Artykuły

Polski czyściec trwa w najlepsze

JAN BOŃCZA-SZABŁOWSKI: Kiedyś wspominał pan, że jest kilka utworów, o których re­alizacji myśli pan od dawna. Czy jednym z nich było "Wniebowstą­pienie"?

MACIEJ ENGLERT: Tak. To po­wieść, która nie tylko zrobiła na mnie wielkie wrażenie, ale od pierwszego czytania wydała mi się wspaniałym scenariuszem teatralnym. O randze powieści może też świadczyć fakt, że mimo ponawia­nych prób nigdy nie udało mi się uzyskać zgody na jej realizację w czasach PRLu. Wniebowstąpienie" i "Mistrz i Małgorzata" długo leżały na mojej półce.

W wywiadzie-rzece "Pół wieku czyśćca" Tadeusz Konwicki przy­znał, że większość znajomych i przyjaciół właśnie "Wniebowstą­pienie" uznaje za jego najlepszą powieść...

- Też tak uważam. Dla mnie to również bardzo ważna książka. Kie­dy się ukazała, kończyłem właśnie studia. Żyłem w świecie i mieście, gdzie coraz bardziej wszystko do siebie nie pasowało. "Wniebowstą­pienie" przeczytałem jednym tchem, a potem mój egzemplarz zo­stał "zaczytany" przez kolegów. Po­wieść po prostu wymiotło z księ­garń. Dziś pewnie nazwano by ją utworem kultowym.

Opowieść o inteligencie, który stra­cił pamięć i świadomość, bardzo rozzłościła nie tylko władze. Julian Przyboś w "Życiu Warszawy" pisał, że ta książka to "gigantyczna ruja, porubstwo, pijaństwo i kopulacja".

- Jak sądzę, powieść Konwickiego miała niewiele wspólnego z zada­niami, jakie stawiano literaturze na rozlicznych zjazdach pisarzy. Wła­dzy na pewno nie mogła się podo­bać, a Ludowe Wojsko Polskie gło­sem "Żołnierza Wolności" pluło na autora z wysokości 30. piętra Pałacu Kultury. Publiczność miała zdecy­dowanie inne zdanie.

Czy rzeczywiście traktuje pan "Wniebowstąpienie" jak utwór tej miary co "Mistrz i Małgorzata"?

- Nie jestem historykiem literatu­ry i szczęśliwie nie muszę niczego mierzyć ani klasyfikować. Obie po­wieści odegrały w życiu mojego po­kolenia ważną rolę. Moim zdaniem "Wniebowstąpienie" nie zajmuje nadal należnego miejsca we współ­czesnej literaturze. Tadeusz Kon­wicki w swoim dzienniku, z właściwą sobie autoironią wspomina, że pławił się w sukcesie po "Wniebo­wstąpieniu", ale niezbyt długo, bo niebawem wydano "Mistrza i Mał­gorzatę".

Powieść Konwickiego pojawiła się na rynku pod koniec epoki Gomuł­ki i rozgrywa się w tamtej rzeczywi­stości. Czy po tylu latach nie straci­ła na swej aktualności?

- A cóż się zmieniło w poszukiwa­niu lub braku poszukiwania własnej tożsamości? "Polski czyściec" trwa w najlepsze, a może raczej w najgorsze. Co udało nam się zmienić w życiu in­teligencji? Ilu Konradów cierpi na amnezję, ilu ciągle tkwi w chocholim tańcu? Które wartości udało nam się przywrócić w nowym świecie, a jakie straciliśmy bezpowrotnie? To tylko niektóre z wielu pytań, które same ci­sną się na usta.

Sceneria "Wniebowstąpienia" związana jest bardzo ściśle z topo­grafią Warszawy, jak uda się prze­nieść to wszystko na niewielką sce­nę Współczesnego?

- Sam się zastanawiam. Spróbuje­my coś zrobić. Wszyscy mnie pytają "A co z Pałacem Kultury?". Dla mnie jest to akurat najmniejszy problem, teatr jest cudowną umową z widzem. Oczywiście, to bardzo poważne przedsięwzięcie. W przed­stawieniu gra właściwie cały zespół teatru, a stopień trudności, jaki so­bie założyliśmy, daleko przewyższa wszystko, co do tej pory robiliśmy. Będzie to wymagało od nas nie tyl­ko specjalnego wysiłku, ale i na­stępnego kroku w stronę "zespoło­wego" grania. Ale w końcu to prze­cież naturalny stan w Teatrze Współczesnym.

Czy Tadeusz Konwicki uczestniczy w próbach?

- Nie. Nigdy tego nie robi. Pozosta­wił mi wolną rękę i obiecał być na pre­mierze. Mam nadzieję, że będzie dla mnie łaskawy, choć nie do końca w to wierzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji