Szczęście i pasja Katarzyny
- Dobieram takie piosenki, które mnie się podobają, które lubię. W związku z tym prezentuję ludziom to, co na mnie działa, mając nadzieję, że to również zadziała na odbiorcę. Do tego pewne zdolności aktorskie są konieczne, zwłaszcza jeśli dotykam piosenek kabaretowych - mówi KATARZYNA GRONIEC, piosenkarka i aktorka.
Blanka Stanuszkiewicz: - Dzięki obecnej trasie koncertowej nareszcie mogliśmy Panią usłyszeć w Płocku.
Katarzyna Groniec: - Jeżdżę z zespołem po Polsce z materiałem z "Emigrantki". Płyta została wydana ponad rok temu. Koncerty to jednak specyficzna kompilacja, bo gramy również piosenki z "Poste Restante" i Jacquesa Brela. Trasa obejmuje głównie większe miasta. W Płocku jeszcze nigdy nie byłam. Na pewno zapamiętałabym to miasto.
- Mała sala w Domu Darmstadt pękała w szwach, a Pani tradycyjnie udało się przenieść odbiorcę w klimaty pełne uczuć i nastrojów. Ten talent wynika ze zdolności aktorskich, czy bardziej jest to przekazywanie tego, co Pani w duszy gra?
- Nie ma jednego bez drugiego. Dobieram takie piosenki, które mnie się podobają, które lubię. W związku z tym prezentuję ludziom to, co na mnie działa, mając nadzieję, że to również zadziała na odbiorcę. Do tego pewne zdolności aktorskie są konieczne, zwłaszcza jeśli dotykam piosenek kabaretowych.
- Które piosenki najlepiej odbiera publiczność?
- Tu nie ma reguły. Jest bardzo różnie i wiele zależy od odbiorcy.
- Piosenka aktorska jest specyficznym i dość niszowym gatunkiem, preferowanym przez dość wąskie grono.
- Na pewno daje do myślenia. Choć wiele zależy nie tylko od wykonawcy, ale też od ludzi, którzy przychodzą na koncerty. Muszą włożyć wysiłek, żeby zrozumieć o czym dana rzecz jest. To nie jest łatwa rozrywka.
- Na pewno więc Pani publiczność różni się od typowych fanów pop-kultury.
- Nie mam doświadczeń w odwrotną stronę. Nie zamykam się przed ludźmi przychodzącymi na moje koncerty.
- Jaka będzie kolejna odsłona twórczości Katarzyny Groniec?
- Cały czas pracuję w teatrze i jeżdżę z koncertami w dość długie trasy. Poza tym lada dzień zacznę pracę nad kolejną płytą, którą chcę w przyszłym roku skończyć. Jeszcze nie ma materiału. Są za to pomysły, ale mówić o nich na razie nie ma sensu.
- Po jednym z teatralnych spektakli okrzyknięto Panią polską Edith Piaf. Czy ta artystka jest dla Pani szczególną postacią?
- Takie porównania to za duże słowa. Szczególne są dla mnie piosenki Edith Piaf. Zanim wystąpiłam w spektaklu znałam przede wszystkim jej największe przeboje. W trakcie przygotowań do przedstawienia przez długi czas oglądałam różne filmy i nagrania z jej udziałem. Okazało się, że Edith Piaf nagrała mnóstwo piosenek kompletnie nieznanych na świecie. Fajne było ich odkrywanie. Jednak fanką Edith Piaf nie byłam.
- A czyją jest pani fanką?
- Elvisa Costello, Ute Lemper, Tori Amos.
- Jak wspomina Pani swój udział w "Metrze" - pierwszym polskim musicalu na dużą skalę?
- To przeszłość, która minęła wiele lat temu. Dzięki niemu zadebiutowałam na scenie w 1991 roku. Poznałam też wielu ludzi. Wówczas byliśmy bardzo młodzi, rozpierała nas energia. Wydawało nam się, że wszystko możemy zrobić. Trzeba było nas oszlifować.
- "Szlify" u Janusza Józefowicza są podobno bardzo ciężkie.
- Faktycznie pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie, w zależności od tego, ile energii miał reżyser. W zamian nauczyliśmy się u niego od podstaw wszystkiego, co potrzebne na scenie.
- Główną rolę Anki zagrała Pani ponad 700 razy! Kiedy pojawiła się rutyna, albo zmęczenie?
- Nie wiem dokładnie. W pewnym momencie poczułam jednak, że nie mam szans na ewolucję, że wszystko się zatrzymuje i nie jestem w stanie zrobić nic więcej. Dziś zastanawiam się, jak to było możliwe, by zagrać w Metrze 700 razy.
- "Metro" pozwoliło też Pani na występy na Broadway'u.
- To była wielka przygoda. Świetnie nam się grało. Dawaliśmy z siebie wszystko. Na przedpremierowych spektaklach bardzo ciepło zostaliśmy przyjęci przez publiczność. Chwalono nas za energię, spontaniczność i żywiołowość.
- Za to amerykańska krytyka okazała się okrutna.
- To była krytyka jednego człowieka. Jego recenzja decydowała o być albo nie być spektaklu na Broadway'u. W tamtym czasie nie tylko my polegliśmy.
- Sława w "Metrze", Grand Prix Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Odniosła Pani jeszcze wiele innych sukcesów. Czy zdobyła pani wszystko, o czym marzyła na scenie?
- Moje marzenia nie są związane z nagrodami. Nie są one niczym istotnym w porównaniu z możliwością rozwijania się. Kiedy wygrałam Grand Prix we Wrocławiu bardzo się cieszyłam. Jechałam z nastawieniem, że jadę walczyć o siebie. Miałam sporą dozę determinacji. To był jakiś sposób określenia siebie i pójścia w jednym kierunku. Teraz moim marzeniem jest robienie coraz lepszych płyt i rzeczy, które mnie fascynują. Chciałabym móc żyć z tego, co robię i śpiewać. Co do sławy, to o jakiej sławie mówimy?
- Jest Pani osobą rozpoznawalną, Pani zdjęcia widnieją na okładkach gazet, a ludzie chętnie przychodzą na koncerty.
- To wynika z mojej pracy. Jedno drugie napędza.
- Odczuwa Pani minusy sławy, jak choćby ingerencję dziennikarzy z kolorówek, którzy wkraczają bez pardonu w życie prywatne?
- Przede wszystkim trzeba wziąć poprawkę, że są to konsekwencję wybranego zawodu. Mogłam zostać piekarzem, nie miałabym tego typu kłopotów.
- Znamy Panią jednak nie tylko ze sceny ale też z filmu "Wrota Europy".
- Wystąpiłam tam w roli niewidomej kobiety.
- To przejmujące wykonanie zapada w pamięć. Zobaczymy, a może usłyszymy Panią jeszcze w innych filmach?
- To był przypadek. Zostałam zaproszona żeby zaśpiewać piosenkę w filmie. Obracam się w środowisku muzycznym. Nie jestem aktorką. Jestem piosenkarką. Podstawami aktorstwa posiłkuję się przy śpiewaniu. Jest mi ono niezbędne żeby coś wyrazić.
- Co robi Pani w wolnych chwilach, jakie są Pani życiowe pasje?
- Mam to szczęście, że moja pasja jest moim zawodem.
- Gdzie w najbliższym czasie można panią usłyszeć?
- Zapraszam na koncerty do Poznania, Konina, Jeleniej Góry, Zielonej Góry, Głogowa, Leszna i Szczecina. Zaczynamy trasę 13 lutego koncertem w Poznańskim Klubie "Pod Pretekstem". Następne terminy już wkrótce na mojej stronie internetowej www.katarzynagroniec.pl.
- Dziękuję za rozmowę.