Na dworze króla Prypa
Mała scena przypomina magazyn teatralnych rekwizytów. Szafy, kolorowe kurtyny, mnóstwo drobnych przedmiotów, taras z wdzięczną kamienną balustradką, maszkarony, rzeźby, anioł z oberwanym skrzydłem, dwa oświetlone okna gdzieś w głębi, a na pierwszym planie - gigantyczna trupia czaszka. W jej wielkich pustych oczodołach ukazują się nagle dwie tygrysie głowy. Gdzie jesteśmy? W "Kabarecie Literackim Afansjewa", który to program - w reżyserii autora zagościł niedawno na scenie kameralnej Teatru Muzycznego w Gdyni.
MYŚLĘ, że wielu widzów tego spektaklu patrzyło nań z zainteresowaniem, a może i z rozrzewnieniem, bo przecież Jerzy Afanasjew - to dla wielu mieszkańców Trójmiasta przede wszystkim "Bim-Bom", "Cyrk Rodziny Afansjeff" i "Trala-bomba", słowem niezapomniany gdański "sezon kolorowych chmur". Nie brakło jednak wśród publiczności osób zdenerwowanych i prawdziwie zawiedzionych, którzy ze słowem "kabaret" wiążą nadzieję na celny dowcip, ostrą aktualną satyrę, aluzje, aluzyjki, prześmiewanie. A tutaj tymczasem nic z tych rzeczy tylko teatr, teatr inny, drażniący, jakiś "zwariowany". Ani za bardzo do śmiechu, ani do płaczu, z galerią dziwnych, niepojętych postaci, których zachowanie trudno zrozumieć. I byli też na widowni tacy, którzy po krótkim zaskoczeniu tym co zobaczyli, dali się wciągnąć w dziwaczne widowisko, dalekie od życiowego prawdopodobieństwa, podporządkowane własnej logice, absurdalne, nieprawdopodobne, a przecież sugestywne.
"Zapomnieć kompletnie o życiu i nie zwracać uwagi na żadne życiowe konsekwencje tego, co się dzieje na scenie w danej chwili, w stosunku do tego, co się ma dziać w chwili następnej"- pisał Stanisław Ignacy Witkiewicz, wykładając swą teorię Czystej Formy w teatrze, postulując zerwanie z iluzjonizmem, schematami, naturalizmem. Przywołałam ten właśnie fragment, gdyż mógłby on z powodzeniem stanowić motto "Kabaretu"", wskazówkę dla widza mniej obeznanego z teatralnymi stylami i kierunkami. Wątpię jednak, czy zwolennicy teatru tradycyjnego, werystycznego, a takie przypadkowi bywalcy teatru zaakceptują formułę Afansjewa i dlatego wcale ich na "Kabaret" nie namawiam, zachęcając natomiast do spotkania z nim wszystkich, ktorzy po prostu lubią sztukę niekonwencjonalną. Oczywiście teatr Afansjewa również mieści się w określonym nurcie, ma swoje genealogie, literacki rodowód, którego odkrywanie byłoby zapewne rzeczą ciekawą. Ponieważ nie o literackie paralele tu jednakże idzie, lecz o wrażenia z widowni, więc - ad rem.
RZECZ dzieje się na dworze Prypa Starego i Szalonego, władcy, który pojawia się i znika, bo wciąż "lewituje". Pryp, a potem inni umierają i zmartwychwstają, a schodzą z tego świata za sprawą zatrutych kotletów wieprzowych. Opowiedzieć wydarzeń nie sposób, zresztą nie one są tu najważniejsze. Ważne jest słowo, słowne gry i zabawy, parafrazy znanych utworów, od wołania do różnych dzieł i epok raz po raz pojawiające się w wypowiadanych kwestiach. Ważne są ukryte w słowach sygnały-odautorskie komentarze. Bo przecież nieprzypadkowo gdzieś "między wierszami" wyskakuje nam nagle nazwisko Ernsta czy Bretona "albo wprost wyrażona negacja naturalizmu, nie bez powodu mówi się o "sublimatach przeżycia", projekcji myśli". Głosi to wszystko Pryp - niczym alter ego autora, dający wykładnię nowego kierunku "prypinizmu" w sztuce.
Ważna jest w tym spektaklu bowiem muzyka i obraz - tło wydarzeń. Muzyka Andrzeja Głowińskiego wraz z dekoracjami i kostiumami projektu Aliny Ronczewskiej-Afanasjew (niektóre stroje - dosyć szokujące) będą wartościowe same w sobie dając zarazem nową jakość, tworzą niepowtarzalny klimat widowiska, pointują niektóre epizody. Warto zwrócić uwagę na funkcje poszczególnych rekwizytów, ujawniające się w toku akcji. To prawdziwa niespodzianka i - także - element owej gry prowadzonej od początku z widzem. I wreszcie aktorstwo, bez którego cała reszta nie na wiele by się zdała. Aktorzy okazali się znakomici, choć to dla nich (może nie dla wszystkich) doświadczenie nowe i nieco ryzykowne. Większość kostiumów urody bowiem nie dodaje, na scenie króluje karykatura, śmieszność, brzydota, podkreślona przebraniem, charakteryzacją. A jednak...
Wanda Dembek jako Królowa-Matka, Katarzyna Cygan jako Depka, Jan Wodzyński jako Tadzio Banwół i Krzysztof Kolba - męczennik Siorpes dają w tym przedstawieniu wspaniały aktorski popis. A obok nich w mniejszych już nieco rolach oglądamy Zygmunta Lebicę (Pryp), Wojciecha Cygana (Grzdyl Zębiasty), Krzysztofa Arsenowicza (malarz Kocoń) oraz Andrzeja Popiela, Józefa Wareckiego i dwóch adeptów - Jacka Piotrowskiego i Marka Nowowiejskiego. Brawa dla wszystkich wykonawców - w pełni zasłużone.
Z okazji premiery "Kabaretu" TM przygotował program z wyborem "małej" prozy Afanasjewa pod wspólnym tytułem: "Wyższe sfery niższe" ilustrowany i opracowany graficznie przez Zbigniewa Jujkę.