Artykuły

Teatr w teatrze (fragm.). Energia zmarnowana.

Teatr Wielki z Poznania przedstawił swoje spektakle w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Dwa spektakle o całkowicie odmiennej wartości artystycznej. W jednym z nich trudno nawet mówić o wartości artystycznej, wolałbym określić ją jako wartość poznawczą albo historyczną.

Energia zmarnowana

Drugi spektakl to "Cyberiada" Krzysztofa Meyera z librettem kompozytora według opowiadań Stani­sława Lema. Meyer skom­ponował operę czterdzieści trzy lata temu. I wyrzą­dzono jemu oraz jego dzie­łu ogromną krzywdę. Nie stworzono wówczas tego spektaklu, a premiera "Cyberiady" odbyła się dopie­ro teraz. Dzisiaj ta muzyka jest całkowicie niemodna i nie do słuchania. Trud­no też oceniać jakość pro­dukcji wokalnych, polega­jących przede wszystkim na krzykach, jękach, par­sknięciach, gwizdach czy syczeniu. Być może po­nad czterdzieści lat temu, gdyby wykonano operę Meyera na "Warszawskiej Jesieni", odbiór "Cyberiady" byłby inny.

Chociaż warto sobie uświa­domić, że rok przed jej po­wstaniem Krzysztof Pende­recki skomponował nadal aktualną i robiącą wrażenie operę "Diabły z Loudun". Bli­sko cztery lata wcześniej po­wstała opera "Jutro" Tadeusza Bairda. A więc istnieje ówczesna awangarda, która przetrwała próbę czasu.

Parę pomysłów muzycz­nych w "Cyberiadzie" wy­wołuje jednak nadal za­interesowanie. Choćby zastosowanie i ustawie­nie na scenie instrumen­tów perkusyjnych w ilo­ściach niespotykanych na co dzień i od święta. Oto mamy - marimbę, ksylo­fon, wibrafon, kotły, wer­bel, dzwony, wielki bęben, gong, bongosy, lastra, tale­rze, tom-tom, tamtam, woodblock, tamburyn, klekotkę, terkotkę, klawesy, krotale i triangel... Uff! A poza tym na scenie rozgardiasz nie do opanowania. Zara­zem treściowy i plastycz­ny. Scenografia przypomina czasy kubizmu, główna po­stać to skrzyżowanie Ein­steina z profesorem Klek­sem. Co dzieje się na scenie, mimo kilkakrotnych wcze­śniejszych prób zapoznania się z treścią spektaklu, nie byłem w stanie zrozumieć. I miałbym o to pretensję do siebie, gdyby nie po­dobne odczucia u pytanych przeze mnie koleżanek i ko­legów dziennikarzy i muzy­kologów. Biegający po sce­nie i podrzucający gimnastyczno-rehabilitacyjne pił­ki kosmonauci, rozbiegające się w nieładzie, to znów maszerujące w karnych szeregach atomy, chutliwy król Rozporyk i Konstruk­tor Trurl - to rozumiem. To Lem w najczystszej po­staci. Ale po co dwoje za­wieszonych na taśmach akrobatów, wywijających pod pułapem przeróżne fi­gury? Nie wiem, nie ro­zumiem. Szkoda zachodu i wielkiego nakładu pracy.

Niedawno pisałem, ile wy­siłku wymaga od pianisty za­granie recitalu. Około 5 tys. kg w ciągu blisko dwóch godzin. Tym spektaklem i zmarnowaną nań energią oświetlić można by co naj­mniej pół Poznania...

I tak jak zapowiadałem, tekst kończę apelem ni­czym Katon Starszy, który wytrwale nawoływał, aby zniszczyć Kartaginę: "A poza tym sądzę, że tęczę na pla­cu Zbawiciela należy znisz­czyć". Katon żył 85 lat, ale się doczekał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji