Metro - teatr na dziś?
O tym spektaklu napisano już tak wiele, że gdyby zebrać wszystkie opublikowane do dnia dzisiejszego na jego temat materiały - to otrzymalibyśmy pokaźny zbiór, który mógłby uchodzić za monografię największego wydarzenia w polskim teatrze ostatnich lat. A przecież, w żadnym wypadku. "Metro" - przynajmniej w sensie artystycznym - wydarzeniem nie było. Powstały przed kilku laty - pierwszy polski musical wyprodukowany przez prywatnego producenta, szybko stał się ulubieńcem publiczności i pupilem dziennikarzy. "Metro" stało się ucieleśnieniem - w małej skali - "mitu hollywoodzkiego". Prowadzona przez doświadczonego choreografa - Janusza Józefowicza grupa młodych ludzi - w większości debiutantów, poprzez długi okres prób i treningów zdobyła sprawność fizyczną, ruchową i wokalną o jakiej większość profesjonalnych aktorów może tylko marzyć. Ale czy sprawność fizyczna może stanowić podstawę konstrukcji teatru? Przecież aktorzy teatru Grotowskiego - Laboratorium czy teatru z Gardzienic również byli niezwykle wyćwiczeni, ale nie to stanowiło o sile ich przedstawień. Okazało się jednakże na przykładzie "Metra" jak publiczność, a w szczególności jej młodsza część jest spragniona - spontaniczności, tańca, czy po prostu odrobiny życia. Klasyczny, zawodowy teatr proponuje wiele zrealizowanych znakomicie sztuk. Wiele w nich dobrego aktorstwa, interesującej muzyki itd. Brak im jednak - owej naiwnej spontaniczności, która poprzez swoją bezpośredniość potrafi porwać widownię. "Metro" jest banalną historyjką z nienajlepiej napisanymi songami. To jednak widzom wciąż licznie wypełniającym sale gdzie ten spektakl jest grany - wcale nie przeszkadza. Ba - wręcz stanowi atut. Specyficzna prymitywność języka teatralnego jakim operują Józefowicz oraz autorki tekstu - siostry Miklaszewskie stanowi o tym, że przeciętny nastolatek uznaje spektakl - "za swój". W taki sam sposób w jaki uznaje "za swojego" - Jurka Owsiaka - z jego naturalnością i prostym językiem. "Metro" jest niewątpliwie dzieckiem epoki videoklipów. Jest sygnałem, że z wkraczającą w dorosłe życie widownią należy rozmawiać już nie językiem romantycznej poezji - ale tekstami piosenek rockowych. Zrozumiał tę prawdę już wiele lat temu Adam Hanuszkiewicz - poszukując w swoich kolejnych spektaklach nowej estetyki, poprzez którą mógłby nawiązać kontakt ze "zbuntowanym pokoleniem". Nie są to zmiany, które mogą wprawić w entuzjazm. Powiem więcej - są to zmiany najgorsze z możliwych. Ale są. I biadania mędrków niewiele tu pomogą. "Metro" w najbliższych dniach przyjedzie do Krakowa. I jestem pewien, że młoda publiczność pospołu ze starszymi licznie wypełni halę Wisły. I zupełnie nie będzie im przeszkadzać w oglądaniu tego musicalu fakt, iż w jego ojczyźnie - na Broadwayu poniósł polski spektakl sromotną klęskę. Krótka historia z amerykańską karierą "Metra" jest oczywiście potwierdzeniem wszystkich logicznych i merytorycznie słusznych argumentów formułowanych przeciw temu spektaklowi. Nie uwzględnia jednak - podstawowego składnika każdego dzieła teatralnego - owego napięcia czasu występującego tu i teraz, które przewija się w oczekiwaniach widowni. I w tym sensie twórcy "Metra" odnieśli sukces jakiego wielu z ich zawodowych kolegów, nawet realizując najbardziej wybitne spektakle nie są zdolni osiągnąć. Szkoda tylko, że w świadomości sporej części widowni teatr polski kojarzył się będzie z podrygami kolorowo odzianych panienek i młodzieńców. Bowiem choć, na razie taki teatr zaspokaja gusta estetyczne odbiorców, trudno sobie wyobrazić aby miał on stanowić dzień powszedni polskiej sceny.