Artykuły

Metro zdało pierwszy egzamin

TELEFONEM Z USA

To, o czym może tytko marzyć wielu młodych Ameryka­nów - występ na Broadwayu - stało się udziałem tańczą­cych i śpiewających aktorów "Metra". Od połowy marca teatr "Minskoff", przy słynnym Times Square, w centrum Manhattanu, okupuje zespół z Warszawy.

"Metro" zdało już, i to na piątkę, swój pierwszy egzamin przed ame­rykańską publicznością. Po prapre­mierze 26 marca widzowie powstali z miejsc, żeby nagrodzić występ burzliwymi oklaskami. Stojąca owacja (tak się to tu nazywa), na pierwszym, przedpremierowym przedstawieniu, to na Broadwayu ewenement wróżący duży sukces.

Nowojorskie przedstawienie różni się znacznie od wersji warszaw­skiej. - Dokonaliśmy wielu zmian - mówi autor "Metra" Janusz Sto­kłosa. - Inny jest początek. Doda­liśmy nowe monologi i elementy choreograficzne. Właściwie to cią­gle coś zmieniamy i ulepszamy. I tak będzie aż do 16 kwietnia, do premiery. Przygotowywaliśmy się do tego od dawna. W ciągu ostatnich dwóch lat byliśmy z Januszem Jó­zefowiczem i Wiktorem Kubiakiem kilkakrotnie w Nowym Jorku i obejrzeliśmy wszystkie musicale. Nie powinniśmy mieć żadnych komplek­sów. Wręcz przeciwnie, uważam, że jesteśmy lepsi.

Zespół "Metra" pracuje ciężko na premierowy sukces. Zgodnie z no­wojorskimi zwyczajem sztuka jest tu grana przez kilka tygodni zanim dojdzie do oficjalnej premiery. W normalny dzień próby trwają od 12,00 do 6.00 wieczorem, potem odpo­czynek przed wieczornym przedsta­wieniem, które zaczyna się o 8.00. W środy, w soboty i w niedziele, kie­dy dochodzą popołudniówki, próby zaczynają się jeszcze wcześniej.

- Różnica jest duża - mówi "Anka", Kasia Groniec. - Mamy przede wszystkim kłopoty z przyzwyczajeniem się do sceny. Jest szersza niż w Warszawie, ale za to płytsza. Od kanału dla orkiestry dzieli nas tylko wąska przestrzeń.

Mamy mało miejsca na sceny gru­powe i stąd ryzyko, że spadnie się do kanału. Są też kłopoty z obsłu­gą techniczną. Wszystko tu jest skomputeryzowane. Można nawet mówić o pewnej bezduszności. Ame­rykańskich techników nie obchodzi to, co dzieje się naprawdę, ale tyl­ko sygnał na komputerze. O mało nie doszło do wypadku podczas "la­tających" scen. W Teatrze Drama­tycznym mieliśmy poczucie bezpie­czeństwa - tu nie. Dodatkowa trudność to oczywiście ta, że śpie­wamy i mówimy po angielsku. Mu­simy cały czas koncentrować się nad wymową.

Magda Debczyk narzeka nie tyl­ko na scenę, ale i na amerykańskie zwyczaje. - W Warszawie praco­waliśmy około 15 godzin na dobę. Chociaż czasami trochę narzekaliś­my na zmęczenie, cały czas mieliś­my świadomość, że nasz wysiłek jest ważny, że tylko w ten sposób możemy coś osiągnąć. Tutaj jest zupełnie inny stosunek do pracy. Amerykańska ekipa robi częste przerwy, czasami pięcio-, czasami dziesięciominutowe. Początkowo nam się to podobało, ale teraz je­steśmy tym raczej poirytowani, po­nieważ w efekcie mamy za mało czasu na próbę. Brakuje mi bardzo warszawskiej atmosfery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji