Artykuły

Kraków. Bronisław Maj i Jerzy Zoń przesłuchani ws "Neomonachomachii"

Po doniesieniu krakowskich prawicowców Bronisław Maj i Jerzy Zoń zostali przesłuchani w sprawie satyrycznego spektaklu "Neomonachomachia". Prokuratura sprawdza, czy widowisko obraziło uczucia religijne i patriotyczne.

Dochodzenie prowadzi policja pod nadzorem krakowskiej prokuratury. Przesłuchano już scenarzystę spektaklu Bronisława Maja i reżysera Jerzego Zonia. Pytano ich m.in. o intencje, jakie mieli, tworząc widowisko.

Oburzeni widowiskiem prawicowcy twierdzą, że artyści złamali 257 art. kk, który za znieważenie z powodu przynależności narodowej lub wyznaniowej przewiduje karę do 3 lat więzienia.

Sami twórcy są zszokowani i zaprzeczają zarzutom. - "Neomonachomachia" w sposób właściwy satyrze broni nadużywanych przez uczestników sceny politycznej wartości - tłumaczy zdumiony Bronisław Maj. A Jerzy Zoń dodaje: - Trzeba nie mieć poczucia humoru, żeby tak odebrać spektakl. Nie o obrazę uczuć tu chodzi, ale o zbijanie politycznego kapitału.

Konrad Wallenrod i parafraza satyry

"Neomonachomachię" Teatr KTO wystawił na Rynku Głównym na początku października zeszłego roku w ramach Nocy Poezji. Widowisko inspirowane było dziełem Ignacego Krasickiego. Wykorzystano w nim także fragmenty powieści poetyckiej "Konrad Wallenrod" Adama Mickiewicza. Spektakl - jak tłumaczą twórcy - był parafrazą satyry na współczesne życie polityczne, religijne i obyczajowe.

Obejrzało go około 1500 osób. Po spektaklu artyści kilkakrotnie wychodzili wywoływani brawami publiczności. Przedstawienie nie spodobało się jednak kilkunastoosobowej grupie widzów: gwizdali, pod koniec widowiska skandowali "Precz z komuną! Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę" i "Dziękuję za eurosocjalizm!".

Tuż po spektaklu krytykował "Neomonachomachię" Ryszard Kapuściński, twierdząc, że sprofanowano pieśni religijne i patriotyczne. Krakowskiego radnego PiS oburzyło m.in. podstawienie pod melodię pieśni "My, Pierwsza Brygada" słów: "Mamono - ciebie uwielbiamy. I władzę - w niej do kasy klucz. Ojczyznę w sztandarach mamy, a w sercu - mamony głód". Na stronie Klubów Gazety Polskiej nazwał przedstawienie "niebywałym skandalem", a swój wpis opatrzył tytułem "Horrendum na Rynku w Krakowie". Napisał także: "Niestety, reżyser Jerzy Zoń i scenarzysta Bronisław Maj stworzyli wyjątkowo nędzne widowisko, w którym za główny cel postawili sobie zhańbienie i sprofanowanie wszystkiego co dla Polaka jest święte, w tym pieśni religijnych i patriotycznych. (...) Zapewne chodziło o obrzydzenie zbliżających się wyborów, które traktowane są jako zamach na dotychczasowe status quo".

Doniesienie i zapytanie o honoraria dla autorów

Podczas październikowej miesięcznicy smoleńskiej Kapuściński grzmiał też: - W mieście Jana Pawła II wystawiono widowisko, w którym pohańbiono to, co dla nas najdroższe - Boga, honor i ojczyznę. (...) Wyśmiewano się z nas i obrażano. Wszystko za nasze pieniądze.

I przyrównał spektakl do... zamachu w Ankarze (2015), w którym zginęło co najmniej 86 osób, a 186 zostało rannych. - Lewacy wbijają nam nóż w plecy. Dzisiaj islamscy terroryści podłożyli bombę. Tydzień temu lewacy podłożyli bombę pod nasze sumienie i naszą wiarę. Tak być nie może - mówił.

W interpelacji do władz miasta domagał się ujawnienia, jakie honoraria dostali twórcy spektaklu.

Według naszych informacji Kapuściński jest w gronie sześciu osób, które złożyły do prokuratury doniesienie. Według nich doszło do obrazy uczuć religijnych. Oprócz "Legionów" wskazali na "haniebne" wykorzystanie melodii "Boże, coś Polskę" oraz kropidła i habitu (aktorzy występowali w strojach zakonnych). Zawiadamiających dotknął też taniec zakonników. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że dopatrzyli się w choreografii ruchów kopulacyjnych.

Śledczy szukają biegłego

Autorzy doniesienia zwrócili się w sprawie widowiska o opinię prawną do Reduty Dobrego Imienia. To prawicowa fundacja zajmująca się - jak twierdzi na swojej stronie internetowej - "prostowaniem nieprawdziwych informacji na temat historii Polski". W jej radzie zasiadają m.in. obecny minister kultury Piotr Gliński i prof. Andrzej Nowak, historyk z UJ, satyryk Jan Pietrzak i związany z prawicowymi mediami dziennikarz Tadeusz M. Płużański (m.in. "W sieci", "Do Rzeczy", "Gazeta Polska Codzienna"). Ostatnio Reduta pojawiła się przed słynnym pokazem filmu "Ida" w TVP2. Jej przedstawiciel tłumaczył, że film obraża Polaków.

Śledczy szukają teraz biegłego, który oceniłby, czy rzeczywiście podczas spektaklu doszło do obrazy uczuć religijnych. W grę wchodzą etycy i religioznawcy, którzy odpowiedzą na pytanie, czy artyści chcieli wyśmiać wartości religijne i patriotyczne.

Ekspert będzie też musiał ocenić sposób wykorzystania rekwizytów religijnych.

***

KOMENTARZ. Cnotliwe ciotki w natarciu

W tym szaleństwie jest metoda. W imię rzekomej obrony dobrego imienia Polski, grupa krakowian chorych na podejrzliwość, przewrażliwionych, węszących wokół zdradę i kpinę z ojczyzny krwią zroszonej, bierze na cel dwóch artystów. I składa doniesienie do prokuratury. Nawet jeśli sprawa nie trafi do sądu, a Maj i Zoń nie pójdą siedzieć, w miasto popłynie jasny przekaz: nie warto. Nie warto robić nic, co wykracza poza bogoojczyźniany schemat. Nie warto się wychylać. Można się np. narazić Ryszardowi Kapuścińskiemu, który wyrasta na czołowego specjalistę od tego, co w Krakowie dopuszczalne, a co nie. Dopuszczalna jest, zgaduję, śpiewogra rodem z rycin Grottgera, dopuszczalne z pewnością są zabawy z gatunku tych, którymi raczą nas np. licealiści wrocławscy (przypomnę: żeby uczcić "żołnierzy wyklętych", młodzież wykonała inscenizację egzekucji "Inki").

O skłonności prawicy do obrażania się powiedzieliśmy już wszystko. Cnotliwe ciotki naszej prawicy z dziwną zapamiętałością wypatrują dookoła ruchów kopulacyjnych i wrażliwych miejsc, w których ich narodowa duma została ponoć zbrukana. A może zbrukać ją każdy, najniewinniejszy choćby gest. Choćby pastisz, parodia, śmiech. Ich prawo: taki mamy w Polsce system, że każdy może pozwać każdego za cokolwiek.

Co nie oznacza, że spraw nie należy nazywać po imieniu - grupa obywateli, która doniosła do prokuratury na Zonia i Maja to niepospolici cenzorzy. Niepospolici, ponieważ stopień ich zradykalizowania jest większy niż wśród cenzorów z czasów PRL-u (tym zdarzyło się przymknąć oko na treści przemycane między wierszami).

Nie wolno im w imię świętego spokoju ulegać. Jeśli tak się stanie, krakowska kultura zmieni się w akademię rocznicową, przemówienia ku czci, a szczytem wyrafinowania będą rekonstrukcje egzekucji "żołnierzy wyklętych".

Michał Olszewski, redaktor naczelny Gazety Wyborczej w Krakowie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji