Stare troski
DWA poważne teatry warszawskie: Dramatyczny i Polski wystawiły z okazji 50-lecia ZSRR dwie sztuki radzieckie o tematyce bardzo różnej i napisane w innym czasie, a jednak mające istotny wspólny mianownik myśli przewodniej. "Człowiek znikąd" Ignatija Dworieckiego wystawiony w Teatrze Dramatycznym ma wiele cech zmodernizowanego "produkcyjniaka", w stylu dobrze nam znanej sztuki Domańskiego "Ktoś nowy". Dotyczy to zwłaszcza głównego bohatera, który próbuje wprowadzić ład do kulejącej fabryki, przy czym nie cofa się przed brutalnością. Ta brutalność prowadzi do dramatycznych spięć. Dzięki temu pozorny "produkcyjniak" nabiera walorów dramatu psychologicznego. Nienowa (jak i u Domańskiego) myśl przewodnia brzmiałaby: dawne, choćby najpiękniejsze zasługi nie mogą być przeszkodą na drodze rozwojowej społeczeństwa. W konkretnym zaś wypadku idzie o usprawnienie fabryki. Jak od lat draży umysły wspomniane zagadnienie dawnych zasług w konfrontacji z nowymi zadaniami może być dowodem zagrana w Teatrze Polskim "Tragedia optymistyczna" Wsiewołoda Wiszniewskiego. Sztuka napisana przed czterdziestu laty ma za tematykę czas wojny domowej i walki z interwencją, a więc wydarzenia jeszcze dawniejsze, bo sprzed pół wieku, właśnie wtedy kiedy formowały się zasady nowej państwowości radzieckiej. Poetyka rewolucyjnego romantyzmu uzyskała w Teatrze Polskim patetyczna ramę inscenizacyjną z elementami jasno tłumaczących się symboli. "Wzbogacenie" tekstu o wstawki pieśniowe budzi skojarzenia z "Balladą o tamtych dniach" Jurandota i Grodzieńskiej, ale układ scenograficzny i muzyka dają artystycznie korzystny dystans do historii. Ten dystans rzuca dodatkowe światło na wspomnianą myśl przewodnia obu sztuk i przedstawień. Mianowicie zasłużony dla rewolucji bohater z roku 1905, grany bardzo ofiarnie przez Stanisława Mikulskiego staje się zawalidrogą dla tej fazy rewolucyjnej, która już wymaga innych zasad dyscypliny i którą uosabiają w "Tragedii optymistycznej" kobieta-komisarz grana przez Krystynę Królównę oraz Wajonen grany przez Henryka Boukołowskiego. Ta parą wyraża nowe wówczas bohaterstwo "wojny domowej" i walki z interwentami, przy tym oboje oddają życie w ofierze, ale przekazują ideę i jej zrozumienie innym, ich śmierć jest tragedią, ale posiew ich ofiary daje podstawę do optymizmu. Rzecz jest filozoficznie przejrzysta, bardziej nawet przejrzysta niż przeniesienie konfliktu między tym co zamierzchłe i tym co twórcze w aurę przemysłowej produkcji we współczesnej nam sztuce "Człowiek znikąd". W tej bowiem sztuce jest wprawdzie zawieszony znak zapytania nad losem nowatora Czeszkowa, ale nie ma ofiar, których byłoby nam aż w takim stopniu żal jak w "Tragedii optymistycznej", przez co zmniejsza się napięcie dramatyczne. Czeszkow nie budzi pełnego współczucia, jeśli nawet docenimy ryzyko, jakiego się podjął. Człowiek tak twardy nie tylko wobec siebie, ale także rodziny i kolegów w pracy, staje się w rezultacie bohaterem zbyt samotnym, żeby widzowie mogli w tym stopniu przejąć się jego losem jak losem bohaterów sztuki Wiszniewskiego.