Artykuły

Jakub Roszkowski: stawiam znak równości między Krzyżakami i Polakami

- Czytajmy Sienkiewicza, pracujmy na nim, ale nie na kolanach, a świadomie i krytycznie. A wtedy - wierzę w to głęboko - wiele jeszcze będziemy mieli z niego pożytku - mówi reżyser Jakub Roszkowski przed premierą "Krzyżaków". Klasyczna powieść historyczna w wydaniu lalkowym - tak będzie wyglądała najnowsza premiera w Teatrze Miniatura w Gdańsku.

Przemysław Gulda: Dlaczego zdecydowałeś się przenieść na scenę lalkową właśnie "Krzyżaków"?

Jakub Roszkowski: Ten tytuł chodził mi po głowie już od dłuższego czasu. Wydawało mi się, że jest on na dziś niezwykle ciekawy, nośny i możliwy do odczytania inaczej niż w tej kanonicznej, lekturowej wersji. Szczególnie tutaj, na historycznych ziemiach krzyżackich. Lubię pracować nad opowieściami znanymi, budzącymi jakieś dawniejsze emocje, które można naruszać i kształtować na nowo. A "Krzyżacy" nadają się do tego wprost wyśmienicie! Szczególnie w dającym ogromne możliwości inscenizacyjne teatrze lalkowym. W powieści tej łączą się dla mnie moje chłopięce fascynacje rycerzami i średniowieczem ze sposobnością podyskutowania o naszym dzisiejszym, wcale nie tak odległym od tamtego, świecie. O Polakach, którzy wciąż są podzieleni, kłótliwi, przekonani o własnej wyjątkowości i wielkości, i którzy kochają żonglować słowami typu: Polska, patriotyzm, wojna o słuszną sprawę czy krzyż.

Jaki miałeś pomysł na adaptację powieści? Czy idziesz w stronę skondensowanego pokazania całości czy raczej wybierasz jeden lub kilka wątków?

- Zależy mi na opowiedzeniu historii, więc podszedłem do robienia adaptacji dosyć grzecznie. To znaczy mamy w niej wszystkich głównych bohaterów, główne wątki, akcja rozwija się w sposób linearny. Przesunięcia są znaczące, ale małe, zawarte w konkretnych scenach. Dodatkowo budowałem tę opowieść nie jako zestaw kilku wielkich scen dramatycznych, ale jako ciąg krótkich, migawkowych, nieomal komiksowych czy filmowych scenek, z których dopiero po złączeniu wyłania się opowieść. Balansujemy więc gdzieś między średniowiecznym westernem, komiksem o superbohaterach, a czeskim "Krecikiem".

Twój spektakl przeznaczony jest także, a może przede wszystkim, dla najmłodszych widzów. Co zmieniłeś w treści, żeby dzieci mogły go oglądać?

- Najmłodszych to może nie... Jest on przeznaczony dla widzów od dziesiątego roku życia, a więc widzów już jakoś ukształtowanych, mających swój ogląd świata. Nie musiałem też w adaptacji wiele zmieniać, upraszczać - bardziej zastanowić się nad formą prezentowania pewnych wydarzeń, wątków. Wierzę, że naszych "Krzyżaków" będzie można odbierać na wielu płaszczyznach. W warstwie fabularnej to dość prosta (tak jak i w literackim pierwowzorze) opowieść o walce, miłości i przyjaźni w efektownym, historycznym entourage'u. Potem - już dla starszych widzów - dochodzi, mam nadzieję, refleksja o Polsce, Polakach, współczesnej polityce, układach społecznych, wojnach czy wykorzystaniu wielkich wartości, religii do egoistycznych, przyziemnych celów. Moim marzeniem byłoby więc, by był to spektakl od lat dziesięciu do stu dziesięciu.

Od kilku lat toczy się w Polsce gorąca dyskusja na temat twórczości Sienkiewicza i jej roli w kształtowaniu współczesnej polskiej tożsamości. Czy próbujesz swoim spektaklem zabrać głos w tej debacie?

- Mam problem z Sienkiewiczem. Czytałem "Krzyżaków", "Trylogię" czy "Quo vadis" jako młody chłopak. I wtedy te powieści sprawiały mi niemałą frajdę, dawałem się uwodzić historycznemu kostiumowi i wciągającej fabule. Ponowna, dorosła lektura "Krzyżaków", nie była już tak przyjemnym doświadczeniem. Dziś bardziej powieść ta jawi mi się jako ponadstuletnia gazetowa telenowela historyczna, dodatkowo z silnym zadęciem propagandowym. Ku pokrzepieniu serc pokażmy, jacy to Polacy przaśni, prości, ale dobrzy, a Krzyżacy wyniośli, okrutni i źli. Fundamentalnie nie zgadzam się z tą uproszczoną, czarno-białą wizją świata. Z drugiej strony rola, jaką Sienkiewicz odegrał i nadal ogrywa w polskiej kulturze jest nie do przecenienia. Polacy wciąż wymieniają go jako najczęściej czytanego przez siebie autora! Nie jest to może pisarz wybitny, ale ważny na pewno. I chyba nie stać nas na to, by z uczuciem zażenowania schować go tak, by nikt go nie odnalazł. Czytajmy Sienkiewicza, pracujmy na nim, ale nie na kolanach, a świadomie i krytycznie. A wtedy - wierzę w to głęboko - wiele jeszcze będziemy mieli z niego pożytku.

Kilka tygodni temu w ramach przygotowań do spektaklu pojechaliście do Malborka. Na ile to doświadczenie przydało się w realizacji spektaklu? Jak jeszcze przygotowywaliście się do tego przedstawienia?

- Wyjazd ten wydawał mi się ważny, by przybliżyć nam wszystkim naszą historię. By ta powieść stała się przez to bardziej namacalna, prawdziwa, odarta ze swojej serialowo-lekturowej charakterystyki. Wizyta w Malborku pomogła nam też zmierzyć się z propagandowym wydźwiękiem powieści. Wielokrotnie pytaliśmy naszego przewodnika (nie będącego zresztą wielkim admiratorem Sienkiewicza) o to, jak źli, okrutni i brutalni byli Krzyżacy. I on mówił nam, że owszem, byli źli, okrutni i brutalni, ale dokładnie w takim samym stopniu, jak wszyscy wokół nich, wliczając w to Litwinów czy Polaków. I to też chciałbym pokazać w spektaklu: nie opowiadać się po żadnej ze stron, ale postawić znak równości między nami a Krzyżakami. Nie byliśmy bowiem wtedy ani lepsi, ani gorsi. I oni, i my mieliśmy wtedy swoje racje, rachunki krzywd do wyrównania, a wieńcząca to wszystko bitwa pod Grunwaldem była tak naprawdę porażką obu walczących w niej stron. Innymi elementami przygotowań była na pewno tona materiałów historycznych, pozycji literaturoznawczych na temat Henryka Sienkiewicza, godziny rozmów, a czasem i kłótni na próbach oraz - oglądana na nowo z niemałym trudem - ekranizacja powieści w reżyserii Aleksandra Forda.

Nie, nie uciekniemy od tego pytania: jak się realizuje lalkową wersję bitwy pod Grunwaldem?

- Teatr lalek i formy jest wspaniałym - i dla mnie wciąż nowym - medium do wykreowania scen, które zazwyczaj w teatrze dramatycznym z założenia się pomija, takich jak polowanie na niedźwiedzia, na tura, czy właśnie finałowa bitwa pod Grunwaldem. Możliwości tworzenia światów, postaci i nawet najbardziej karkołomnych scen ograniczone są tylko ramami naszej wyobraźni. Bitwa pod Grunwaldem więc w spektaklu będzie. Ale by przekonać się o tym, jak będzie wyglądała - zapraszam już na widownię Teatru Miniatura.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji