800 razy Metro
Może to niewiarygodne, ale spektaklowi "Metro" stuknęło już 800 przedstawień. Niby nic nadzwyczajnego wobec np. 2 tysięcy dowolnego spektaklu na Broadwayu, gdzie sztuka rodem z Polski poniosła klapę, ale jak na nasze warunki to niemal rzecz bez precedensu.
Sukces jest tym większy, że "Metro" było spektaklem nie chcianym. Gdzie się nie pojawiło, wybuchały awantury. Co istotne nigdy o jakość przedstawienia, ale wokół kwestii administracyjnych. Narzekał dyr. Teatru Dramatycznego Maciej Prus, że traci dużą scenę. I miał rację. Narzekali różni radni miejscy, że przeszkadza się robić na "Metrze" interes. Narzekał producent Wiktor Kubiak, że się na niego napada. Nigdy nie narzekała publiczność i artyści.
Nie da się ukryć, że "Metro" miało dwa wymiary. Pierwszy nie podlegający żadnej dyskusji - artystyczny. Oto pojawił się spektakl nowoczesny. Rockowe przedstawienie na miarę oczekiwań. Już kiedyś wystawiono w Polsce rock operę pt. "Naga", ale daleko jej było do wymiaru "Metra". Publiczność dostała coś nowego i chodziła na przedstawienia.
Drugi wymiar to, najogólniej mówiąc, prasowo-prawny. Dziw aż bierze, ale media niezbyt przychylnie ustosunkowywały się do nowości. Zaznaczono premierę, odnotowano wielką porażkę na Broadwayu i...cisza. Nikt nie pokusił się o wykazanie talentów, które pojawiły się na scenie dzięki "Me-
tru". Liczono straty, starcia. Dużo było o menedżerze Wiktorze Kubiaku, który rozłożył kilka przedsięwzięć, mniej o Januszu Józefowiczu, jeszcze mniej o Januszu Stokłosie. Najmniej o wrażeniach artystycznych, muzyce. Zachwycano się prawnymi zatargami o budynki teatralne, jakie to wojny toczyły się ponad "Metrem".
Tymczasem okazuje się, że spektakl przetrwał i nadal cieszy się powodzeniem. Formuła jest może nieco przestarzała. Tego rodzaju balety prezentowano w USA, kolebce musicalu, już w latach pięćdziesiątych. Tyle że poza USA przedstawienia takie nie wyjeżdżały. Muzyka mimo kilku lat wieku nadal podoba się i w porównaniu z licznymi płytami ukazującymi się co rusz w sklepach może uchodzić za nowatorską. Nic w tym zresztą dziwnego. Można ją zaliczyć do ambitnych form rocka, zupełnie obcych wielu naszym artystom. Publiczność nadal chce "Metra".
I tak wystarczyło przejść nad spektaklem do porządku dziennego, by sam zaczął się bronić. Machnięto ręką na artystów, przestano zajmować się "Metrem" jak zjawiskiem, a 800 przedstawień stuknęło. I tu ciekawostka. Nikt jakoś tego faktu nie odnotował, a tymczasem wielu rockfanów słucha czasem wyjętych z "Metra" nagrań i zachwyca się nimi. Jeśli tak dalej pójdzie, doczekamy się tysięcznego przedstawienia, co na dobre wszystkim wyjdzie.