Artykuły

Franciszek Starowieyski ocalony do zapomnienia

Franciszkiem Starowieyskim zacząłem interesować się zupełnie przypadkiem. Natknąłem się na niego w książce Jarosława Abramowa-Newerlego "Lwy STS-u", kiedy pisałem biografię Krystyny Sienkiewicz i poszukiwałem właściwych materiałów. "Lwem STS-u" Starowieyski nie był, ale podobały mu się dziewczyny, które później w tym legendarnym teatrze występowały - o książce "Franciszek Starowieyski. Bycza krew" pisze Grzegorz Ćwiertniewicz w portalu Teatr dla Was.

"To Kryśka Sienkiewicz. Studentka pierwszego roku ASP. Ładna dziewuszka" - odpowiedział w 1954 roku w Łącku Newerlemu na pytanie, kim jest blondynka ze sztalugami pod pachą. Był Starowieyski Bykiem życia. Był królem życia, a już na pewno siebie. Miał gust i doceniał kobiece piękno. Doceniał każde piękno. Stosował wobec niego tylko sobie znane kryteria. O pięknie właściwie jest książka Izabeli Górnickiej - Zdziech "Franciszek Starowieyski. Bycza krew", która ukazała się w lutym nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Ale nie tylko o nim. To opowieść o życiu - nie tylko tytułowego bohatera. To opowieść o ulotności, przemijaniu, cienkiej granicy między sławą a zapomnieniem, samotności artysty w wielkim świecie.

Z ogromnym entuzjazmem przyjąłem do lektury egzemplarz recenzencki, ale i z podobnych rozmiarów trwogą uświadamiałem sobie, że dziedziny sztuki reprezentowane przez Franciszka Starowieyskiego nie pasjonują mnie na tyle, abym mógł zachwycić się jego działalnością i zacząć zachęcać do jej poznawania niezdecydowanych odbiorców. Nie koncentrowałem się podczas czytania książki na bohaterze jako malarzu, ale jako scenografie i plakaciście, autorze oryginalnych, bardzo kontrowersyjnych plakatów teatralnych i filmowych, a z teatrem i filmem jest mi przecież po drodze. To był mój klucz, niemalże wytrych, który miał mi pomóc zmierzyć się z jego osobą. Po lekturze kilkunastu stronic przestałem patrzeć na Starowieyskiego przez pryzmat sztuki. Dojrzałem w nim normalnego, choć chyba nie do końca on sam się za takiego uważał, człowieka, który ciekawie organizował sobie skomplikowaną rzeczywistość, a jej skomplikowanie przyczyniło się do tego, jaki był. Wydaje się, że owa rzeczywistość, najpierw ta prawie piękna przedwojenna i ta zdecydowanie zła powojenna, odcisnęła piętno najpierw na nim, później na jego twórczości. To banalne stwierdzenie. Bardziej należałoby zastanowić się nad rzeczą inną. Czy Starowieyski mocno powojenny przestał być przedwojenny i czy smak przedwojnia nie sprawił, że nie do końca się w nowej rzeczywistości odnalazł? Myślę tu oczywiście nie tylko o nim samym, bo kiedy wybuchła wojna miał Franciszek raptem dziewięć lat. Myślę tu o bezpowrotnie utraconym statusie jego rodziny, której losy trzeba uznać za głęboko nieszczęśliwe. Proponowałbym czytelnikom podążyć właśnie tym tropem, choć nie uważam, by był jedyny i słuszny. Długo zastanawiałem się czy powinienem choć pokrótce opowiedzieć o losach Franciszka Starowieyskiego. Uznałem, że byłoby to nieuczciwe wobec tych, którzy woleliby dowiedzieć się o nich bezpośrednio z ksiązki. Nie mam w zwyczaju zdradzania tego, co tak naprawdę podnieca, a więc istoty.

W pierwszej chwili uznałem książkę Górnickiej - Zdziech za mało oryginalną, a już na pewno daleki byłem, by uznać, iż wymagała od niej większego zaangażowania redakcyjnego. Spojrzałem na nią jako na zbiór wspomnień poszczególnych osób, a cały trud autorki polegał jedynie na tym, by ułożyć wypowiedzi chronologicznie. Szybko jednak zweryfikowałem tę ocenę. Pierwszy raz miałem okazję (i ogromną przyjemność) czytać książkę, w której wspomnienia układają się w biografię, w której to fakty z życia bohatera nie są przedstawiane za pomocą opisu, a dzięki opowieściom osób z nim współżyjących (na różnych płaszczyznach i w różnych okolicznościach). Trud jaki zadała sobie autorka był niewątpliwie ogromny. Zamiast rozdziałów znajdziemy w książce podział na lata. Pod każdym rokiem temat lub problem, dziejący się we wskazanym przedziale czasowym, omawiany jest przez rozmówców autorki, a wśród nich m.in. Ernest Bryll, Krystyna Demska - Olbrychska, Elżbieta Dzikowska, Witold Holtz, Szymon Kobyliński, Maciej Maria Putowski, Daniel Olbrychski, Ewa Telega, Beata Tyszkiewicz i Andrzej Wajda. Nie zabrakło również wypowiedzi najbliższej rodziny Starowieyskiego - żony Teresy i synów - Antoniego i Mikołaja. Zadziwiające, że wszyscy oni, choć niektórzy nie znali się osobiście, byli jednomyślni w ocenie osobowości i poczynań Franciszka Starowieyskiego. Wszyscy wskazywali na jego skłonność do konfabulacji, podobnie oceniali jego stosunek do uprawianego zawodu, do stosunków damsko-męskich, wszystkim tak samo imponowało kolekcjonowanie przez niego starych przedmiotów, wszyscy widzieli w nim wielkiego, ale niedocenionego w Polsce, artystę, wszyscy szanowali go niebywale i patrzyli jednocześnie na niego z przymrużeniem oka. Warto zaznaczyć, że wszyscy w konsekwencji stali się bohaterami tej książki. Zbieżność sądów o Starowieyskim czyni jego portret bardzo prawdziwym i obiektywnym. A nie jest to portret krystaliczny i kreślony jedynie literackim językiem. Bliżsi i dalsi przyjaciele, znajomi, a nawet członkowie rodziny nie idealizują Starowieyskiego. Nie milkną, kiedy zamilknąć powinni. Nie są wcale mniej kontrowersyjni od bohatera książki. To dobrze! Każdy człowiek jest wielobarwny i trzeba te barwy właściwie dookreślić. Wspaniała układanka o wspaniałym człowieku! Wspaniałe świadectwo miłości żony do męża! Wspaniała przygoda i źródło wiedzy o artyście osobnym.

Izabela Górnicka - Zdziech znała się z Franciszkiem Starowieyskim. Napisali razem bodajże dwie książki. Darzyła go ogromnym szacunkiem i sympatią. W dalszym ciągu zafascynowana jest jego osobowością, choć artysty nie ma już wśród nas, i dziełami, które na szczęście są. Pięknej i prawdziwej książce musi towarzyszyć fascynacja. To ona jest duszą książki. "Ta ksiązka powstała po to, by podtrzymać pamięć o znakomitym artyście i jego ponadczasowych dziełach" - napisała autorka. Szczerze zachęcam do jej lektury, bo jest nie tylko piękna i prawdziwa, ale również cudownie sentymentalna i niebywale mądra. Szkoda tylko, że niewiele w niej magicznych fotografii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji