Artykuły

Mimo wszystko to był cud

Rozmowa z Bartoszem Szydłowskim, reżyserem plenerowego spektaklu ,,Aleja Nadziei - Odrodzenie".

Przykra niespodzianka spotkała w piątek wieczorem mieszkańców Nowej Huty, którzy przyszli obejrzeć spektakl "Aleja Nadziei - Odrodzenie". Po kilkudziesięciu minutach zamilkła aparatura. Przykro było też organizatorom - ktoś z widowni siekierą przeciął kable doprowadzające zasilanie

Renata Radłowska: Tuż przed piątkowym widowiskiem rozmawiałam z Twoją żoną, autorką scenografii do spektaklu. Małgosia mówiła, że spektakl jest prezentem dla mieszkańców Nowej Huty. Takim, który na pewno się spodoba i którego nikt nie będzie chciał zwrócić. A jednak ktoś chciał i zwrócił...

Bartosz Szydłowskj, szef Stowarzyszenia Teatralnego "Łaźnia Nowa", reżyser piątkowego spektaklu: Prezent się spodobał - wiem to i czuję. To, że znalazła się osoba, która w taki sposób wyraziła swoją niechęć, nie oznacza, że mówiła w imieniu wszystkich. Ruszyliśmy po godzinie i kiedy dotarliśmy do końca, ci, którzy zostali, byli wzruszeni, zachwyceni. Tak miało być. To prawda, że uciekła gdzieś dramaturgia widowiska, ale zostało przecież coś ważniejszego - poczucie jakiejś harmonii. Diabeł wyciągnął palec tylko na chwilę...

To niefrasobliwe, wystawiać na pokuszenie kilometry kabla. Nie można było go zabezpieczyć?

- Będę bronił organizatorów, bo nawet święty nie byłby w stanie przewidzieć takiej sytuacji. Co mieli zrobić? Postawić przy każdym metrze ochroniarza? Ufałem ludziom i nadal im ufam. Kiedy zaczynaliście działalność na Kazimierzu, też spotykały was różne przykre niespodzianki. Tam zdarzały się ostrzejsze sytuacje i do takich reakcji jestem przyzwyczajony.

Tylko że w Nowej Hucie widziały to tysiące ludzi. I to może boleć najbardziej - ich i mnie. Bo zostanie poczucie, że w Nowej Hucie nie można niczego zrobić, że trzeba stamtąd uciekać, że lepiej w ogóle się do niej nie zbliżać.

Spektakl był przesłaniem nadziei. Co się stało po tym wszystkim z tą nadzieją?

- Ocalała. Piątek w alei Róż był metafizycznym doświadczeniem. Dla mnie był cudem. A przecież o cudach był ten spektakl (jego mottem był lekko zmodyfikowany wiersz Walta Whitmana). Cudem było to, że mieszkańcy zostali do końca, mimo wszystko. Że czekali, aż naprawimy sprzęt. Czekali i bawili się przy grającej na scenie orkiestrze hutniczej. Boże, to było dojmujące jak scena z filmu o tragedii Titanica! Cierpliwość mieszkańców to cud.

Nie wyprowadzisz się z Łaźnią w bezpieczniejsze miejsce?

- Nie. Nie teraz. Piątek był do wodem na to, że Nowa Huta potrzebuje takich świąt (bo to widowisko miało być świętem dla mieszkańców). W Nowej Hucie trzeba wszystko zaczynać od początku - rozmawiać z ludźmi, być z nimi, pomilczeć, wysłuchać żalów, może nawet nadstawić policzek. Jeżeli w piątek mogłem mieć jakieś wątpliwości, czy warto, czy się uda, to teraz nie mam już żadnych. Warto, uda się.

Cudy

"Kogo obchodzą, tak naprawdę, cudy? Co do mnie, znam tylko i jedynie cudy.

Czy idę ulicami Nowej Huty [w oryginale byto Manhattanu - dop. red.], Czy nad dachy domów rzucam wzrok ku niebu, (...) Czy w dzień rozmawiam z kimś, kogo kocham, Albo nocą śpię w łóżku z kimś, kogo kocham, Czy siedzę przy stole i jem obiad z innymi,

Czy patrzę na nieznajomych naprzeciwko mnie w autobusie [w oryginale było w dyliżansie*-dop. red.], (...)

Albo przyglądam się ptakom, albo dziwom owadów w powietrzu, Albo dziwom zachodów słońca, albo gwiazdom świecącym tak cicho i jasno, (...) To, razem z zresztą i z osobna, jest dla mnie cudem. Każda rzecz odsyła do innych, ale jest wyraźna i na swoim miejscu, Każda godzina światła i mroku jest dla mnie cudem". (...)

Fragment wiersza Walta Whitmana w przekładzie Czesława Miłosza, z niewielkimi zmianami Bartosza Szydlowskiego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji