Artykuły

Teatralny Kredyt to niemal walka byków

Kredyt to druga w kwietniu, a czwarta w tym sezonie premiera w Teatrze im. Mickiewicza. A w właściwie prapremiera, ponieważ częstochowski teatr, jako pierwszy w Polsce, przeniósł na scenę komedię hiszpańskiego autora.


Kredyt stworzył Jordi Galcerán, któremu popularność w Polsce przyniósł tekst zatytułowany Metoda Grönholma (grany zazwyczaj jako Metoda). Choć hiszpańską sztukę przetłumaczyła i przeniosła w polskie realia Rubi Birden, klimat starcia dwóch macho, takiej walki byków został utrzymany.

Spektakl w reżyserii Macieja Kowalewskiego (byłego dyrektora Teatru na Woli) inauguruje wejście zawodników na ring. I tu plus za to pomysłowe, nieco filmowe zagranie. Choć potem mężczyźni ściągają szlafroki i rękawice, prawdziwa walka dopiero się zacznie...

Przedstawienie rozpoczyna się od oczywistości: klient — Adam Walczak przychodzi do dyrektora Spółdzielni Usług Skarbowych (SUS) — Grzegorza po tytułowy kredyt. Nie ma jednak wiarygodnych żyrantów, jakiegokolwiek zabezpieczenia, więc szanse na zdobycie pieniędzy są zerowe. Odpowiedź szefa banku jest łatwa do przewidzenia, reakcja klienta — znacznie mniej. Gdy prośby nie przynoszą efektu, Adam — widząc na biurku rodzinne zdjęcie — stawia na grę va banque: jeśli nie dostanie kredytu, uwiedzie żonę Grzegorza. Ten — po odprawieniu delikwenta, dzwoni do małżonki z anegdotą dnia... I wszystko się oczywiście komplikuje.

I tym, co ciekawi w tym tekście, jest właśnie takie odrzucenie przewidywalnych kwestii. W efekcie panowie zamieniają się rolami, przerzucają punktami zależności. Najpierw to Grzegorz stał na wygranej pozycji, z wyższością opowiadał o ekonomicznych kwestiach, potem to Adam zaczyna rozkładać na czynniki pierwsze tajniki stosunków damsko-męskich.

Szefa banku gra dyrektor artystyczny częstochowskiej sceny Piotr Machalica. Klientem jest Piotr Borowski, który gościnnie występuje w Teatrze im. Mickiewicza. Grają solidnie, z dobrą chemią. A sceny dotyczące tego, jak Lucyna reaguje na Polaków i sposobu, w jaki rozlicza się z Adamem — są świetne.

No właśnie Lucyna... Małżonka Grzegorza obecna na scenie nie ciałem a głosem. Podczas rozmów telefonicznych słyszymy jej głos w słuchawce. W podobny sposób zaznaczona jest obecność sekretarki dyrektora — pani Beatki. To kolejne pomysłowe smaczki.

A zaznaczyć tu trzeba, że nie jest to łatwy realizacyjnie spektakl. Dwóch aktorów, duża scena, do tego dosyć długi tekst... Żeby to wszystko się zgrało, konieczne jest utrzymanie tempa. Na szczęście twórcy zdecydowali się na radykalne cięcia w tekście, dzięki czemu Kredyt składa się z dwóch, średnio 40-minutowych części. Gdyby był dłuższy, historia mocno by się rozmyła. Także scenografia — dyrektorski gabinet, fotele, biurko, komputer — nie ułatwia zadania. Nie ma fajerwerków, czegoś co mogłoby odwrócić uwagę od aktorskiej relacji jeden do jednego. Przy okazji scenografii, jej autorką jest Katarzyna Kiersznowska, córka Krzysztofa.

Zrobione jest to wszystko zgrabnie, także od strony muzycznej (za którą odpowiada Bartosz Dziedzic) czy kostiumowej (przygotowanej przez Polę Gomółkę).

Choć ilość przekleństw na pewno nie wszystkim widzom się spodoba, spektakl bawi — najlepiej świadczą o tym, reakcje premierowej publiczności.

Kredyt koprodukował olsztyński Teatr im. Jaracza i według przyszłościowych planów ma być on grany na różnych scenach w Polsce. A ponieważ rozrywka zawsze jest w cenie, myślę, że publiczność w innych miastach przyjmie go życzliwie.

Dobrą komedię zrobić jest szalenie trudno. Dobrą, czyli taką zaskakującą aktorsko, realizacyjnie, która opowiada o czymś, a potem zostaje w głowie dłużej niż tylko do zejścia aktorów ze sceny.

Kredyt ma takie ambicje, obok warstwy komediowej jest więc podłoże obyczajowe — ukazuje relacje braterskie, małżeńskie czy w ogóle międzyludzkie. Do tego dochodzi również sporo gorzkich wniosków, jednak przede wszystkim to propozycja dla tych widzów, którzy chcą się po prostu dobrze bawić. Jeśli ktoś szuka pomysłu na odstresowujący wieczór, powinien wyjść z Kredytu zadowolony.

Najbliższe okazje, żeby zobaczyć premierową produkcję nadarzą się 20, 21 i 22 maja. Z kolei w czerwcu, już na finał sezonu, na teatralny afisz powróci po przerwie spektakl Być jak Kazimierz Deyna, który wyreżyserował Gabriel Gietzky.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji