Artykuły

Jak Litwin „"Dziady" Polakom wystawił

"Dziady" Adama Mickiewicza w reż. Eimuntasa Nekrošiusa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej-Stołecznej.

W Teatrze Narodowym w Warszawie przez przeszło cztery godziny oglądamy przymiarki Eimuntasa Nekrošiusa do wieszcza, wariacje na temat polskiej klasyki i zabawę formą. To kolejne "Dziady" po tych Michała Zadary i Radosława Rychcika.

Eimuntas Nekrošius myślał o "Dziadach" od lat 80. Wystawienie ich z przyczyn politycznych nie było wówczas możliwe, zwłaszcza w radzieckiej Litwie. Dziś spektakl 63-letniego reżysera, legendy litewskiego teatru, wieńczy - trochę po czasie - obchody 250-lecia Teatru Narodowego w Warszawie. Są one zarazem jubileuszem istnienia polskiego teatru publicznego.

"Dziady" Nekrošiusa rozgrywają się dosłownie w cieniu Mickiewicza - kształt jego sylwetki ma gigantyczna dziura wybita w tylnej ścianie scenografii. To przez nią wchodzą i wychodzą postaci, za nią w pewnym momencie przesunie się "pomnik" poety. To "Dziady" bez koturnów, bez patosu, ale chyba też bez myśli przewodniej. Przez przeszło cztery godziny oglądamy przymiarki litewskiego mistrza do wieszcza, wariacje na temat polskiej klasyki, zabawę teatralną formą.

Co to za Andrzej rozdaje autografy?

Groteskowemu Senatorowi (Arkadiusz Janiczek) zamiast zapisanego w dramacie koszmarnego snu o wypadnięciu z łask cara Nekrošius każe recytować zabawny wiersz młodego Mickiewicz o brzęczącym komarze ("Marat owadów, lotna gilotyna"). Wyczerpanego Wielką Improwizacją Konrada zamykają w trumnie zbudowanej z egzemplarzy książkowego wydania arcydramatu Mickiewicza. Wystaje tylko ręka rozdająca autografy. "Dla Andrzeja...", prosi jeden z przechodzących, "...Towiańskiego", dodaje oburzony, gdy rozlega się śmiech widowni.

Publiczność bardzo chce widzieć w "Dziadach" komentarz do aktualnej rzeczywistości. Na słynne słowa "nasz naród jak lawa..." gdzieniegdzie rozległy się oklaski. Co klaszczący uznają za narodowe przebudzenie i "zstąpienie do głębi"? Zależy, po której stronie "wojny polsko-polskiej" się sytuują. Tymczasem jeśli Litwin z czegoś w "Dziadach" drwi, to właśnie z polskiej skłonności do gestów, póz i wielkich słów.

Bo przecież Konrad Grzegorza Małeckiego to trochę kabotyn, pozer. Trudno powiedzieć, dokąd dąży, gdy snuje się po scenie w obszernym, do bólu Konradowskim płaszczu jak z wiersza Słonimskiego. Jego Wielka Improwizacja to żadna walka o rząd dusz, raczej próba bycia zauważonym. Ciekawie jest zobaczyć Małeckiego - kojarzonego z klasycznym psychologicznym aktorstwem, w wywiadach kreującego się na obrońcę tradycji i rzemiosła - w sformalizowanych, rytmicznych partiach, na które Nekrošius rozpisuje tekst Mickiewicza.

Ksiądz na jednej nodze

Na zdającego relację z carskich represji przybysza z Litwy Adolfa (Kacper Matula) towarzystwo z warszawskiego balu patrzy jak na nieszkodliwego wariata, źle ubranego dalekiego krewnego przynudzającego opowieścią o smutnych, choć nieistotnych zdarzeniach na końcu świata. Podczas opowieści trwa charytatywna zbiórka, wszyscy jednak jak najszybciej chcą się pozbyć kłopotliwego gościa.

Zamiast zajmować się męczeństwem czy narodową mistyką, Nekrošius próbuje nadać dramatowi kosmiczny wymiar, idąc za jakąś panteistyczną tęsknotą za obcowaniem stworzeń. W aktorskie kwestie i gesty wplata zwierzęce ruchy i odgłosy - Ksiądz Piotr wygłasza wielką improwizację, stając na jednej nodze i wyginając ciało jak bocian.

Kluczowy jest dla Litwina sam obrzęd - spektakl rozpoczyna i kończy Guślarz, grany przez Marcina Przybylskiego; otwiera i zamyka "Dziady" z Narodowego wizja powrotu zmarłych.

Czyj guślarz najlepszy

Jubileuszowy rok przyniósł w teatrach całego kraju wzmożone zainteresowanie polską klasyką wsparte finansowo ministerialnym programem. Dla większości dyrektorów i reżyserów klasyka to, jak się okazuje, wciąż przede wszystkim romantyzm. Zapiszą się w dziejach teatru hiperatrakcyjne "Dziady" Michała Zadary z Teatru Polskiego we Wrocławiu, pierwszy raz w historii (!) wystawione na scenie bez żadnych skrótów: najpierw w dwóch ponadpięciogodzinnych odsłonach, potem złączone w monumentalny seans trwający z przerwami prawie 14 godzin.

Z drugiej strony głośne były "Dziady" Radosława Rychcika z Teatru Nowego w Poznaniu, radykalnie naiwna inscenizacja przenosząca Mickiewicza w świat obrazów amerykańskiej popkultury, mieszająca widzenie księdza Piotra z przemową Martina Luthera Kinga, z pieśnią uwięzionych studentów zaśpiewaną jako potężne negro spirituals. Spektakl Nekrošiusa to kolejne nowe odczytanie "Dziadów" bez wysokiego C. Po premierze w Narodowym trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że rozmachem i perfekcją wykonania pojedynek guślarzy wygrał Michał Zadara.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji