Artykuły

- Kiedyś myślałem, że teatr to kompletne gówno. Rozmawiałem o tym z Bluszczem, aktorem z Legnicy. Zadzwonił do swojego dyrektora i ten natychmiast zaproponował mi współpracę - mówi reżyser filmowy i teatralny PRZEMYSŁAW WOJCIESZEK.

Na trwającym obecnie festiwalu w Berlinie w konkursie nie ma polskiego filmu. Ale wśród ponad 300 tytułów, jakie pokażą tam kinematografie całego świata znalazło się "Doskonałe popołudnie" Przemysława Wojcieszka reżysera, o którym głośno w kinie i teatrze.

Renata Sas: Zaskakuje pan optymizmem wpisywanym w najbardziej ponure sprawy. Dobitnie dowodzi tego najsławniejsza realizacja teatralna minionego roku, pana "Made in Poland".

Przemysław Wojcieszek: Optymizm nie wynika z tego, że jest super, tylko raczej z wewnętrznej konstrukcji postaci. Interesują mnie ludzie, którzy są lepsi niż są. Wszystkim należy dać szansę i warto ich zrozumieć.

Film to było Pana marzenie, a teraz porzucił pan kino dla teatru?

- Kiedyś myślałem, że teatr to kompletne gówno. Rozmawiałem o tym z Bluszczem (odtwórca jednej z ról w filmie "W dół kolorowym wzgórzem"), aktorem z Legnicy. Zadzwonił do swojego dyrektora i ten natychmiast zaproponował mi współpracę. Nie miałem żadnej sztuki. Powiedziałem o scenariuszu "Made in Poland" i się zaczęło.

Kiedy zajmowałem się tylko filmem było dosyć cienko. W teatrze podpisuje się umowę o dzieło i ma się spokój na pół roku. Film jest superprzygodą, ale wymaga uruchomienia ogromnej machiny. W teatrze wystarczy, że jest kawałek podłogi i człowiek. Były lata, że myślałem: chcę się położyć i umrzeć. Na nikogo nie czekają z czerwonym dywanem.

Podobno będzie filmowa wersja "Made in Poland"?

- Jest taki plan, ale na razie jestem przed premierą w Teatrze Polonia u Krystyny Jandy. To miała być adaptacja książki chorwackiej pisarki, ale zostawiłem tylko tytuł "Darkroom" (ciemnia) i napisałem swój tekst. W warszawskim mieszkaniu spotykają się 30-letni gej i dziadek, człowiek Radia Maryja. Tekst wzbudził kontrowersje. Premiera w połowie marca.