Artykuły

Staruszek w kaftanie wariata

SCENICZNA twórczość Ta­deusza Różewicza jest nierówna i kapryśna. Ma Różewicz w tece takiej rangi utwory jak "Karto­teka", ale ma i takie jak "Spa­ghetti i miecz". Świetny poeta, pisząc dla sceny lubi grymasić, prowokować i stroić żarty nie tylko z postaci swoich sztuk. Nieraz zresztą jego sztuki to embriony, które dopiero reży­ser może wyhodować i wychu­chać, by stały się mniej lub bardziej nośnym widowiskiem. Do takich sztuk niedonoszonych należy również "Śmieszny staruszek". Autor o niej napi­sał: "To jest scenariusz sztuki. Z tego trzeba zrobić sztukę". Wielu reżyserów, zwłaszcza młodych, uwielbia takie scena­riusze. Bo to i wyżyć się na nich można, i pohulać sobie zdrowo, sypiąc pomysłami, co jeden to lepszy. "Śmieszny staruszek" miał już kilka premier w kraju - choć to właściwie monodram, wymagający znakomitego akto­ra. Piotr Piaskowski aż kipi od pomysłów. Zachowując tedy tekst autora - to już poważne ustępstwo - zlekceważył jego pouczenia i "zrobił sztukę" z innego układu elementów niż to przewidywał autor. Zresztą i z samym tekstem postąpił o tyle bezceremonialnie, że co było na początku znalazło się w środku, albo na końcu, i że - przede wszystkim - tekst został przy­porządkowany pewnej wizji re­żysera, przez co znalazły się w nim obsesyjne powtórzenia, opakowane w dodatkowe akcje sceniczne. Wynurzył się z tych zabiegów obraz patologiczny. Autor nie widział w Staruszku "obrzydliwego zboczeńca", "od­rzucam fałszywe oskarżenie re­cenzentów teatralnych" napisał z grandezzą. Tymczasem w kon­strukcji Piaskowskiego rzekoma obsesja Staruszka stała się nie­wątpliwą monomania, z której wynikają wszystkie nieszczęścia Staruszka, a nieszczęśliwy jest nie byle jak, skoro nawet spo­wiada się ze swego życia nie na sali sądowej, przy drzwiach zamkniętych, lecz w celi szpitala wariatów, w zakładzie zam­kniętym, i, jak namacalnie wi­dać, bliższym katowni niż lecz­nicy. I przez cały czas znęcają się nad bezbronnym dwaj pie­lęgniarze, niczym prześladowcy pana K. u Kafki. Sędzia, obrońca - to obojętne manekiny. Ale pielęgniarze to aż nadto żywe, barczyste osiłki, demonstrujące co chwila swą bezkarną prze­moc.

Staruszek jest zniedołężniały, spróchniały... o, przepraszam, tego Staruszka gra Zbigniew Zapasiewicz, krzepki, energicz­ny, żwawy - w tekście mowa o emeryckiej wegetacji, o si­wych włosach i zdziecinnieniu, a tu młody człowiek, czarno­włosy, niepostarzały... więc skąd jego kompleksy, jego brzydkie nałogi? A na domiar ku koń­cowi sztuki przychodzi Drugi (nie ma go u Różewicza) i za­czyna tekst Staruszka powta­rzać od początku, a tym Dru­gim jest postawny choć podsiwiały Stefan Śródka, któremu także daleko do staruszkowatości. Otóż takiemu rozdymaniu tekst Różewicza nie chce się poddać, Ionesco tyle straszy co krata, po której pielęgniarze wspinają się zwinnie jak małpy. Zapasiewicz jest wybornym aktorem, dał tego ostatnio do­wód w "Pustelni" Horaka-Jareckiego w STS, rola odmłodzo­nego cudem Staruszka jest też jego osobistym sukcesem. Pie­lęgniarzy odpowiednio brutalnie grają Maciej Damięcki i An­drzej Polanowski. Jeszcze jedną postać ze spektaklu należy ko­niecznie wymienić, i to dając jej wysoką notę: Mirosława Krajewska zrobiła tak świetnie ożywionego manekina. Sędziego w todze i lalki w kombinacji, że często odwracała uwagę od słów i skarg Staruszka i kiero­wała ku swej wdzięcznej osobie.

Poza tym jest w przedstawie­niu wszystko co należy, by to był teatr, a nie estrada jednego aktora. Więc i dekoracje, w których Jan Kosiński uwzględ­nił i klatkę z kanarkiem i róż­ne przyrządy szpitalne, i mu­zyka, i kostiumy, i pantomima,i ławka w parku, i parasol, i ów kaftan bezpieczeństwa, w który oprawcy w pewnej chwili odziewają młodego Staruszka-niestaruszka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji