francji oraz w Rosji, gdzie musical uhonorowano Złotymi Maskami.
Kuźnia talentów
"Metro" dało wiele talentów. Dla Janusza Józefowicza - wówczas młodego reżysera i choreografa to był wielki sprawdzian. Z bardziej doświadczonym Stokłosą założyli potem Studio Buffo, teatr który do dziś świetnie sobie radzi, konkurując z inną sceną muzyczną - Teatrem Roma.