Artykuły

Każdy w swoim toi toiu

"Garnitur Prezydenta" Maliny Prześlugi w reż. Cezarego Ibera we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Jacek Sieradzki, członek Komisji Artystycznej XXII Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Jak Konkurs Konkursem nie było jeszcze przypadku, żeby jeden autor miał okazję przedstawić teatralnej publiczności osiem swoich tekstów w ciągu jednego roku. Wygląda to na rekord wszechczasów. Malina Prześluga bezapelacyjnie króluje na afiszach z polską dramaturgią współczesną w ramach 22 konkursowego sezonu, czyli od kwietnia ubiegłego roku do tegorocznego marca. Ostrym sprintem na finiszu zostawiła w tyle swoją odwieczną rywalkę, Martę Guśniowską. Na jej koncie zapisać trzeba cztery prapremiery: "Chomik tygrys" i "Pastrana" w poznańskim Teatrze Animacji, "Może morze" we Wrocławskim Teatrze Lalek i "Garnitur prezydenta" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Tudzież specyficzną prapremierę-sequel: po wielkim sukcesie "Chodź na słówko", Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu, taż firma w koprodukcji z Teatrem Nowym zrealizowała "Chodź na słówko 2". Trzy jej dawniejsze teksty zostały wystawione ponownie: "Smoki" (Teatr Maska, Rzeszów), "Stopklatka" (Teatr Powszechny, Łódź) i "Dziób w dziób" (Teatr Tęcza, Słupsk). Ten ostatni tekst zagrał też w kwietniu Teatr Animacji i gdyby miał premierę ledwie dwa tygodnie wcześniej, rekord dziewięciu wystawień byłby jeszcze bardziej wyśrubowany i trudniejszy do pobicia w przyszłości.

Prześluga należy do tej świetnej grupy autorów (głównie autorek), która ostatnimi laty zrewolucjonizowała pisarstwo dla dzieci i młodzieży, proponując teksty żywe, dowcipne, pisane współczesnym językiem i umieszczone w dzisiejszych realiach. Szanujące inteligencję młodych widzów (oraz ich rodziców) i nie stroniące od podejmowania w atrakcyjnej formie tematów poważnych i bardzo dalekich od gaworzenia milusińskim byle czego. Mając niezagrożoną pozycję na afiszach teatrów lalkowych autorka chętnie próbuje swych sił także w pisaniu dla dorosłych. W ubiegłym roku przyjęła zaproszenie do konkursu zamkniętego na nową sztukę rozpisanego przez Wrocławski Teatr Współczesny. Z sukcesem: jej "Garnitur prezydenta" zdobył - ex aequo z dramatem Bogusława Kierca - najwyższy laur. Prapremierową inscenizację przygotował w marcu Cezary Iber.

"Garnitur prezydenta" jest dziką groteską. Zwariowanym wirem, w którym kołują, zderzają się, zagłuszają wzajem najróżniejsze pogłosy i powidoki naszej codzienności. Jakieś newsy, jakieś hasła, jakieś banały, jakieś echa dawnych lektur, pieśni, modlitw, litanii, obsesji. Ktoś narobił na garnitur prezydenta, czego skutkiem głowa państwa rozdwoiła się na garnitur i prezydenta właściwego, pardon, niewłaściwego, bo czymże on w ogóle jest poza garniturem? Komuś śni się zamach, zamach, zamach, zamach, zamach. Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki budzą się na pomnikach z imperatywem stworzenia opowieści o kimś ze współczesności, ale nie mają o kim i nie mają jak. Płacze pani Słowikowa w gniazdku na akacji, bo pan Słowik gdzieś poleciał, może to on z niebieskich wyżyn zaatakował dygnitarza niewczesną defekacją, a może po prostu zatrzasnął się w toi toiu? Najzwyklejsza Anna Kowalska podobna do wszystkich Ann Kowalskich w ojczyźnie płynie tabloidowym słowotokiem, że do kotleta trzeba więcej mąki, a prezydent wraca do siebie po zamachu, zamachu, zamachu, a mąż jednej takiej pojechał w delegację i ma z tą Delegacją dziecko, które zresztą urodziło się w tym samym momencie, gdy ktoś obfajdał garnitur. Rzekę obsesyjnych głupot podtrzymuje Ptasie Radio, które jak u Tuwima zwykłe codzienne słowa rozwija w słowicze trele, w fioritury i koloratury coraz bardziej oderwane od sensów. Rozpadające się na poszczególne sylaby, zgłoski, melodyjki. Na ostatnich stronach dramatu tańczą oddzielne litery rozsypując się po całych stronach, cząstki wyrazów łączą się w abstrakcyjne zbitki, słowa puchną nagle wersalikami, każą sobie zmieniać czcionkę, albo na inne całkowicie już anarchiczne sposoby urywają się spod pisarskiej kontroli.

Pomysłowość autorki oszałamia i imponuje. Ale i, bądźmy szczerzy, tu i ówdzie irytuje - gdy można odnieść wrażenie, że Malina Prześluga idzie za swoją uwolnioną z rygorów logiki wyobraźnią, konstruuje kolejne atrakcje, cokolwiek zapominając o tym, czemu one mają właściwie służyć. W jaki sposób wpisywać się w tok opowieści. "Garnitur prezydenta" jest, jak zostało powiedziane, zwariowanym wirem, atoli wiry mają to do siebie, że kręcą się w kółko i chwilami owo zakręcenie zaczyna nużyć. Gdy dostajemy jeszcze jedną powtórkę obsesyjnego refrenu, jeszcze jedną egzemplifikację tego samego zjawiska, albo gdy coś jest błyskotliwym skojarzeniem i żadnej innej funkcji poza owym skojarzeniem nie pełni. Pojawia się wówczas lekka pretensja do autorki, że swojej rozhukanej wyobraźni tym razem nie włożyła w narracyjny porządek z jednoznacznie określonym przebiegiem i celem - co przecież potrafi robić doskonale.

Aliści tę pretensję trzeba z miejsca, mówiąc modnym słowem, zdywersyfikować. Adresować ją do autorki, ale i do teatru też. Żeby nie wiem jak się tym zdziwił.

Albowiem na dnie tego rozwichrzonego scenariusza kryje się przecież szansa na linearną i - z zachowaniem całej dygresyjności - uporządkowaną opowieść. Ktoś narobił na garnitur prezydenta i zawalił się cały świat. Pewnie zawalił się dlatego, że i tak trzymał się nie wiadomo na czym i byle g... przyniosło mu katastrofę. Ale tematem widowiska może być mechanika tej katastrofy, jej ciąg przyczynowo-skutkowy. Warunkiem musiałoby być powiązanie epizodów i wątków sztuki w jakiś proces, pokazanie, jak jedno zdarzenie uruchamia kolejne. Ustawienie cząstek opowieści w sznur kostek domina, gdzie przewrócenie jednej przynosi dalsze stłuczki. Przecież jednym z elementów fabuły utworu Prześlugi jest ta niesamowita zgęstka, w ramach której pewien obywatel, który na nieco zbyt długo zatrzasnął się w toi toiu, przespał całą trzecią wojnę światową. W sztukę wpisana jest błyskawiczna apokalipsa, która sama w sobie mogłaby być tematem przewodnim, podporządkowującym sobie pozostałe wątki. Trzeba by tylko włożyć je w pewną logiczną konstrukcję. W dawnych czasach teatr umiał i chciał to robić. Był taki reżyser, Jerzy Jarocki, który swoim rówieśnym dramatopisarzom - Kajzarowi, Iredyńskiemu, Mrożkowi - narzucał żelazną logikę przyczyn i skutków, często niebagatelnie ingerując w materię dramatu. Z reguły z dobrym rezultatem.

Dzisiejszy teatr właściwie nigdy nie tego chce robić. Jego prawo. Ale coś się przez to traci.

Przedstawienie Cezarego Ibera pozbawione tej motoryki, tego narracyjnego napędu, jaki trzeba by w sztukę wpisać, zamienia się w znacznej mierze w serię skeczy. Bardziej czy mniej efektownych, ale pasywnych, statycznych, nie pchających widowiska do przodu. Zaczyna się to już od scenografii. Michał Araszewicz zaaranżował na scenie półkole toi tojów. Po bokach sceny urządził stanowiska dla dwóch arcypolskich ptaków, Orzełka i Bocianka, którzy w intencji autorki mieli być narratorami i komentatorami całej tej zwariowanej opowieści. Ale chciałoby się, żeby narratorzy - tudzież my, widzowie - mieli przed oczami zmienną, dynamiczną scenę i mogli obserwować jakieś zdarzenia, działania, procesy. Tymczasem wszystko zastygło, każda postać sceniczna ma swój niewielki i, powiedzmy, nieprzytulny domek, ruch sceniczny w głównej mierze polega na tym, że kolejne postacie wychodzą ze swego toi toja jak nie przymierzając kukułki z zegara ściennego, odgrywają swoje i wracają z powrotem. Chcąc nie chcąc przedstawienie zmieniało się ty, sposobem w raz lepszy raz gorszy kabaret. Którym oczywiście powinno być. Ale chyba nie tylko nim.

W kulminacyjnej scenie trzeciej wojny z nadscenia zjeżdża efektowna instalacja, kłębowisko butów. Piękny obrazek. Jedna z kilku bardzo efektownych ilustracji pomysłów dramatopisarki. Ale właśnie tylko o ilustracjach można mówić. Nie ma grozy, lęku. Nie ma odniesienia do dziecięcej wyliczanki "Gąski, gąski do domu / Boimy się / Czego / Wilka złego", który to tekst pojawia się na samym początku, a potem przewija się często w grotesce Maliny Prześlugi. I jest, podejrzewam, jednym z podstawowych kluczy, którymi ten utwór powinno się otwierać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji