Dokręcili śrubę do końca. Było naprawdę mrocznie
"The Turn of the Screw" (Dokręcanie śruby) Benjamina Brittena w reż. Natalii Babińskiej w Operze na Zamku w Szczecinie. Pisze Małgorzata Klimczak w Głosie Szczecińskim.
Premiera brytyjskiej opery "The Turn of the Screw" Benjamina Brittena okazała się dziełem mrocznym, ale doskonałym artystycznie.
Do tej pory nikt w Polsce nie podjął się wystawienia tego dzieła z początku XX wieku. Nic dziwnego, jest to materiał trudny do realizacji. W orkiestrze tylko 13 instrumentów, więc słychać każde niedociągnięcie. W szczecińskiej Operze na Zamku niedociągnięć jednak nie było. Orkiestra pod kierunkiem Jerzego Wołosiuka przygotowała się perfekcyjnie i zagrała to arcydzieło muzyczne doskonale, pogłębiając mroczny klimat wiktoriańskiego domu, który widzowie oglądali na scenie.
To właśnie w wiktoriańskim domu, gdzieś na angielskiej prowincji, rozgrywa się akcja "The Turn of the Screw (Dokręcanie śruby)". Młoda guwernantka (Ewa Olszewska) przyjeżdża opiekować się dziećmi. W domu jest tylko Mrs Grose (Lilianna Zalesinska), gospodyni. Obie próbują okiełznać dwójkę dość oryginalnych dzieci. Okazuje się, że to nie jest takie proste.
W domu zaczynają się dziać dziwne i straszne rzeczy. Potęguje się napięcie i uczucie grozy. Pojawiają się Miss Jessel (Bożena Bujnicka) i Peter Quint (Pavlo Tolstoy), którzy okazują się zmarłymi tragicznie mieszkańcami domu. W domu toczy się walka o dzieci, o to, po której stronie mocy pozostaną.
Na scenie oglądamy tylko tych kilka postaci, ale to, co pre-
zentują soliści, jest absolutnie najwyższej jakości. Równie dobrze radzą sobie na scenie dzieci wyłonione w castingu - Agata Wąsik i Mateusz Dąbrowski. Należy też podkreślić dobrze pomyślaną scenografię, która dzięki ruchomej scenie pokazuje nam niemal cały wiktoriański dom, a także piękne kostiumy kobiece, które przenoszą nas w XIX wiek.
