Wesołych świąt
Teatr Dramatyczny w Warszawie wystąpił z polską prapremierą komedii Alana Ayckbourna "Wesołych Świąt!", która w londyńskim Criterion przekroczyła właśnie osiemset przedstawień. Z równym powodzeniem grana była w Stanach Zjednoczonych oraz wielu innych krajach od Francji po Australię. Trzydziestosześcioletni w tej chwili Alan Ayckbourn, aktor i reżyser, przed ośmiu laty wystartował jako dramaturg i od tego czasu każda nowa komedia ugruntowuje jego pozycję. Kazimierz Piotrowski, tłumacz Ayckbourna, przytacza w programie całą serię angielskich i światowych sukcesów autora "Wesołych Świąt!" oraz niezmiernie pochlebne opinie krytyków. Trzeba zresztą powiedzieć, że powodzenie u publiczności znacznie wyprzedziło uznanie krytyki. W początkach kariery dramatopisarskiej Ayckbourna pisano o nim jako o zręcznym twórcy współczesnych komedii bulwarowych i raczej nie doszukiwano się w nich głębszych podtekstów. Dziś jest już inaczej. Recenzent angielskiego "Sunday Tele-graph" tak pisał o "Wesołych Świąt!": "Jeżeli zdołamy zebrać myśli wśród paroksyzmów śmiechu, znajdujemy w nowej sztuce Ayckbourna, jak w lustrze, obraz odpychającego oblicza kapitalizmu - bardziej przenikliwy i demaskujący niż w tym wszystkim, co się gra na scenach naszych zaangażowanych teatrów". Aż tak dobrze nie jest. Sprawdziliśmy to na własne oczy w Dramatycznym. Trzeba jednak oddać Ayckbournowi sprawiedliwość, że portretując angielską klasę średnią uchwycił pewne rysy wspólne arrywistom różnych szerokości geograficznych. Mimo wszelkich różnic obyczajowych pan Sidney Hopcroft z "Wesołych Świąt!" ze swoją filozofijką, sprowadzającą się do hasła "śmierć frajerom", wcale nieźle przypomina różnych naszych panów Iksińskich. Nasi nie mają wprawdzie własnych przedsiębiorstw budowlanych bogacących się na nieuczciwym wykonawstwie, ale hołdują nieuczciwemu wykonawstwu w nie swoich przedsiębiorstwach - co w końcu na jedno wychodzi. Twardy arrywizm podszyty chamstwem na pewno nie jest specjalnością wyłącznie angielską i polska widownia z rozbawieniem odkryła w angielskich kuchniach swoich dobrych znajomych. Rzecz dzieje się bowiem w trzech kuchniach w trzy kolejne wieczory wigilii Bożego Narodzenia.
Komedia Ayckbourna porządnie warsztatowo zrobiona, w drugim akcie wręcz bardzo dobra, kiedy to autor każe swoim bohaterom otrzeć się o dramat, będzie się i na naszych scenach cieszyła długim powodzeniem. W repertuarze naszych teatrów komedie współczesne pojawiają się w dawkach homeopatycznych. Raz dlatego, że rzeczywiście ten gatunek nie przeżywa teraz największego rozkwitu. I to nie tylko u nas. A po wtóre - teatry stronią od komedii współczesnych. Po premierze w Dramatycznym słyszało się głosy, że owszem i sztuka Ayckbourna, i przedstawienie są wcale niezłe, ale dlaczego akurat w tym teatrze mamy je oglądać. Chodziło po prostu o to, że poważna, licząca się scena nie powinna się zniżać do grywania rzeczy wyłącznie ku rozrywce. Myślę akurat odwrotnie. Grana tu od lat "Czarna Komedia" Shaffera nie przyniosła ujmy Dramatycznemu, a "Wesołych Świąt!" wcale nie jest gorsze. Dobrze zrobiona komedia jest tak samo dobrą wizytówką teatru jak każda inna sztuka. I nie przesadzajmy - nie za każdym razem trzeba sięgać dna egzystencji, tym bardziej że się to i tak rzadko udaje. A jakie racje przemawiają za tym, by spragnionych rozrywki, dwóch godzin niegłupiej zabawy odsyłać w Warszawie wyłącznie do "Komedii" i "Syreny". Jednym słowem nieźle się stało, że Dramatyczny pokazał Ayckbourna.
Przedstawienie reżyserował LUDWIK RENÉ. Jest ono czyste, sprawne, konsekwentne. Po prostu dobre rzemiosło. Jest także dobrze grane, czego już nie można uznać za normalne, jak w przypadku reżyserii Renégo. Aktorzy tak mało grywają komedii współczesnych, że byłoby naturalne, gdyby źle się w tym gatunku czuli. Szczęśliwie się stało inaczej. Przepiszemy cały afisz, bo wszyscy spisali się doskonale. A więc - GRAŻYNA STANISZEWSKA (Jane Hopcroft), MAREK KONDRAT (Sidney Hopcroft), MIROSŁAWA KRAJEWSKA (Ewa Jackson), WOJCIECH POKORA (Geoffrey Jackson), KRYSTYNA KAMIEŃSKA (Arrabela B. Wright), TADEUSZ BARTOSIK (Ronald B. Wright
Scenografowi TERESIE PONIŃSKIEJ należą się duże brawa za trzy różne wnętrza kuchenne, które nie tylko dają się bez znudzenia oglądać jako takie, ale w dodatku nieźle charakteryzują właścicieli.