Artykuły

Kraków. Zakończyła się konferencja o Andrzeju Wajdzie

Twórca "Kanału" obchodził w Krakowie 90. urodziny. Sypał anegdotami, a naukowcy odkrywali jego mniej znane oblicze.

Skończył w tym roku dziewięćdziesiąt lat oraz swój kolejny film "Powidoki", który wejdzie do kin jesienią. Jest w znakomitej formie, co udowodnił podczas spotkania z widzami w Krakowie. Andrzej Wajda obchodził tu swój okrągły jubileusz. Miasto poświęciło mu z tej okazji m.in. konferencję naukową, która zakończyła się wczoraj.

"Powidoki" na horyzoncie

Twórca "Popiołu i diamentu" odsłonił przed publicznością kulisy pracy nad "Powidokami". To opowieść o malarzu - Władysławie Strzemińskim, który tworzył w kręgu polskich konstruktywistów. - Interesował mnie Strzemiński jako jeden z najbardziej pokrzywdzonych artystów okresu PRL-u. Władza odebrała mu wszystko; pozbawiła pracy, domu, zniszczyła studio, w którym tworzył. Malarz trafił na ulicę. Był wycieńczony. Taki Strzemiński stał się bohaterem mojego filmu - opowiadał Andrzej Wajda, który w roli malarza obsadził Bogusława Lindę. Czy ta rola otworzy aktorowi nowy rozdział w karierze?

Wajda nie pokazuj!

Reżyser "Kanału" słynie bowiem z dobrej ręki do aktorów, z których potrafi wydobyć niedostrzegane przez nikogo przymioty. Skąd ta umiejętność? - Jeżeli ktoś potrzebuje wolności, musisz mu ją po prostu dać - mówił Andrzej Wajda. To podstawowa recepta reżysera na powodzenie w zawodzie filmowca. Ale początki nie były łatwe.

- Chcąc osiągnąć najlepsze efekty w pracy z aktorami, postanowiłem, że najlepsze będzie pokazywanie im, jak mają dla mnie grać - powiedział Wajda. Z tej maniery skutecznie "wyleczył" twórcę Tadeusz Łomnicki, który na widok reżysera odgrywającego postaci ze swych filmów, powiedział: "Nie pokazuj, nie pokazuj, bo naprawdę ci tak zagram".

- Dlatego często powtarzam początkującym twórcom, by słuchali tego, co inni mają im do powiedzenia: "Nie oburzajcie się. Nie mówcie nie, tylko tak. Czas na mówienie nie też nadejdzie" - zapewniał jubilat.

Podszepty za plecami

Dziś nie wypiera się, że wiele swoich sukcesów zawdzięcza ludziom, którzy nieświadomie poszeptywali mu różne sugestie. - Przemykali za moimi plecami, a ja uważnie ich słuchałem - przyznaje Wajda.

Reżyser przywołuje w tym kontekście jedno z pierwszych spotkań z malarzem - Andrzejem Wróblewskim; nastąpiło, gdy Wajda studiował malarstwo w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. - Podszedł do mnie i zaproponował: "Przyjdź do mojej pracowni. Zobaczysz, jak maluję". Poszedłem. Gdy zobaczyłem cykl "Rozstrzelań", zrozumiałem, że nigdy nie będę malarzem. To, co powinno zostać namalowane - namalował Wróblewski. Lepiej nie można. Swojego miejsca zacząłem więc szukać na polu filmowym - wspomina Andrzej Wajda.

Podobnie kiełkowały później w głowie reżysera pomysły na kolejne filmy. - Raz przechodził obok mnie Andrzej Żuławski, który spytał: "Czytałeś Ziemię obiecaną?". Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą: nie. Na co on, wzruszył ramionami i rzucił tylko: A ja tak. Zaciekawił mnie. Oczywiście prędko sięgnąłem po powieść Władysława Reymonta i szybko zrozumiałem, że na jej podstawie musi powstać film - przywołuje zdarzenia z przeszłości Wajda.

A jak było z pamiętną sceną zapalania "spirytusowych zniczy" w "Popiele i diamencie"? - Kuba Morgenstern to wymyślił. Bohaterowie grani przez Adama Pawlikowskiego i Zbyszka Cybulskiego mieli początkowo rozmawiać o tym, kto zginął na wojnie, przy sałatce śledziowej. Zrezygnowałem jednak z tego, bo idea Morgensterna była lepsza. Ale podpalany spirytus nie płonął tak efektownie, jakbym tego chciał i wtedy krzyknąłem do kogoś z ekipy: "Przynieście mi tu paliwa do zapalniczek!". Dopiero wtedy spirytusowe znicze zapłonęły!

Wajda odkrywany Nie tylko Andrzej Wajda opowiadał o swojej twórczości. Przyglądali się jej również wybitni filmoznawcy, wypowiadający się wczoraj w Międzynarodowym Centrum Kultury. Prelegentów słuchał również reżyser. Szczególnie interesująco prezentowały się tezy o zmysłowym oddziaływaniu jego twórczości na widzów.

Naukowcy zwracali też uwagę na nadmiar wykorzystanych przez reżysera środków filmowego wyrazu - jako sposób na przepracowanie przez Wajdę wojennej traumy. Przedstawiali również "Wesele" jako dzieło nie tyle rozprawiające się z polskimi mitami, a utwór głęboko egzystencjalny, wyrażający przede wszystkim modernistyczne poczucie przemijania czasu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji