W sprawie "Marchołta" Głos historyka
"Marchołt" jest dziełem wielkich ambicji i niespełnionych oczekiwań. Kasprowicz uważał go za punkt zwrotny w swojej twórczości, za podsumowanie życia i dokonań; wypełnił go problematyką, której rozpiętość rozsadza wątłe ramy dramatyczne utworu. Miała to być - jak wynika ze słów poety - synteza życia we wszystkich jego przejawach, "od najsubtelniejszych aż do najbardziej trywialnych i groteskowych", "walka z samym Panem Bogiem", "poemat na wielką skalę (...) na pograniczu między farsą a dramatem", gdzie "wszystko odbywa się w dziedzinie symbolu", z zamierzoną analogią do ewangelicznych dziejów Chrystusa, a jednocześnie z wyraźnym wątkiem autobiograficznym. Marchołt miał być "centralnym, skupiającym dziełem, w którym elementy przeszłości połączą się z przyszłymi". Rezultat ostateczny - jak widać to wyraźnie z perspektywy lat pięćdziesięciu - nie osiągnął pułapu tych zamierzeń. Marchołt nie zajął naczelnego miejsca w twórczości Kasprowicza, nie przesłonił ani "Hymnów", ani "Księgi ubogich", co więcej - sam przeszedł do historii literatury w ich cieniu. Rezonans krytyczny wydania książkowego był dość skromny; teatr nie kwapił się do tego "centralnego" dramatu. Do chwili premiery warszawskiej Marchołt trzykrotnie wkraczał na deski sceniczne: we Lwowie (1934) i Poznaniu (1935 i 1965). Żadne z tych wejść nie było triumfalne. A przecież utwór jest intrygujący i frapujący i, jak się wydaje, nie odczytany jeszcze do końca. Każda nowa inscenizacja jest poszukiwaniem właściwego klucza, który mógłby mu otworzyć drzwi do repertuaru scen polskich. Trudno przewidzieć, czy klucz ten uda się odnaleźć, zanim Marchołt zostanie ostatecznie zapomniany.
* * *
Kasprowiczowskie "misterium tragikomiczne" odczytywać można trojako. W planie społecznym - jako dzieje bohatera, zrodzonego w chłopskiej chacie, wyniesionego na fali rewolucji (ukazanej w karykaturalnej grotesce) na wyżyny, przyjmującego w swej nieporadności pozę autokraty, strąconego przez lud i kończącego w zapomnieniu, wśród gorzkich rozważań o sensie życia i wartości spraw doczesnych. To plan "z chłopa król - z króla chłop", zresztą tylko powierzchnią motylu dotykający siedemnastowiecznej farsy Piotra Baryki. Można też widzieć Marchołta w perspektywie autobiograficznej, jako pełne goryczy podsumowanie drogi życia i twórczości samego poety. W takim ujęciu jest Marchołt-Kasprowicz pochodzącym z ludu apostołem moralnego odrodzenia świata, wskutek swej nieżyciowej bezkompromisowości odtrąconym przez tłum, zgniecionym wraz ze swym apostolstwem przez niewstrzymany tok życia, umierającym z dala od zgiełku świata; pozostaje po nim niedokończona opowieść "o niedoli ludzkiej". W takim odczytaniu tytuł ostatniego obrazu: Walka Jakuba z aniołem - to wyraźne nawiązanie do Hymnów, śmierć zaś Marchołta - to koniec prometejskiego wątku życia poety. Jest wreszcie trzeci plan, najsilniej chyba znaczony i obejmujący najistotniejszą w intencjach autora treść utworu: plan alegoryczno-metafizyczny, w uniwersalnym zakroju uogólniający los człowieka. Los, w którym dwa są tylko pewniki: narodzenie i śmierć, a między nimi walka "grubej i sprośnej" powłoki, tego, co cielesne, zewnętrzne i płytkie, z tym, co stanowi nadprzyrodzoną głębię duszy. Jest to bliskie nawiązanie do problematyki Hymnów, do dramatycznych zmagań wewnętrznych człowieka, ujętego tu w postaci moralitetowego Everymana, wzbogaconego dodatkowo o wyrazistą analogię do dziejów Chrystusa. To jest ów plan zaznaczonego w podtytule "misterium". W tej interpretacji szczególną rolę uzyskuje powracający często w dramacie motyw lęku, nieprzerwanie towarzyszący ludzkiemu istnieniu, w dalekiej perspektywie łączący się, być może, z egzystencjalistycznymi koncepcjami człowieka i świata. Te trzy plany splecione są ściśle ze sobą, ostatni stanowi jednak dominantę utworu. Ale jest to widzenie dramatu w perspektywie wyłącznie wątku fabularnego. Tymczasem, jak się wydaje, o atrakcyjności Marchołta dla sceny w większym stopniu stanowi jego kształt formalny, niż niezbyt odkrywcze w gruncie rzeczy postawienie problematyki. Utwór jest dość szczególnym i bardzo indywidualnym konglomeratem różnych konwencji stylistycznych, nawiązujących do jasełkowo-szopkowej groteski (jakiejś filiacji misteryjnych interludiów), do balladowej baśniowości Snu nocy letniej, Balladyny czy może Dzwonu zatopionego Hauptmanna, do tradycji makabrycznych wątków średniowiecza. Autor wyraźnie sugeruje umowność wszystkich niemal sytuacji, wieloznaczność motywów, głębię filozoficzną skrytą pod powierzchnią rubaszno-trywialnej gawędy. W zewnętrznym niedbalstwie wypowiedzi poetyckiej (niekiedy aż irytującej swym wielosłowiem i programową bylejakością) kryją się liczne momenty o funkcjach symbolicznych, uogólniające wtręty aforystyczne, porzekadła ludowe o charakterze prawd ostatecznych. Problematyka ludzkiego istnienia ukazana zostaje w formie niejednoznacznej, opartej na poetyce symbolu.
* * *
Byłaby pomysłem co najmniej ryzykownym inscenizacja Marchołta w pełnym jego kształcie. Sens takiego eksperymentu podważyłyby i rozmiary dramatu i niezgorsza obfitość fragmentów nic istotnego do całości nie wnoszących, a niekiedy zupełnie pustych treściowo. Ludwik René wybrał trzecią ze wzmiankowanych wyżej koncepcji odczytania dramatu. Tytuł Kasprowiczowski okazał się przydatny tylko do umieszczenia w programie i na afiszu, tak bowiem, podkreślona w nim "grubość" i "sprośność" bohatera potraktowana została bardzo metaforycznie (kto wie, czy nie z uszczupleniem scenicznej ekspresji); reżyser nadał zaś własny tytuł całemu widowisku - pojawiający się na kurtynie przed pierwszym jej podniesieniem - zaczerpnięty z dzieła pisanego ręką głównej postaci: "O niedoli ludzkiej rzecz. Cztery księgi. Spisał Marchołt". W ten sposób już od początku zaznaczony zostaje interpretacyjny kierunek inscenizacji. W ten też sposób wyłania się, gdzieś w dalszym planie, dyskretna aluzja, sugerująca identyczność Marchołta z autorem tego wszystkiego, co za chwilę dziać się będzie. Przechodzi ona zresztą niemal niezauważalnie. Zmiany, wprowadzone do Kasprowiczowskiego tekstu, nie naruszają w zasadzie zrębów autorskiej konstrukcji. Niektóre z nich; podyktowane zostały względami sceniczno - technicznymi, staraniem o większą zwartość i szybszy bieg dramatu. Do tych należy pominięcie kilku epizodycznych postaci i scen, np. skreślenie głosów dziecięcych w obrazie trzecim lub usunięcie całego początku brązu czwartego; przeniesienie środkowej części drugiego aktu na jego początek, co dało budowę dwudzielną zamiast trójdzielnej; zredukowanie liczby Panien Leśnych z ośmiu do trzech; wprowadzenie w miejsce czwartej - postaci z leśnego gąszczu, personifikującej, sądząc z wyglądu i tekstu jej powierzonego, żywiołową, rzec by się chciało: leśmianowską, nieokiełznaną siłę przyrody, tajemniczą, niesamowitą i erotyczną; identyfikacja w obrazie pierwszym Żebraka i Kaleki; rozbicie na głosy rozbudowanych wypowiedzi w scenach drugiego aktu. Inne z przeprowadzonych zmian posłużyły uwypukleniu reżyserskiej linii interpretacyjnej. Tu zaliczyć przyjdzie kilkakrotne zlikwidowanie zachowanej szczątkowo w tekście motywacji realistycznej. Tak np. akcja obrazu pierwszego rozgrywa się w wieczór wigilijny: skreślenie tej informacji odbiera kolędnikom, wędrującym z gwiazdą od chaty do chaty, charakter obyczajowo-ludowy i pozwala wprowadzić uroczy chór anielski, śpiewający narodzinom Marchołta Bóg się rodzi, moc truchleje. Wzmacnia to symbolikę Marchołtowego narodzenia. Tendencję, patronującą temu kierunkowi przekształceń tekstu, Kasprowicz mógłby - sądzę - zaakceptować. Sam się niepokoił, czy Marchołt nie będzie rozumiany zbyt dosłownie: w intencjach autorskich niepożądany był zbytni "realizm, który zepsułby całość, ponieważ w Marchołcie wszystko odbywa się w dziedzinie symbolu". Umowność, nieważność zewnętrznej warstwy faktów podkreślona została dekoracją i kostiumem. Wielka, na secesję stylizowana rama, obejmująca scenę przez cały niemal czas akcji, pluszowe kanapki po kątach chłopskiej izby, cylinder, bilard i sztuczkowe spodnie obok uproszczonych, stylizowanych strojów ludowych i rzemieślniczych, współżycie wszystkich tych elementów na jednej płaszczyźnie stworzyło cudzysłów dla samego tekstu, zgodny z całością inscenizacyjnej koncepcji. Jednym z jej punktów niejasnych i dyskusyjnych jest rozbicie roli Króla na dwie postacie: w obrazie pierwszym Królem jest późniejszy Faun-Pan. Zerwanie wątku, nawiązanego w dniu urodzin Marchołta, a istotnego w obrazie drugim i, zwłaszcza, trzecim (gdzie Królewna okazuje się córką Króla i Wiórkowej, poczętą właśnie w czasie "popielin" aktu pierwszego) nie tłumaczy się jasno w koncepcji reżyserskiej. Być może, iż ma ono nadać głębsze, bardziej symboliczne znaczenie postaci Królewny przez bliższe powiązanie z Faunem-Panem. Intymne jej z nim kontakty wyraźnie ukazuje obraz drugi; oboje też stanowią uzupełniające się wzajem przeciwieństwo Marchołtowej koncepcji świata. Jeśli o to chodziło, to zamysł ten nie został dostatecznie uwypuklony. Czy jednak tekst pozwoliłby zrobić to dość dobitnie? Swoją własną "o niedoli ludzkiej rzecz" kończy René żywym obrazem, alegorią, stanowiącą wyraźną aluzję do teatru średniowiecznego misterium: oto w głębi sceny, wyniesiona wysoko ponad poziom tego świata, ukazuje się pośmiertna postać Marchołta, w błękitnej koszuli, anielska i zjawiskowa. Wypowiada przeznaczony jej przez reżysera końcowy fragment hymnu Święty Boże: dramatyczną apostrofę do Szatana i bluźnierczy, gorzki wyrzut pod adresem Boga; fragment, wyrażający "ból i rozpacz" ludzkiej istoty, starannie dobrany i zsynchronizowany z ogólną wymową inscenizacji. Na pierwszym planie, z lewej strony sceny - Gospodyni Marchołta z niemowlęciem w wyciągniętych dłoniach; z prawej - mogiła, otoczona postaciami pierwszego obrazu, niezbędnymi przy^ ostatniej posłudze. Do mogiły złożony zostaje symboliczny snop słomy. Scena ciemna, tylko te trzy punkty rozjaśnione światłem. Kurtyna spada, kryjąc niemy i już nie kasprowiczowski obraz, ale bardzo po kasprowiczowsku symbolizujący zamknięty krąg ludzkiego życia od narodzin do śmierci, obracający się nieprzerwanie w tajemniczej dialektyce wszechświata. Czwarte w dziejach dramatu wejście Marchołta na scenę nie jest jak i poprzednie, wejściem zwycięskim. Inscenizacja dała jednak koncepcję w planie ogólnym zarysowaną wyraźnie, zrealizowaną pomysłowo i z wielką starannością. Jeśli ta najnowsza próba odnalezienia klucza do Marchołta nie przyniosła efektu na miarę rewelacji, to można już z uzasadnieniem pytać, czy nie jest to wina samego Kasprowicza.