Epitafium dla straconego pokolenia
DRAMAT poetycki wchodzi w modę. Cóż dziwnego? Jest to konwencja odpowiadająca naszej tradycji narodowej może najbardziej. A przy tym z jej pomocą najlepiej wyrazić można i udźwignąć trudne, tragiczne problemy naszej historii, naszego czasu. Należy do nich tragedia "straconego pokolenia" genialnie utalentowanych chłopców, którzy zginęli w czasie wojny, zaledwie pozwalając się domyślić tego, co mogli dać naszemu narodowi, naszej literaturze. Przewodził im Baczyński, największy talent poetycki pokolenia, ale byli wśród nich przecież ludzie tak utalentowani, jak Gajcy, Trzebiński, Bojarski... Był Tadeusz Borowski, który przeżył ich tylko o kilka lat...
Sztuka Jerzyny jest poetyckim faktomontażem o nich. Jest to poetyckie oratorium, które wiele zawdzięcza koncepcjom dramaturgicznym Brylla. Tylko, że kiedy dwóch robi to samo, to jednak nie jest to samo. Jerzyna jest uzdolnionym poetą. Ale zabrakło mu talentu dramaturgicznego Brylla. I dlatego jego utwór jest mimo szlachetnej intencji -- niewypałem. Za dużo w nim patosu, za mało prawdy, nawet prawdy poetyckiej, przefiltrowanej przez alembik kunsztu artystycznego. Nie pomógł sztuce ani reżyser, ani efektowne światła i ładna muzyka, ani scenografia, ani nawet utalentowani aktorzy. A bierze w tym spektaklu udział grupa aktorów już dziś wybitnych, lub bardzo wiele zapowiadających. Nie tylko RYSZARDA HANIN, patronująca młodym jako matka poety, lecz także MAŁGORZATA NIEMIRSKA i MAGDALENA ZAWADZKA, MIROSŁAWA KRAJEWSKA-KOZAK 1 OLGIERD ŁUKASZEWICZ, JERZY ZELNIK, MACIEJ DAMIĘCKI i WOJCIECH DURYASZ. Niestety ich wysiłki są daremne. Tylko chwilami potrafią przykuć naszą uwagę do tego, co dzieje się na scenie. Lepiej czytać Baczyńskiego i jego rówieśników, niż iść na przedstawienie sztuki Jerzyny. Może "stracone pokolenie" tych wspaniałych chłopców doczeka się jeszcze portretu literackiego godnego ich miary. Na razie wielki temat został zmarnowany.