Artykuły

Co jest życiem? Co jest snem?

Wytrawny eseista i wybitny poeta młodego pokolenia z kręgu polskiego neoklasycyzmu, Marek Jarosław Rymkiewicz jako transla­tor (nazywający się skromnie imitatorem), reżyser Ludwik René, sce­nograf Jan Kosiński, kompozytor Tadeusz Baird oraz aktor Gustaw Holoubek są współautorami wyda­rzenia, jakim w naszym teatrze stała się premiera fantazyjnej opowieści Pedro Calderona de la Barca "Życie jest snem" w Teatrze Dramatycznym m. Warszawy. Kil­ka przyczyn złożyło się na ten suk­ces. Przede wszystkim: przekład. Znaliśmy dzieło Calderona w przed­wojennym, nazbyt częstochowskim tłumaczeniu Edwarda Boyé; tłuma­czeniem tym posługiwała się jesz­cze Krystyna Skuszanka w swojej inscenizacji dramatu we wrocław­skim Teatrze Polskim w styczniu 1968. Ale dopiero Rymkiewicz wy­dobył z utworu jego nostalgiczne piękno i głęboki ton, znamionujący dotarcie do ostatecznych pytań i niepokojów człowieka. Dopiero współczesny przekład, dokonany przez prawdziwego poetę, odsłonił te treści sztuki, które jak mało in­nych w literaturze opiewają względność ludzkiego doświadcze­nia i kruchość granic oddzielających realność od fantazji, prawdę od fał­szu, euforię od upadku. Rymkie­wicz nie tylko przywrócił polskiej scenie przenikliwą mądrość tego utworu, ale i sam okazał się w nim wielkim poetą. Opowieść Calderona rozgrywa się - jak wiadomo - w baśniowym królestwie Polonii. Po śmierci kró­la Eustergio III rządzi krajem król Basilio. Władca ten, skądinąd światły i szlachetny, trzyma na łańcuchu - w nieświadomości pochodzenia i w łachmanach - własnego syna, księcia Segismunda, nad którym ciąży krwawa przepowiednia. Prze­życia człowieka urodzonego na kró­lewskim dworze i przeznaczonego, wydawałoby się, do sprawowania rządów, którego od dzieciństwa trzymają w więzieniu, by powołać nagle na tron w pełnym blasku wła­dzy oszałamiającej możliwościami, wyzwalającej najgorsze instynkty, a potem, z dnia na dzień, z powro­tem wtrącają do lochu - niepo­koiły zawsze swoją dialektyką. Fa­scynowała, mimo szarości przekła­du, przypowieść o niepewności losu miotanego między łaskawością snu a brutalną, często poniżającą co­dziennością.

Pytania, które towarzyszyły calderonowskiej przebierance, nada­wały fabule intrygującą wielo­znaczność. Poprzez zbyt łatwą ry­mowankę docierało do nas przeczu­cie ich powagi, chociaż, Bogiem a prawdą, "Życie snem" pozostawa­ło bardziej pół sensacyjną, barokową opowieścią o nieświadomości i po­tędze umowności niż tym, co poka­zał nam teraz zręczny tłumacz. Bo dopiero Marek Jarosław Rymkie­wicz nadał calderonowskiej myśli przejmującą i poetycką zwięzłość. Dopiero on pokazał urodę i głębię utworu i umiał sugestywnie podkre­ślić związki intrygi z filozofią, kontaminacje fabuły z uniwersalnym doświadczeniem i niepokojem czło­wieka, któremu często się wydaje, że wiele z tego, co dzieje się w nim lub z nim, dzieje się jakby na niby, i który w związku z tym pyta się nieraz sam siebie, co jest dlań ży­ciem, a co snem? co dzieje się naprawdę, a co jest tylko naszym złu­dzeniem? Wielkość Calderona polega na przetworzeniu tego doświadczenia, na obiektywizacji doznania w dzie­ło sztuki; zasługa zaś Rymkiewicza - na nadaniu pytaniom dramatu stylistyki i brzmienia, ułatwiają­cych zrozumienie ich uniwersalnego znaczenia, dzięki czemu XVII-wieczna opowieść o nieistniejącym dworze, opowieść o stosunkowo łatwej fabule i intrydze, nabiera charakteru nasyconej poezją przy­powieści filozoficznej. Pytania, któ­re padają ze sceny, postawione przez wielkiego poetę trzysta lat temu, fascynują nas dzisiaj aktualnością i powagą:

kto się ośmiela

odbierać człowiekowi to czym Bóg

obdarzył

wszystkie ptaki i ryby

i wszystkie strumienie gdzie jest ten kodeks

który to paragraf

Nie ma znaczenia, że - jak słusz­nie zauważył jeden ze sprawozdaw­ców - "imitacja Rymkiewicza jest na pewno poezją innego czasu, in­nej estetyki, innej wrażliwości niż poezja Calderona", skoro zasadnicze przemyślenia i niepokoje tego dzieła docierają do nas w niezubożonej, a może nawet wzbogaconej postaci. Skoro to, co jest odrębnością i uro­dą, całe bogactwo myśli i intrygi, zostaje podane w sposób prosty i komunikatywny - niemożliwy za­pewne do osiągnięcia przy próbie historycznie wiernego naśladownic­twa składni i sposobu obrazowania. Nie przeszkadza nam radykalność tego zabiegu - podobnie jak nie przeszkadzają lecz satysfakcjonują zabiegi Jerzego S. Sito zmierzają­ce do przyswojenia współczesnej polszczyźnie komedii i dramatów Szekspira - zwłaszcza gdy zabieg taki wydobywa zbieżności i myśli, świadczące o rozległości horyzontów i konsekwencjach tej wspaniałej feerii prawd i udawań, jaka prze­wija się w "Życiu", które "jest snem". Perypetie księcia Moscovii, prze­biegłego Astolfo, ubiegającego się o rękę Estreli i koronę Polonii odsła­niają całkiem współczesną świado­mość winy. Wina ta łączy się nierozdzielnie z faktem istnienia - skażonego koniecznością śmierci, z samej natury skazanego na najsu­rowszą karę:

powiedz mi niebo

dlaczego mnie więzisz

jakie przestępstwo popełniłem

przeciw tobie niebo

milczysz

rozumiem cię niebo

masz swoje powody

popełniłem przestępstwo

rodząc się

ale przecież każdy

rodzi się a więc każdy jest

przestępcą

Prześladowany za grzech życia, nieznany i nie znający nikogo prócz strażnika, spotyka dziewczynę, prze­braną za mężczyznę (bardzo typowy motyw), piękną Rosaurę, co wystar­czy, by pobudzić świadomość i tak odznaczającą się niezwykłą przeni­kliwością:

czyjś głos może mnie zbudzić

ze śmierci

ze snu

Świadomości tej dane będzie - jak już wiemy - przeżyć wkrótce piękny i groźny sen o władzy nie śnionej, lecz sprawowanej napraw­dę. O władzy, która jest jak sen nawiedzający nas często na więzien­nym barłogu. W miejscu równie nie­realnym co prawdziwym - jak wszystko, co dzieje się lub działo na rzeczywistym dworze. Sen ten postawi bohatera wobec pytań, ja­kie zadajemy niekiedy sami sobie, nie, przyznając się nigdy do podob­nej naiwności: co jest tu życiem, a co snem? Co prawdą, a co jedynie złudzeniem? Majakiem szaleńca śnionym na jawie długo i uparcie? Jakie w ogóle są kryteria i możli­wości sprawdzenia tego, kiedy - i co - nam się śni, a co nam tylko sen udaje?

Postawiony wśród podobnych wątpliwości książę Segismundo staje się idealistą. Odmawia światu wszelkiej podmiotowości - i tutaj przebiega granica oddzielająca opo­wieść Calderona od naszego do­świadczenia. Piękna granica baśni, przez którą patrzymy - wprawdzie ze zrozumieniem - oddzieleni od perypetii bohaterów gorzką wiedzą o obiektywności zdarzeń, jakie nas kształtują i skazują zarazem. Ale bardzo dobrze czujemy przecież, co kryje się w słowach:

bywam

o ile bywam wśród siebie

czyjeś spojrzenie może

zbudzić mnie ze mnie

ze śmierci

ze snu

Bliski jest nam również calderonowski minimalizm:

poprzestańmy na sobie

na tym małym i ciepłym

życie jest snem

całe

i wszystkie nasze sny

są snem

Taki jest klimat tej przypowieści o życiu i o śnie, z której Ludwik Re­né, Jan Kosiński, Tadeusz Baird, Ali Bunsch. Gustaw Holoubek. Wi­told Skaruch, Mieczysław Voit i Magdalena Zawadzka przysposobili widowisko w wielkim stylu - god­ne najlepszych tradycji Teatru Dra­matycznego. Przypominające czasy, kiedy na tej scenie oglądaliśmy "Dobrego człowieka z Seczuanu", "Antygonę" czy "Wizytę starszej pani". W przepychu wyrafinowanie prostych, nasyconych barwą deko­racji rozgrywa się tradycyjna na po­zór opowieść kostiumowa, stylizo­wana lekko na bogatą poetykę ba­roku. Kształt i intryga, barwa i mu­zyka są tu oprawą dla nostalgicznej filozofii dramatu, kształtowanej i wyrażanej przez Gustawa Holoub­ka w sposób przywodzący na pa­mięć namiętność Goetza i lament Edypa, ale wzbogacony o tony, głę­bokiej ironii i komediową werwę, jaka nie zawsze (jeśli w ogóle) po­jawiała się dotąd w grze tego akto­ra. Jest w nim nowa namiętność i nowa przekora, jest żywiołowość i sugestywność znakomicie skontrastowana z powściągliwą i stylizowa­ną grą zespołu - nie licząc, rzecz prosta, ruchliwej i komediowej kreacji Skarucha. Styl ten najpeł­niej wyraził się bodaj w dojrzałym aktorstwie Mieczysława Voita, w pełni świadomego, w jakiej gra baś­ni i jak baśń taką grać należy.

Jest w tym tradycyjnym na po­zór przedstawieniu o czystym i szla­chetnym tonie jaskółczy niepokój i drażniąca świadomość - świado­mość względności i świadomość snu - dzięki czemu ze szczególnym upodobaniem słuchamy ostatnich słów, jakie padają ze sceny:

może to był sen

ale wystarczy prześnić

taki sen

by zrozumieć że wszystko przemija

jak sen

i kończy się jak sen

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji