Artykuły

Zemsta

Mówiło się o tej "Zemście" od dawna; prasa zapowiadała nieomalże każde sta­dium realizacji przedstawienia; Gustaw Holoubek, który się podjął reżyserii, udzielał wywiadów. Jednym słowem już z góry założono, że strzał będzie celny. "Zemstą" stołeczny Teatr Dramatyczny wchodzi w następne piętnastolecie swego istnienia, które rozpoczął 22 lipca 1955 r. "Weselem" Wyspiańskiego w reżyserii Ma­ryny Broniewskiej i Jana Świderskiego. Takie spektakle "skazane na wielkość" zanim się narodziły, rzadko spełniają na­dzieję realizatorów i po uroczystościach oraz związanych z nimi konwencjonalnych pochwałach, spokojnie sobie schodzą ze sceny nie dożywszy średniej frekwencyjnej. Tym razem, jak się wydaje, będzie inaczej. Ma bowiem to przedstawienie kilka walo­rów, które mimo, że nie w pełni błysnęły na galowej premierze, po paru przedsta­wieniach rozwiną się niewątpliwie. Gustaw Holoubek, jak wiemy z jego wy­powiedzi prasowych, chciał zrobić przed­stawienie odwołujące się do najlepszych tradycji Fredrowskich naszej sceny. Te tradycje to przede wszystkim świetność obsady aktorskiej. Do historii przeszły nie tyle spektakle, co kreacje aktorskie, od­twórcy ról Rejenta i Cześnika, Papkina i Dyndalskiego, Gustawa, Jowialskiego, Łat­ki, Geldhaba oraz odtwórczynie Klar, Podstolin, Aniel, Justyś, Elwir. Można by wy­liczyć całą plejadę naszych najwybitniej­szych aktorów, którzy role Fredrowskie zapisali na koncie swoich wybitnych osiągnięć. Od Antoniego Benzy pierwszego Gucia w "Ślubach panieńskich", Jana Ne­pomucena Nowakowskiego pierwszego Cześnika i Witalisa Smochowskiego pierw­szego Rejenta w "Zemście" - po Ludwi­ka Solskiego, Aleksandra Zelwerowicza i aktorów nam współczesnych (Irena Eich­lerówna jako Szambelanowa w "Jowial-skim"!). Teatr Dramatyczny stawiając w "Zemście" przede wszystkim na aktorów, dając przedstawieniu znakomitą obsadę pięknie nawiązał do tych tradycji. Cześ­nika gra Jan Świderski, Rejenta - Gu­staw Holoubek, Dyndalskiego - Czesław Kalinowski, Papkina - Wiesław Gołas, Podstolinę - Katarzyna Łaniewska. Już Boy pisał, że "Zemsta" na scenie to święto teatru. W miarę upływu lat odczu­cie to nie maleje lecz wzmaga się. Naj­świetniejsza polska komedia tak weszła w krwiobieg naszej kultury, że nie ma chy­ba na widowni człowieka, który by nie czekał na pierwsze słowa Cześnika:

Piękne dobra w każdym względzie -

Lasy - gleba wyśmienita -

Dobrą żoną pewnie będzie -

Co za czynsze! - To kobieta!...

Gustaw Holoubek występując w roli re­żysera odżegnywał się od tak modnych w naszym ćwierćwieczu, mających zresztą początek w latach międzywojennych, "twórczych" odczytań Fredry. Postanowił ominąć wszelkie dyskusje o "Zemście", traktowanej już i jako apologia stanu szla­checkiego i przeciwnie - jako satyra na ten stan. Ta ostatnia interpretacja i przed wojną i w naszych czasach niejeden raz znajdowała wyraz na scenie. Ale w końcu lata płyną i rzeczywiście wydaje się, że nadeszła pora na "Zemstę" widzianą jako arcypolska komedia charakterów i pery­petii, bez osądów polityczno-społecznych. Na inscenizację wydobywającą przede wszystkim cały jej wspaniały humor. Tu Holoubek ma najzupełniejszą rację. Nie oparł się on jednak, mimo wszystkie słu­szne założenia, chęci udoskonalenia Fre­dry. Przedstawienie rozpoczyna się - ja­ka szkoda! - nie od cytowanych już słów Cześnika, lecz sceną spotkania Klary i Wacława. Ta wymiana scen jest często stosowana; w przedstawieniach, które wi­działam raz tylko była w pełni uzasadnio­na. W zeszłorocznym spektaklu Z. Bogdań­skiego w Teatrze Wybrzeże, w którym wydobyte zostały przede wszystkim wątki ro­mansowe. Była to parada romansów i dla­tego wysunięcie na początek Wacława i Klary wyraźnie się tłumaczyło. W Dra­matycznym natomiast, trudno jest znaleźć dla tego zabiegu jakieś rozsądne wyjaśnie­nie. A przecież wśród innych doskonałości "Zemsty" zachwyca jej wspaniała kon­strukcja. Wiele już na ten temat napisano. Ani jednego niepotrzebnego słowa! Wszy­stko logicznie powiązane, wszystko nie­zbędne, żadnych miejsc pustych. Niewiele jest utworów w dramaturgii światowej o konstrukcji tak zegarmistrzowsko precy­zyjnej. Poza tą jedną zmianą Holoubek posta­wił na Fredrę i wygrał. Już dawno nie wi­działam przedstawienia "Zemsty", na któ­rym publiczność bawiłaby się tak szczerze i tak serdecznie. Świderski - Cześnik i Holoubek - Rejent tworzą soczyste, Fredrowskie postacie. Fredrowskie - to zna­czy po prostu sarmackie i polskie. Obaj aktorzy mogą uważać te role za swoje sukcesy. Także i Wiesław Gołas w roli Papkina. Komediowy talent Gołasa nie tylko pobudza widownię do żywiołowej reakcji ale sprawia, że po wyjściu z teatru ma się wrażenie, iż tym razem Papkina było w "Zemście" więcej niż to przewi­dział autor. Ale to tylko złudzenie. Gołas gra Papkina bez szarży komediowej, a na­wet z lekkim podtekstem smutku. Ten wysadzony z siodła szlachetka, bufon i sa­mochwał zdaje się rozumieć swoją rzeczy­wistą pozycję. Rozpędem i błazeństwem pokrywa poczucie całkowitej plajty życio­wej. Jeszcze znakomity w roli Dyndal­skiego Czesław Kalinowski, jeszcze Kata­rzyna Łaniewska jako wdzięczna Podsto­lina. Młodą parę - Klarę i Wacława - grają Małgorzata Niemirska i Olgierd Łu­kaszewicz. Niemirska dobrze trafia we Fredrowski ton, ma kilka bardzo dobrych scen (m.in. z Papkinem), jest Klarą za­dziorną, to panna z charakterem, żadne tam ciepłe kluski. Natomiast Łukaszewicz, który tak znakomicie spisuje się w filmie na scenie jest jeszcze trochę surowy. Że­by już wyliczyć resztę tej interesującej ob­sady: Jarosław Skulski i Maciej Damięcki stworzyli bardzo zabawne postacie mula­rzy, a Stanisław Gawlik - kucharza Pe­rełki. Śmigalskiego gra Janusz Ziejewski.

Mam tylko jedną uwagę - każdy z aktorów trochę inaczej mówi wiersz, cza­sami nie dopisuje dykcja i giną całe par­tie tekstu. A ponadto zacieranie melodii tego wiersza, melodii, którą każdy z nas ma w uchu, prozaizowanie go przynosi wyraźną szkodę całości. Robi się to ostat­nio bardzo często, ale jeśli Słowacki, Nor­wid czy Mickiewicz w "Dziadach" wytrzy­mują takie zabiegi - Fredro, a przede wszystkim Fredro w "Zemście" wydaje się zubożony. Melodia tego wiersza jest w powszechnym odczuciu integralną częścią utworu. I nie ma chyba dobrego powodu, dla którego warto byłoby z niej rezygno­wać. Dobra scenografia jest dziełem An­drzeja Cybulskiego, tylko ta cela Rejenta na pięterku! Ani to dobre wizualnie, ani sprzyjające aktorom. Sceny z Rejentem dzięki niej nie mają pełnego wyrazu. Jak­by się je oglądało w pomniejszeniu, przez odwrotną stronę lornetki.

"Zemstą" Teatr Dramatyczny uczcił 15 lat swego istnienia. Ma za sobą 87 pre­mier i parę tysięcy przedstawień, w tym wiele takich, które odbiły się po kraju szerokim echem. Był czas, kiedy przewo­dził teatrom stołecznym. Przeszło przez tę scenę niemało ludzi teatru o nazwiskach wybitnych. Bez tej sceny, a właściwie bez dwóch scen Dramatycznego życie teatral­ne stolicy byłoby w czasie tych piętnastu lat poważnie zubożone. Gratulujemy jubi­leuszu i życzymy dalszych sukcesów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji