Artykuły

Bartosz Bielenia: aktor, który zdobywa Kraków

Teatr Stary jawił mi się jako mistyczne miejsce, do którego może gdzieś, kiedyś przyjdzie mi aspirować. Nigdy się nie spodziewałem, że będzie mi dane tak szybko z takim marzeniem się zmierzyć - przyznaje Bartosz Bielenia z Białegostoku.

W tym roku powinieneś skończyć studia w krakowskiej szkole teatralnej. Od kilku lat współpracujesz z tamtejszymi scenami. Jak tam przebiłeś? Dlaczego wybrałeś to miasto?

Bartosz Bielenia: Kraków marzył mi się od zawsze. Bardzo chciałem tutaj wylądować. Po maturze zdawałem do trzech szkół teatralnych: do Warszawy, Krakowa i Łodzi. W Warszawie odpadłem na drugim etapie, do Łodzi i Krakowa się dostałem. Wybór nie był najłatwiejszy. Rzuciłem więc monetą, ale gdy jeszcze była w górze już wiedziałem czego chcę - niezależnie od tego czy wypadnie reszka czy orzeł. Zdecydowałem się na Kraków. Tak rozpocząłem studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego, które są niewyobrażalnie czasochłonne. Powiedziałbym, że nawet "życiochłonne", bo praktycznie cały czas spędzamy na uczelni. Ale w takim momencie życia, kiedy wyjeżdża się daleko od domu, na drugi koniec Polski, jest to bardzo pouczające i piękne przeżycie. Już po pierwszym roku głodny nowych doświadczeń zacząłem się rozglądać za tym, by nauczyć się czegoś nowego. Tak trafiłem na przesłuchania do spektaklu "Mauzer" Theodorosa Terzopoulosa w ramach programu "Masters in Residence" w Instytucje im. Grotowskiego. Na początku II roku studiów zrobiłem więc spektakl na podstawie tekstu Heinera Mullera. Ta praca bardzo otworzyła mi głowę i ustawiła wewnętrzny kompas. Później w moim życiu pojawiła się krótka przygoda z teatrem instytucjonalnym Bagatela. Z Norbertem Rakowskim zrobiliśmy "Idiotę" Fiodora Dostojewskiego, gdzie grałem chorego na gruźlicę Hipolita. Letnie warsztaty ze Studiem Matejka były kolejnym ważnym doświadczeniem. Poznałem grupę fantastycznych ludzi z Grecji i Stambułu. Postanowiliśmy założyć grupę teatralną "Theater Under the Tree". Tak na dwa miesiące pod koniec III roku studiów wylądowałem w Stambule, gdzie zajęliśmy się projektem "Borders" ("Granice"). To miasto wydawało się idealnym miejscem na taką pracę. Współpracowaliśmy z Aleksandrą Kazazou, Danielem Hanem, Magdą Kozą, by po dwóch miesiącach wystawić sztukę po azjatyckiej stronie Stambułu. Będąc tam usłyszałem, że do Teatru Starego poszukają młodego aktora do roli Gavestona w "Edwardzie II" w reżyserii Anny Augustynowicz.

Wysłałem nagranie i reżyserka uznała, że bardzo chciałaby ze mną współpracować. Tak trafiłem do krakowskiego Teatru Starego. To wszystko działo się w czasie studiów, bardziej należałoby powiedzieć, że to studia były przeplatane pracą. Następnie Jan Klata zaprosił mnie do współpracy przy spektaklu "Król Lear" już jako pełnoprawnego pracownika teatru.

Kilka lat temu, jeszcze w Białymstoku, rozmawiając o jednym z Twoich amatorskich spektakli, wymieniłeś właśnie to nazwisko.

- To bardzo ciekawe...

Nie pamiętam w jakim kontekście ono padło, ale zafrapowało mnie to, że ówczesny licealista mówi o Janie Klacie. Dziś to Twój szef. Czy Ty przypadkiem sobie tego dokładnie nie zaplanowałeś?

- Nie, absolutnie (śmiech). Przeprowadziłem się do Krakowa nie znając w ogóle tamtejszego środowiska teatralnego. Wówczas Teatr Stary jawił mi się jako mistyczne miejsce, do którego może gdzieś, kiedyś przyjdzie mi aspirować. Nigdy się nie spodziewałem, że będzie mi dane tak szybko z takim marzeniem się zmierzyć.

O Janie Klacie mówi się. że to osobowość bezkompromisowa, może nieco chimeryczna. Są tacy,którzy uważają, że nie powinien być dyrektorem teatru narodowego. Dla innych jest wielkim autorytetem. A Twoim zdaniem? Jak się z nim pracuje?

- Mnie osobiście pracuje się z nim wspaniale. Jest to reżyser, który daje wiele wolności, jest otwarty, będąc jednocześnie konkretnym i stanowczym w swej wizji. Przy takiej pracy to ogromne zalety. Myślę, że dla każdej osoby, która jest odpowiedzialna za mocne, konkretne decyzje, stanowczość i zdecydowanie w działaniach są nieuniknione. Ja Jana Klatę najlepiej znam z pracy nad spektaklem. O tym mogę się wypowiadać. Jest osobą u steru. W takiej sytuacji dobrze jest ufać sobie nawzajem, a ja bardzo chcę ufać osobie sterującej okrętem, na którym wszyscy płyniemy i na którym nam wszystkim zależy.

Wracając do Ciebie: masz już pomył na siebie, swoja, karierę artystyczną? Widzisz siebie w teatrze czy może w filmie?

- Największe nadzieje wiążę z teatrem, bo tutaj czuję się najswobodniej. W końcu idąc do szkoły teatralnej wybrałem to konkretne medium. Teatr i film to dwa różne światy. Mimo, że są nieco podobne do siebie to rządzą się różnymi prawami. Na razie chciałbym związać się z teatrem, ale jeśli dane mi będzie rozwijać się na polu filmowym to też będę bardzo szczęśliwy.

W komedii "Disco polo" Macieja Bochniaka zagrałeś raczej epizodyczną postać Funny Gamera, ale bardzo charakterną, taką którą została w pamięci wielu widzów. Mówiono, że jesteś najjaśniejszą gwiazdą tego filmu, czy "blondynem o szatańskim uśmiechu i hipnotyzującym spojrzeniu". Przy okazji filmowego debiutu zebrałeś niezłe recenzje.

- To była raczej przygoda niż debiut, bo na planie zdjęciowym pracowałem zaledwie kilka dni. O castingu dowiedziałem się będąc na wakacjach na Mazurach. Pracę tę traktuję jako ciekawe, pouczające doświadczenie.

Dobre recenzje zbiera także film "Na granicy", w którym grasz. To zupełnie inna półka gatunkowa, ale Twoim zdaniem to może być taki hit jak "Disco polo", który obejrzało 250 tys. widzów?

- To zdecydowanie inny gatunek, thriller kierowany jest do innej publiczności. Myślę, że w stosunku do tej produkcji nie można stosować takiej szufladki. Debiut Wojtka Kasperskiego to ciekawe, ambitne kino. Nie wiem czy będzie hitem wśród publiczności.

Zagrałeś u boku m.in. Andrzeja Chyry i Marcina Dorocińskiego. Jak Ci się z nimi pracowało? To doświadczenie było pewnego rodzaju konfrontacją z bardziej doświadczonymi aktorami?

- To było bardzo pouczające spotkanie. To naprawdę wspaniali ludzie, wielcy profesjonaliści, od których można było się tylko uczyć. Kiedy zaczynamy pracować nad jakimś tematem, spotykamy się przy scenariuszu to znikają jakiekolwiek podziały. Konfrontacja jeśli się pojawia to jedynie między postaciami.

Wychowałeś się w Białymstoku, tu też stawiałeś pierwsze kroki na scenie. Jest szansa, że wrócisz tu do pracy np. w Teatrze Dramatycznym?

- Bardzo chętnie stanąłbym jeszcze na scenie, do której mam ogromny sentyment. W tym miejscu zaczęła się cała moja przygoda z teatrem . Mając 6 czy 7 lat grałem tam Małego Księcia w spektaklu Tomasza Hynka. To były magiczne dwa lata, które pozwoliły mi marzyć. Sentymentalny powrót na chwilę? Czemu nie?

Na swoim aktorskim koncie masz też rolę Hamleta - kamień milowy w karierze aktorskiej. Masz takie poczucie, że to Twój zawodowo najlepszy czas i ten moment koniecznie trzeba wykorzystać?

- Trudno mi powiedzieć. To, że gram Hamleta to decyzja Krzysztofa Garbaczewskiego. W jednym dramacie umieścił trzech Hamletów, oprócz mnie w tę postać wciela się Roman Garncarczyk i Krzysztof Zarzecki. Co prawda tylko ja mówię tekstem Hamleta i Ofelii. Nie nazwałbym tego wykorzystywaniem momentu, ale stawianiem na wysokości zadania. To było ciężkie, bardzo odpowiedzialne zadanie. Premiera obyła się pod koniec zeszłego sezonu, spektakl ciągle żyje i się rozwija. Wykonujemy zadania jakie w danym momencie do nas przychodzą. Mogę być tylko bardzo wdzięczny za zaufanie jakim mnie obdarzono, tak bym mógł przy takim materiale pracować. Niedawno mieliśmy także premierę "Płatonowa" w reżyserii Konstantina Bogołomowa, gdzie gram Saszę, żonę Płatonowa. W tym spektaklu mamy odwrotność płci - mężczyźni grają kobiece role, a kobiety męskie. A teraz pracujemy z Pawłem Miśkiewiczem nad "Podopiecznymi" Elfriede Jelinek. Nieprzerwanie coś się dzieje. Miałem to szczęście, że na studiach jak i w teatrze trafiłem na niezwykle inspirującą grupę ludzi, z którymi się wspaniale dogadałem, którzy byli i są niezwykle twórczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji