Artykuły

Teatr epoki naukowej

Nie bójcie się, nie nastąpią tu poniżej jakieś filozoficzne wywody, dobre dla czasopisma specjali­stycznego, ale niestrawne w tygodni­kach ogólnokulturalnych. Chociaż te­mat nie jest prosty i prowokuje do wywodów zawiłych i naszpikowanych wszystkowiedztwem, postaram się mówić jasno i prosto. Tak, jak należy. Tak, jak uczył i sam czynił Bertolt Brecht w swoich sztukach. I jak najlepiej pokazał w "Życiu Galileu­sza", sztuce zdawałoby się szczegól­nie trudnej, sztuce o uczonym, a pro­stej i trafiającej do serca i umysłu każdego, byle się w nią wczytać i wsłuchać.

O "wczytać" postarało się u nas swego czasu (1957) czasopismo "Dia­log", drukując w całości tekst "Życia Galileusza", o "wsłuchać" zadbał obecnie (1960) Teatr im. Słowackiego w Krakowie: pierwszy stanął na pla­cu, ale miejmy nadzieję, nie ostatni. Trzeba przyznać, że Kraków dał bardzo dobry początek bogatym odtąd, mam nadzieję, dziejom "Życia Gali­leusza" na scenach polskich. Reżyseria Bronisława Dąbrowskiego uwydatni­ła wszystkie ważne elementy utworu, scenografia Jana Kosińskiego dała mu stylowe tło renesansowe, a muzyka Witolda Krzemińskiego dyskretne wzmocnienie nastroju. Dopełnił zasług sprawny przekład Romana Szydłow­skiego, krytyka, który nie od roku kru­szy kopie o rozgłos Brechta w Polsce i niestrudzenie zabiega o sumienne za­poznawanie się naszego społeczeństwa z twórczością wielkiego pisarza.

Teatr epoki naukowej. Termin ten narodził się w czasach nam współczes­nych - choć już przed ostatnią woj­ną światową - właśnie w związku z twórczością Brechta. W związku z je­go mądrym, przenikliwym - nauko­wym, rzekłbyś - spojrzeniem na świat, na miotające nim namiętności i targające go sprzeczności. Powikłania psychologiczne, problemy obyczajo­we? Nie mogły one Brechtowi wy­starczać, choć od pierwszych swoich dramatów wiązał je ze społecznym widzeniem świata i z krytyką świata, który zastał. Wcześnie rozwinął teorię i praktykę "teatru epickiego", jakby - mówiąc z grubsza - powieści, wy­rażanej przez scenę, zawartej w kolej­nym, "epickim" odtwarzaniu różno­rodnego, dramatycznego obrazu ży­cia; wcześnie też użyli badacze twór­czości Brechta i sam pisarz określenia "Lehrstuck", czyli utwór pouczający, dydaktyczny, moralitet współczesny, mądra przypowieść filozoficzna. To właśnie forma "Życia Galileusza". A jego treść?

Gdy Brecht zaczynał tworzyć, prze­nikała już świat, wstrząsając funda­mentami jego dotychczasowej wiedzy, teoria Einsteina. Gdy Brecht jął pra­cować nad "Życiem Galileusza", w la­boratoriach trwały próby rozbicia atomu. W czasie gdy dramat o wło­skim uczonym miał Ameryce unaocz­nić genialny aktor Charles Laughton, bomba A zawisła i spadła na Hiroszi­mę. Oto ramy współczesnej epoki na­ukowej. Jakże więc miałby Brecht - on, tak wrażliwy na współczesność i przemiany dziejowe - ograniczać się do przedstawiania "dobrych ludzi z Seczuanu" i złych ludzi, nie wartych trzech groszy. Dla groźnych wodzów, zdobywców i niszczycieli jest "Sąd nad Lukullusem". A dla uczonych?

Portret uczonego... problemy wiedzy i posługiwania się nią we współczesnym świecie... Nie sięgajmy do dosłowności, po­służmy się znowu obrazem. Oto Włochy z początków XVII wieku, signor Galileo Galilei, uczony na miarę geniusza, fizyk, astronom, badacz rzutki i szczęśliwy, umysł wspaniale bystry i zdolny do wielkich nau­kowych syntez. Galileusz stworzył podsta­wy nowoczesnej fizyki i mechaniki, odkrył parę efektownych zjawisk niebieskich, m. in. księżyce Jowisza, przemiany Satur­na, fazy planety Wenus. Piękne odkrycia, szacowne odkrycia - mówi władza duchow­na, czuwająca nad ładem świata i jego ja­koby nadprzyrodzonym porządkiem. Ale cóż, Galileusz zaraz u progu swych stu­diów natknął się na naukę astronoma Ko­pernika z dalekiej Polski. Minęło już wprawdzie pół wieku od ogłoszenia rewo­lucyjnej teorii Kopernika o obrotach ciał niebieskich, teorii, która obalała słowa chrześcijańskich pism religijnych, i moża było mniemać, że tezy Kopernika zwycię­żyły już w światłych umysłach. Ale tak nie było. Genialnej hipotezie Kopernika brakło niezbitego dowodu, tym bardziej pachniała herezją. A na heretyków istnie­ją wiadome sposoby. Więc kto powoływał się na Kopernika, narażał wolność osobistą i życie. Czyż nie minęło dopiero dziesięć lat od spalenia na stosie, z wyroku inkwi­zycji, nieustraszonego uczonego i męczen­nika za naukowe przekonania - Giordana Bruno?

Galileusz Kopernikańską prawdę udowodnił. Przypuścił więc, że będzie bezpieczny. I w istocie. Rzym papieski długo nie poważył się go tknąć, sami uczeni kościelni przyznawali, że Gali­leusz ma rację, ba, w kolegium kardy­nałów znaleźli się cisi zwolennicy Ga­lileusza. Lecz uczony przecenił swe siły i hamulce rozwagi u przeciwni­ków. Ziemia przestała być centrum wszechświata, "zatem istnieją tylko gwiazdy"... "Gdzież jest więc Bóg?" pyta zatrwożony wierny uczeń. "Nie jestem teologiem. Jestem matematy­kiem" odpowiada spokojnie Galileusz. Ale ten spokój nie mógł uspokoić wła­dzy duchownej, taka odpowiedź nie mogła jej wystarczać, sprzeciwiała się prawu, naruszała jej porządek spo­łeczny. Inkwizycja żąda procesu, pa­pież przystaje, choć domyśla się, wie, że to Galileusz ma rację, a nie Kardynał-Inkwizytor. Galileusz nie był ma­teriałem na bohatera. Pod grozą tor­tur starzec wypiera się wyniku swo­ich doświadczeń, odwołuje swą naukę. Darowano mu tedy życie i jeszcze 9 lat zaznawać będzie tak lubianego przez siebie smaku win i mięsiwa, nim zamknie oczy - do końca zresztą ży­cia więzień inkwizycji, szczelnie se­parującej niebezpiecznego bohatera od świata.

Te dzieje uczonego, począwszy od wspa­niałych odkryć aż do żałosnego końca, po­kazuje Brecht w cyklu zwartych, opisujących obrazów. Legenda wieków włożyła Galileuszowi w usta słowa "E PUR SI MUOVE", a przecież się porusza, którymi miał po cichu zaprzeczyć głośnemu odwo­łaniu - ale Brecht wie, że to nieprawda, że inkwizycja nie tolerowałaby ze sobą igraszek, więc nie wprowadził tego elementu do sztuki. Odwołanie Galileusza nie jest warunkowe, z przymrużeniem oka. To tragedia, która go łamie i która w całym świecie przyjęta jest jednoznacznie: "Ro­ma locuta, causa finita", Kościół zwycię­żył.

Czy zwyciężył? To kulminacyjny problem sztuki Brechta. Pisarz nie idealizuje uczonego. Ani go nie usprawiedliwia. Solidaryzuje się raczej z uczniami Galileusza, którzy mistrza obrzucają najostrzejszymi zarzutami zaprzaństwa, zdrady. Ale ze smutnym uśmiechem stwierdza, że męczeńska śmierć uczonego pozbawiłaby ludz­kość napisanego przezeń w więzieniu, odkrywczego "Dialogu" o mechanice, a z radosnym uśmiechem podkreśla, że wysiłki obskurantów i wsteczni­ków nie zdadzą się na nic, nauka prze­drze się przez mur przesądów i za­triumfuje. Stąd myśl, rzutująca na współczesność, podstawowa myśl do wysnucia z "Życia Galileusza", że na szczęście, obok spadkobierców świec­kiej potęgi Kościoła są też nowe siły, które naukę obracają nie ku produk­cji bomb, lecz sputników i że w ten sposób rola nauki wraca znowu do problematyki społecznej, do przebu­dowy świata na świat społecznej spra­wiedliwości.

Galileusza gra w Teatrze im. Sło­wackiego Eugeniusz Fulde i gra do­prawdy w sposób zasługujący na naj­lepsze pochwały; przejście od życio­wych triumfów do klęski i upadku odtwarza przejmująco. Nie jest to na­głe załamanie: jest to powolny zmierzch człowieka, którego zwycię­żają i łamią siły potężniejsze od jego cyrkli i lunet, potężniejsze z pozoru nawet od jego mózgu.

Otacza tego uczonego świat rene­sansowy, barwny i strojny, widzimy na scenie układnego, gładkiego pa­pieża Urbana VIII (Rafał Kajetanowicz) i lisio przebiegłego Kardynała-Inkwizytora (wnikliwa rola Krzysztofa Chamca), oglądamy paru kardynałów i poczet mnichów, słuchamy peror pajacowatych niedouków, pozna­jemy uczniów Galileusza i jego naj­bliższe otoczenie, spotykamy się z dziecięcym, a potem dorosłym księ­ciem Florencji z rodu Medyceuszów, antyszambrujemy u progów Świętego Officium i Świętej Inkwizycji, pod­słuchujemy dialog książąt kościoła z księżniczkami świeckiego życia, a poznajemy także - w świetnie przez Dąbrowskiego wyreżyserowanej sce­nie karnawału we Florencji - lud włoski, jego emocje i poglądy. W ogó­le Dąbrowski zrobił bardzo wiele, by prostą w kompozycji, ale zaskakują­cą swą innością sztukę Brechta jak najbardziej uprzystępnić widzowi i zdynamizować nawet wówczas, gdy tekst przewiduje tylko dyskusję lub po prostu wykład astronomicznych prawd.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji