Andrzej Łapicki poleca: Wniebowstąpienie
Chciałbym zachęcić wszystkich do obejrzenia w Teatrze Współczesnym w Warszawie przedstawienia "Wniebowstąpienie" w reżyserii Macieja Englerta.
Polecam je z kilku powodów. Po pierwsze, jest to tekst mojego wielkiego przyjaciela Tadeusza Konwickiego, a jednocześnie wspaniałego pisarza, dla mnie - najwybitniejszego polskiego prozaika ostatniego półwiecza. Tekst ten został, moim zdaniem, pierwszy raz właściwie użyty w teatrze. Ze sceny przemawia do mnie Konwicki, a nie adaptator czy reżyser dowolnie dobierający wątki, by przeforsować własną wizję. Teatr daje możliwość poznać Konwickiego w trochę inny sposób, za pośrednictwem sceny, reżysera i aktorów.
Druga sprawa, to sam temat - jak Konwicki widział PRLowską rzeczywistość. Jest to szczególnie interesujące dla młodzieży, której nasz kraj może jawić się trochę "po drugiej stronie lustra", jak w "Alicji w krainie czarów". Młodzi ludzie mają dość mgliste wyobrażenie, jak naprawdę było w tej ludowej ojczyźnie. Konwicki pisze o tym z talentem ironisty, z dystansem, ale z jego prozy można wyłuskać wiele informacji o atmosferze i nastroju tamtych lat.
Trzeci powód jest czysto teatralny - "Wniebowstąpienie" to po prostu bardzo dobre przedstawienie. Ma za zadanie przede wszystkim zbliżenie autora i jego myśli do widza, co jest, jak myślę, główną powinnością teatru. I Maciej Englert robi to z ascetyzmem i ujmującą skromnością. Bardzo sprytnie pomyślana jest scenografia, z równoczesnością przedstawiania historii dziejących się we "Wniebowstąpieniu".
W przestawieniu mamy też do czynienia z wyrównanym poziomem aktorskim. To jest właściwie jedyny teatr w Warszawie z prawdziwym, świadomie dobranym zespołem. Ma się poczucie, że nie jest to przypadkowy gwiazdozbiór czy zbiór resztek po gwiazdach. Że ci ludzie zebrali się w jakiejś sprawie. Podobał mi się zarówno Piotr Adamczyk jako uosobienie Charona, zwiedzającego świat podziemi, jak i Andrzej Zieliński, aktor do niedawna mniej znany publiczności, który jako Lilek Czech stworzył wybitną rolę. W epizodach cudowna Maja Komorowska oraz Olgierd Łukaszewicz, który swoją postać stworzył właściwie za pomocą jednego słowa. Oboje dają dowód, że nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy.
To w pełni profesjonalne, artystyczne przedstawienie cieszy mnie nie tylko jako czytelnika, wielbiciela Konwickiego, ale także człowieka teatru.