Artykuły

Pora na sponsora

Wszyscy chyba wiedzą, że Janusz Józefowicz nie zrealizo­wałby musicalu "Metro" bez Wiktora Kubiaka i jego pomo­cy, czyli pieniędzy. Nikt dokła­dnie dziś nie wie, ile zainwesto­wał Kubiak w to przedsięwzię­cie i podobno nie sposób dokła­dnie tego wyliczyć. Kubiak bo­wiem nie tylko wynajął i kom­pletnie wyposażył nawet mie­szkania dla młodych członków zespołu, poniósł wszelkie ko­szty związane z realizacją spek­taklu, lecz także wydał niemało w związku z podróżą do USA. Warunkiem wystawienia "Me­tra" na Broadwayu było opłace­nie za wykonawców stawek ustalonych przez amerykańskie związki zawodowe i obowiązu­jących amerykańskich artystów. Biznesman Kubiak, jedyny pro­ducent musicalu (to za oceanem przysporzyło mu tylko wrogów, bo dostrzeżono w nim groźnego konkurenta), miał plany związa­ne z Teatrem Dramatycznym. Do wykupu jednak nie doszło ze względu na niejasne kwestie własnościowe. O Wiktorze Ku­biaku zrobiło się cicho, ale, jak twierdzą dobrze poinformowa­ni, jeszcze o nim usłyszymy.. Ma ponoć nowe pomysły doty­czące kultury.

Takich ludzi jak Wiktor Ku­biak nazywa się współcześnie sponsorami, chociaż to słowo przyswojone polszczyźnie z ję­zyka obcego, nie najlepiej brzmiące. Mecenas brzmi bez porównania lepiej, choć jego źródłosłów też obcy. Ale trady­cje bogatsze. Jak zwał, tak zwał - najważniejsze w końcu pienią­dze. Mecenasów, sponsorów, darczyńców czy dobrodziejów tymczasem coraz mniej. A co­raz bardziej byliby kulturze po­trzebni.

Kilka lat temu grono przed­siębiorców - prywatnych, pań­stwowych i "spółkowych" - wspierających kulturę było na Wybrzeżu nawet dość liczne i wiele wskazywało na to, że bę­dzie się powiększać. Stało się inaczej. Państwowe firmy popa­dły w tarapaty lub w wyniku przekształceń zmieniły status. Kłopoty ekonomiczne dosięgnęły też wielu prywatnych bizne­smenów. Po "Klubie Sponsora" utworzonym w odruchu entuzja­zmu przez wojewódzką admini­strację, pozostało wspomnienie. Ówcześni finansowi potentaci (to przecież ELGAZ uratował jeden z poprzednich filmowych festiwali) utracili pozycję, no­wych "rekinów" nie widać. Jeśli zaś nawet są, to na sprawy kul­tury są raczej obojętni.

W czasach powszechnego zubożenia społeczeństwa podział wszelkich pieniężnych nadwyżek staje się sprawą kon­trowersyjną, drażliwą i wnikli­wie rozpatrywaną. Żadne gre­mium w rodzaju zarządu firmy lekką ręką nie "odpali" dziś zło­tówek na cele kulturalne, jeśli może je zainwestować na przy­kład we własny rozwój, czy podzielić na rzecz pracowni­ków. Kiedyś, gdy dzielono państwowe, czyli "niczyje" znacz­nie łatwiej było o piękne gesty - zauważył jeden z dyrektorów dużego trójmiejskiego teatru. Wie co mówi, bo ten akurat te­atr też miał swoje liczne grono sprzymierzeńców, a obecnie po­przez specjalnie powołane kole­gium, szuka ich niemal "ze świecą".

Powody są znane: nasze pra­wodawstwo finansowe nie mo­tywuje do wspierania kultury. I o ile jeszcze czasem poruszy zamożnych niedola istot upośle­dzonych, bezbronnych i bezrad­nych, o tyle niedostatkiem w sferze kultury mało kto się te­raz wzruszy. W końcu zawsze była biedna! I wytworzył się osobliwy paradoks - najpew­niejszym oparciem wielu insty­tucji i placówek pozostają lokal­ne samorządy, ale i one groszem na ogół "nie śmierdzą". Czyżby więc pozostawało czekać na ko­lejnego Kubiaka, który nie tylko nie boi się ryzyka, ale przede wszystkim - ma pieniądze?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji