Artykuły

Bogusław Linda o "Frankensteinie"

- "Frankenstein" porusza temat dziś dla nas szczególnie ważny, ważny dla współczesnej Europy - przyjmowania obcych lub ich nieprzyjmowania - mówi Bogusław Linda przed premierą w Teatrze Syrena.

Nie chce wrócić na scenę jako aktor, ale dobrze się czuje w teatrze jako reżyser. W ostatnich sezonach Bogusław Linda reżyserował w Teatrze Ateneum dwie sztuki: "Merylin Mongoł" Nikołaja Kolady i "Tramwaj zwany pożądaniem" Tennessee Williamsa. Teraz pracuje w Teatrze Syrena. Wystawia tu "Frankensteina".

To tytuł, który odniósł sukces w National Theatre w Londynie. Przedstawienie w reżyserii Danny'ego Boyle'a z udziałem m.in. Benedicta Cumberbatcha było transmitowane do różnych krajów i pokazywane również w Polsce na ekranach Multikina. W warszawskiej inscenizacji wystąpią m.in. Eryk Lubos, Wojciech Zieliński i Jerzy Radziwiłowicz. Premiera we wtorek 1 marca.

Rozmowa z Bogusławem Lindą, reżyserem spektaklu

Dorota Wyżyńska: Sięga pan po adaptację, według której powstał spektakl w National Theatre w Londynie. Co jest jej siłą?

Bogusław Linda: Siła tkwi w archetypie, w historii, która została wymyślona 200 lat temu. Siła tkwi w książce z 1818 roku angielskiej pisarki Mary Shelley. W tamtym czasie powstały też inne nieśmiertelne dzieła, powieści, które do dziś straszą ludzi, mają niezwykły klimat, jak choćby "Dracula" (z 1897 roku) irlandzkiego pisarza Brama Stokera.

"Frankenstein" okazuje się bardzo aktualny. Przenosi się na nasze czasy. I stawia pytania, które nas też dotyczą. Choćby to, czy człowiek może stworzyć drugiego człowieka, czy może wyręczyć w tym Boga? Czy może sobie przypisać boską moc? Książka porusza temat dziś dla nas szczególnie ważny, ważny dla współczesnej Europy - przyjmowania obcych lub ich nieprzyjmowania. Opowiada o wykluczeniu, samotności i potrzebie akceptacji.

Przedstawienia w Londynie nie widziałem. To inscenizacja filmowca. Reżysera, którego sposób myślenia jest bardziej filmowy niż teatralny. Ta adaptacja to świetny scenariusz. Twórcą londyńskiego spektaklu jest Danny Boyle - zdobywca Oscara, reżyser takich filmów jak "Slumdog. Milioner z ulicy" czy "Trainspotting". Dla mnie ciekawe jest zmierzenie się z pewną formą.

Już w zapowiedziach mówił pan, że stawia na widowiskowość, na stronę wizualną spektaklu.

- Tak. Ta strona wizualna jest tu bardzo ważna. A jednocześnie trzeba pamiętać, że teatr, w którym pracujemy, jest niewielki, ma skromne zaplecze. Nie mamy takich możliwości technicznych, ani przede wszystkim takich pieniędzy, jak Teatr Narodowy w Londynie. Dlatego musimy to zrobić inaczej. Zdać się na wyobraźnię widza. Na szczęście mam mocną ekipę aktorską.

W roli Potwora zobaczymy Eryka Lubosa. Długo szukał pan aktora do tej roli i czym się pan kierował?

- Jeśli powiem, że szukałem go po warunkach, to mi pani nie uwierzy. Albo uwierzy od razu. Szukałem aktora, który jest prawdziwy. Aktora, który gra sobą. Zależało mi, żeby miał coś wręcz z naturszczyka. Zależało mi, żeby ten Potwór był prawdziwy do bólu. Eryk to indywidualność aktorska. W "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka - spektaklu Teatru im. Modrzejewskiej z Legnicy, Eryk Lubos zagrał współczesnego buntownika z wytatuowanym na czole napisem "Fuck". Z niezwykłą energią.

Zawsze zostawia swój ślad na filmowych i teatralnych bohaterach. Zasługuje na rolę specjalną. Idąc tropem filmowym, do roli Wiktora zaproponowałem z kolei Wojtka Zielińskiego, bardzo zdolnego aktora młodego pokolenia, ale operującego innymi środkami. Pomyślałem, że te przeciwieństwa mogą tu ciekawie zadziałać.

W Londynie odtwórcy postaci Wiktora i Monstrum - Benedict Cumberbatch i Johny Lee Miller - wymieniają się rolami.

- Ciekawy pomysł, ale nie sądzę, żeby to było wpisane w ideologię spektaklu. Pewnie to bardziej kwestia kontraktu i promocji spektakli.

W Syrenie nie zobaczymy na scenie Cumberbatcha, ale będzie Jerzy Radziwiłowicz!

- Jurek Radziwiłowicz stanie na scenie jako ten, który postanowił nauczać Potwora. Uczy go kultury, ogłady, czytania, filozofii, tłumaczy, na czym polega system wartości. Nikt nie zrobi tego lepiej niż Jurek. Aktor inteligentny. Ta relacja Potwór - De Lacey (ślepiec) jest bardzo ciekawa. Monstrum jest zlepkiem zwłok, które zostały wydobyte z ziemi - ni to zwierzęciem, ni to obcym z innej planety. Był poniewierany przez ludzi, którzy nie chcieli go przyjąć, bo był inny, odrzucali, bo nie mogli na niego patrzeć. I dopiero ślepiec jest w stanie przekroczyć tę magiczną granicę i potraktować go jako człowieka.

To trzeci spektakl, który pan reżyseruje w Warszawie w ostatnich sezonach. Powrócił pan do teatru jako reżyser, ale nie aktor. Przy okazji premiery "Tramwaju zwanego pożądaniem" mówił mi pan: "Kocham teatr za to, że daje w tak niepozornych przestrzeniach niesamowite poczucie iluzji. A czego nie lubię w teatrze? Siedzenia w garderobie jako aktor i patrzenia się w lustro na swoją lekko odurniałą twarz, malowania jej co wieczór tą samą farbką i wychodzenia - też co wieczór - na scenę, powtarzania tych samych tekstów, a potem, po ukłonach, robienia szybkich zakupów w spożywczym ze świadomością, że jutro o tej samej porze to wszystko się powtórzy. Moja psychika tego nie wytrzymuje. Mam to szczęście, że nie muszę grać". Nie zmienił pan zdania? Nie ma takiej propozycji, która by pana przekonała?

- Nie, nie, absolutnie nie. Nie chcę nawet zaczynać tego tematu. Nie interesuje mnie. Trudno robić coś wbrew sobie.

Ale reżyseruje pan z przyjemnością? Co daje najwięcej radości na próbach?

- Najwięcej radości? Zebranie na próbie całej obsady. Prawie 80 proc. mojego zespołu gra w Syrenie gościnnie. Są to dobrzy aktorzy, najczęściej filmowi, bardzo zajęci. Umówienie ich wszystkich na jedną godzinę wymagało niemałych akrobacji. Ale myślę, że stworzyli w tym teatrze świetną trupę. Przyjemnością było spotkanie z moimi już stałymi współpracownikami, z którymi robiłem też "Tramwaj" w Ateneum, czyli Jagną Janicką, jedną z najlepszych polskich scenografek teatralnych i filmowych, oraz Kasią Łuszczyk, która jest - moim zdaniem - najlepszą w Polsce reżyserką światła, malarką światła. I wreszcie praca z Michałem Lorencem - człowiekiem, który potrafi komponować muzykę z uczuć i wkłada swoje serce w ten nasz dziwny spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji