Artykuły

Déja vu

Nie ma tygodnia, by nie objawiał się gdzieś kolejny powiatowy inkwizytor. Czy limitowanie artystycznej wypowiedzi nie było tylko wstępem do bardziej generalnych ograniczeń w naszym życiu społecznym? - zastanawia się Maciej Nowak, dyrektor Teatru Wybrzeże w Gdańsku i Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie na łamach Rzeczpospolitej.

Kilka tygodni temu przeżyłem przykre déja vu. O wypowiedź przed kamerą poprosiła mnie korespondentka austriackiej telewizji państwowej. Pytanie brzmiało: - Czy można mówić o powrocie cenzury w Polsce? Ostatni raz na podobny temat wypowiadałem się dla zagranicznej telewizji pod koniec lat 80. Stąd właśnie przykre wrażenie déja vu.

TRZEBA BIĆ NA ALARM

Odwrotnie niż przed dwiema dekadami, tym razem nie usatysfakcjonowałem odpytującej mnie dziennikarki. Odpowiadałem rezolutnie, że przecież nie można wątpić w panujące w Polsce demokratyczne zasady; że do cenzuralnych zapisów jeszcze abstrakcyjnie daleko. Lałem oliwę na wzburzone emocje, wywołane tak bardzo fotogenicznymi próbami eksmisji klubu Le Madame, donosami burmistrza Pragi na rzekomo pornograficzne spektakle teatru Suka Off czy niemądrymi wypowiedziami podlaskich radnych, kwestionujących artystyczny wymiar teatru Wierszalin.

Dziś mam poczucie, że uspokajając austriackich telewidzów popełniłem jednak błąd. Wypadki zaczęły galopować. Jeszcze wczoraj zabierałem się za ten tekst, zastanawiając się nad awanturą wokół publikacji karykatur Proroka, a dziś mamy już kolejną aferę, wywołaną tym razem przez okładkę zerowego numeru "Machiny" z portretem piosenkarki Madonny, stylizowanej na Czarną Madonnę. Zamiast więc uspokajać - trzeba bić na alarm. Brak zdecydowanej reakcji na pojawiające się od dawna próby dyscyplinowania artystów stworzył klimat przyzwolenia na tego typu działania. Przekomarzanki wyglądające początkowo tak niewinnie przekształcają się w masowe niemal zjawisko.

ZANIM PRZYJDZIE INKWIZYTOR

Pod koniec słodkich lat 90. za błazeństwo uznaliśmy zniszczenie przez jednego z posłów pracy Maurizio Cattelana, eksponowanej w warszawskiej Zachęcie. Dwa lata temu leniwie protestowaliśmy, gdy gdański sąd skazywał artystkę Dorotę Nieznalską za ekspozycję pracy, może nie najwybitniejszej, ale niewątpliwie świadomej. Śmieliśmy się, gdy w spektaklu warszawskiego Teatru Rozmaitości niecenzuralne wyrażenia, w obawie przed reakcją władz, zastąpione zostały słowami tratatata. W efekcie nie ma tygodnia, by nie objawiał się gdzieś kolejnypowiatowy inkwizytor. Ostatnio do tego typu interwencji angażuje się już nawet funkcjonariuszy policji. We Wrocławiu, doprowadzony został na komisariat szef teatru Ad spectatores, oskarżony o organizację nielegalnego seansu filmowego dla 5 widzów. W galerii zaaresztowano fotografie, dokumentujące uliczne graffiti i przedstawiające Chrystusa z telefonem komórkowym oraz Matkę Boską z nimbem z europejskich gwiazdek.

Nie jest moją intencją postulowanie nietykalności działań twórczych. Idee artystyczne znajdują swój materialny wyraz właśnie po to, by mierzyć się z ludzkimi emocjami. Czym innym jest jednak wyrażanie najbardziej nawet skrajnej dezaprobaty wobec dzieła sztuki, a czym innym żądanie, by instancje państwa stanęły na straży estetycznej czy ideowej poprawności. Nie są w moim guście karykatury Proroka, uważam, że ich publikacja przez zachodnią prasę była kolejnym gestem poniżania świata muzułmańskiego przez Zachód, ale po wolteriańsku nie zgodzę się nigdy, by mój gust egzekwowała policja. Gdy przed dwoma dniami wziąłem do ręki zerowy numer "Machiny", przeżyłem chwilę zawahania, ale jeżeli do obrony moich wątpliwości włączy się teraz prokuratora i sądy będę pierwszym protestującym przeciwko temu.

KONCESJONOWANA WOLNOŚĆ SŁOWA

Czy rzeczywiście w Polsce mamy już do czynienia z aspiracjami cenzorskimi? Czy taka ocena nie jest zwykłą histerią? - Niewątpliwie racjonalnie brzmi argument, że jak tu mówić o cenzurze, skoro media aż kipią z oburzenia przy okazji każdego naruszenia wolności wypowiedzi. Czy aby jednak wolność słowa nie staje się dobrem koncesjonowanym? Dostępnym głównie dla mediów, które w obronie tego prawa potrafią skądinąd zadziałać solidarnie i efektownie (czego ostatnim przykładem, poza przedrukiem karykatur Proroka, był dziennikarski protest przy okazji podpisania paktu stabilizacyjnego)?

Istniejąca w naszym kraju wolność mediów nie wyczerpuje jednak katalogu obywatelskich wolności wypowiedzi. Wielu grupom ludzi, nie tylko artystom, ta wolność jest odmawiana: robotnikom z łódzkiego Indesitu, otrzymującym zakaz wypowiedzi na temat warunków pracy, które doprowadziły do tragicznej śmierci jednego z ich kolegów; autorom filmu "Witajcie w życiu" o korporacji Amway, na której wniosek sąd zakazał dystrybucji tego dokumentu; osobom, które pragnęły wziąć udział w marszach i paradach wolności; uczniom jednej z warszawskich szkół, którym katechetka nakazała uzyskanie u proboszcza dyspensy na piątkowy bal, kiedy to niby groziło im "zniewolenie wolnością"; młodzieży z liceum w Ełku, której zabawa w kabaret jest przedmiotem śledztwa kuratorium.

Takie przykłady można mnożyć. I nie jest ważne, czy za wymienionymi tu przypadkami stoi religijny fanatyzm, interesy korporacji, polityczna spekulacja czy strach przed konsekwencjami prawnymi. Wolność - ziarno europejskiej tożsamości - zostaje naruszona. Boję się, czy tolerowane od kilku lat limitowanie artystycznej wypowiedzi nie było tylko wstępem do podobnych, bardziej generalnych, ograniczeń w naszym życiu społecznym? Poczucie déja vu nie ustępuje.

Na zdjęciu: okładka "Machiny" - obraz Piotra Leśniaka "Madonna z Lourdes"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji