Artykuły

Wdówka z dolarami

LATO nie chce odejść, w uchu szum morza, pod powieką lazur - w żaden sposób nie można się przestawić na skrzeczącą pospolitość. Co robić? Coś szalonego! Hrabia Daniło Daniłowicz w takich razach pod­kręcając wąsa nucił ,,Ja do Maxima mknę"' I mknął. Komu to przeszka­dzało? Dzisiaj - wykluczone. Od biedy jeszcze znalazłoby się hrabie­go do towarzystwa, ale "Maxima"? - wolne żarty!

Jedynym szaleństwem na otwarcie sezonu teatralnego może być wypra­wa do operetki gdzie życie snem to­czy się jak w bajce, kwitnie kraina uśmiechu, baron cygański umiera z miłości, a wesoła wdówka... Zaraz, zaraz - co to takiego robi wesoła wdówka Hanna Glawari, obywatelka podupadłego kraju Pontevedry, ba­wiąca chwilowo w Paryżu? Tak, pro­szę Państwa, wdówka ratuje ojczyznę z opresji gospodarczej, uśmierza wid­mo totalnego kryzysu i upadku eko­nomicznego. Robi to z wdziękiem oraz za pomocą 20 milionów do­larów, jakie ma w spadku po niebo­szczyku, a hrabiemu Danile odda wraz z ręką.

Eureka! Oto dlaczego dyr. Trawińska-Moroz wznowiła "Wesołą wdów­kę". Nam tu, a nie w Pontevedro, potrzeba 10 miliardów, ale zasobne wdowy już przyjeżdżają do Polski. Jedna podobno kupuje stocznię, co byłoby dowodem na to, że sztuka to potęga. W każdym razie ta wersja ratowania kraju z kryzysu jest jed­ną z najprzyjemniejszych: bo kraj nasz, a dolar wasz.

Jak Państwo widzą, także w ope­retce można zetknąć się z życiem, co się - zaiste - dotychczas - nie zdarzało. Poza tym - wszystko po staremu. To znaczy tak jak w 1981 r., kiedy dyr. Pietruski postanowił ten szlagier wszechczasów wystawić zno­wu w Warszawie. Debiutująca wówczas w roli scenografa Anna Zaporska pokazała sporą wyobraźnię w budowaniu świata bajki dla doro­słych, orkiestra nie przeszkadzała zbytnio solistom, a balet w efektow­nym kankanie pointował żywo pro­wadzony spektakl. I tak zostało. Bli­sko stuletnie szlagiery Lehara słodzą serca, tak więc podczas całego wie­czoru "usta milczą, dusza śpiewa".

Dobre, rzetelnie zrobione przedsta­wienie. Co więcej - dobrze grane i śpiewane (może z jednym "gościn­nym" wyjątkiem). Zapominamy czę­sto, że warszawska operetka dopra­cowała się zespołu solistów, mogą­cych udźwignąć poważny repertuar: Joanna Białek, Grażyna Brodzińska, Nela Obarska, Danuta Renzówna, Bożena Walczyk-Skrzypczak, Krystyna Starościk, Bester, Czerkas, Kłopocki, Labuda, Walczak, Woźniak, Hołówko-Sawin, Żełobowski i na końcu, lecz nie na ostatku, dyrektorująca ze śpiewem na ustach Trawińska-Moroz. Ona śpiewała wdówkę na premierze. Traf sprawił, że teraz mogę rekomendować inną obsadę z prawdziwymi kreacjami Neli Obar­skiej i Jacka Labudy.

Labuda to osobny rozdział w pol­skim teatrze muzycznym. Jedyny, jak powiadają, współczesny amant na tej scenie, rozrywany przez różne miasta (casus "My Fair Lady") dla jego walorów wokalnych i aktorskich. Postać hrabiego Daniłowicza buduje z pewną dozą nonszalancji, wystrzegając się przypisanej operet­ce szarży. W naftalinowy świat ope­retki wkracza z ledwie kamuflowa­nym dystansem, niewielką dozą udanego zażenowania, co w zestawieniu z wielkimi atutami wokalnymi tworzy osobny styl jego aktorstwa.

Nela Obarska, której jakoś nie obsadzano przez lata w premierowych przedstawieniach (i dlatego leniwi recenzenci nie oglądali jej w teatrze), jest pyszną Hanną Glawari. Rasowa diva operetkowa wspaniale nosząca i głowę, i kostium, pozwala wierzyć w opowieści pradziadów o koliach rzucanych pod stopy i brylantach w kwiatach posyłanych do garderoby po premierze. Obarska rozumie scenę,: nawet z dość papierowej postaci wdówki potrafi uczynić żywy portret. Jest w świetnej formie wokalnej. Każdemu pozostanie w uchu jej piano w pieśni o rusałce "Wilio, o, Wilio...". Wspaniała wesoła wdówka!

Gdybyż jeszcze - podszepnął diabeł - dolary były prawdziwe...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji