METAFIZYKA PRZYBYSZEWSKIEGO
Teatr Dramatyczny Warszawy przypomniał krajowi o Stanisławie Przybyszewskim, wystawiając w ramach VII festiwalu teatrów "Śnieg" legendarnego Stasinka. Stanisław Przybyszewski, autor o którym Niemcy mówili "Ten genialny Polak", autor słynnych seansów pijacko-satanicznych, o których pisał nam Boy, autor licznych utworów literackich - jako pisarz prawie całkowicie został zapomniany. Pozostałe po nim legenda, anegdota ale i ta coraz bardziej odchodzi w niepamięć. Czas okrutnie obchodzi się z człowiekiem, którego współcześni mu rodacy prawie wielbili: za twórczość, ze poglądy, za sposób bycia. Mając na uwadze te względy (szczególnie okrutne działanie czasu) z dużym zainteresowaniem przystąpiłem do oglądania sztuki Przybyszewskiego, bowiem chodziło mi o to, by skonfrontować własną opinię z ogólnie panującym sądem, że w tym wypadku czas okazał się sprawiedliwy. Oglądałem więc spektakl wyjątkowo uważnie i doszedłem do wniosku, że utworu tego nie można odbierać inaczej jak tylko w związku z panującą to tym okresie filozofią. Trzeba tedy wymienić dwóch filozofów, którzy byli patronami twórczości Przybyszewskiego: Schopenhauer i Nietsche, to dwaj myśliciele, którzy wywarli ogromny wpływ na autora "Śniegu". Gdy uważnie się wsłuchać w tekst sztuki, to znaleźć tam można tezy prawie wprost spisane z systemu filozoficznego Schopenhauera "Zycie jak gwiazda, wędruje błędnie i nieświadomie" - powiada w sztuce Traczykówna. "Są gwiazdy, które rwą, szarpią człowieka, trzeba za nimi iść wzdłuż otchłani, po wszystkich oceanach, ale trzeba za nimi iść" - powiada w sztuce Górska. Bo człowiekiem kieruje jakiś popęd, który jest po prostu bezrozumny i działa bez celu, ładu i składu. Życie, to ów proces dążenia do szczęścia, którego ani nie można osiągnąć, ani swego nienasycenia zaspokoić. Człowiek więc szuka swej drogi, chce ujść okrutnemu losowi, wytwarza złudzenia, ogarniają go majaki, lecz wszystko na próżno - nikt nie ujdzie losowi. Jest to więc filozofia metafizyczna o bardzo pesymistycznym spojrzeniu na życie.
Wydaje się, że spektakl telewizyjny w pełni oddał nastrój, jaki spróbował zbudować Stanisław Przybyszewski. Reżyser (Ignacy Gogolewski) nakazał grać aktorom z licznymi rekwizytami, nakazał im być ruchliwymi, jakby samym za chowaniem na scenie chciał scharakteryzować niepokój postaci, nakazał być ruchliwymi kamerom, które nieustannie zmieniały plany, co dobrze robiło przedstawieniu. Przedstawienie to do rewelacyjnych nie należało, ale nie nużyło, chociaż i poglądy Schopenhauera jak i Przybyszewskiego są dalekie od współczesności. Nas bardziej dziś interesują możliwości kontaktowe człowieka z człowiekiem, niż irracjonalne siły, które powodują jego działanie. Z całego zespołu aktorskiego najbardziej podobał mi się "Zbigniew Zapasiewicz, a najmniej Duryasz, który nie potrafił przeprowadzić metamorfozy jaką przechodzi Tadeusz po spotkaniu z Ewą. Natomiast panie: Górska, Traczykówna, Wachowiak zagrały na solidnym telewizyjnym poziomie.