"Życie jest snem"
Nasz repertuar teatralny wzbogacił się o dużej klasy dzieło, które powtórnie narodziło się dla polskiej sceny dzięki nowemu przekładowi a ściślej spolszczeniu. Chodzi o " Życie jest snem" które "imitował" znany poeta i dramatopisarz Jarosław Marek Rymkiewicz, zmieniając tradycyjny tytuł polski na "Życie jest snem" ten baśniowy dramat,o wysokimi wartościach filozoficznych i moralnych rozgrywa się w nieokreślonej bliżej przeszłości w jakiejś baśniowej Polonii. Na szczęście realia nie są tu istotne. Teatr słusznie zresztą powyciągał z fabularnej tkaniny wszystkie niemal nici rzekomego "polskiego kolorytu", pozostawiając jedynie nazwę kraju - Polonia oraz drugiego kraju - Moskowia. Zresztą skoro życie jest snem, więc i Polonia może leżeć nad Morzem Śródziemnym...
Przy całej swej baśniowej umowności przedstawienie, jakie przygotował w Teatrze Dramatycznym Ludwik Rene*),brzmi w wielu swych partiach bardzo współcześnie, co jest w równej mierze zasługą tłumacza, reżysera i wykonawców, przede wszystkim Gustawa Holoubka kreującego czołową postać więzionego przez własnego ojca księcia Segismundo. Niekiedy jednak chciało by się, by rozmowa aktora z widownią o różnych sprawach naszej współczesności za pośrednictwem tekstu Calderona-Rymkiewicza miała więcej finezji i dyskrecji.
Sztuka Calderon ma zakończenie cyniczne. Segismundo, który staje na czele zbuntowanych żołnierzy przeciw ojcu-tyranowi, sięgając raz jeszcze po tron - tym razem nie z łaski ojca, który chciał zdobyć alibi dla swego okrucieństw wobec syna, czyniąc go jednodniowym władcą i odsyłając go, również uśpionego, z powrotem do wieży - przechodzi po zwycięstwie na stronę swych prześladowców, każąc wtrącić do wieży przywódcę zbuntowanych żołnierzy, którzy wynieśli go na tron. Są jednak w sztuce i przedstawieniu również rozjaśniające akcenty. Pod koniec części pierwszej jedna z postaci mówi: "A więc coś się nie kończy, gdy wszystko się skończyło". Parafraza Rymkiewicza okroiła znacznie metafizyczny kontekst dzieła, ten optymistyczny aforyzm ma więc walor dosłowny, doczesny. Takie jest też całe przedstawienie: racjonalistyczne - ale jest to racjonalizm w wyeksponowanej warstwie ironiczno-krytycznej bliski współczesnemu poczuciu moralnemu.
Teatr Dramatyczny ma dobrych aktorów, więc i mógł pozwolić sobie na mocną obsadę. Co nie znaczy, że wszystkie postaci na scenie przyjmuje się bez oporów czy zastrzeżeń. Fascynuje swą pasją i bogactwem tonów Gustaw Holoubek, gorzkiej zabawy dostarcza Clarin Witolda Skarucha, z finezją i leciutkim nalotem ironii prowadzi rolę Katarzyna Łaniewska (Rosaura), nowe tony odnalazł w swym aktorstwie dla postaci Astolfa Zygmunt Kęstowicz, ze szczerym przejęciem gra dowódcę zdradzonych przez młodego księcia żołnierzy Stefan Śródka, radzi sobie dobrze z niezbyt wyraziście napisaną postacią Clotaldo Zbigniew Zapasiewicz. Zjawiają się natomiast pytajniki nad postacią Basilia: cyniczny tyran czy nieszczęśliwy ojciec miotający się między posłuszeństwem dla wyroczni a miłością dla więzionego syna? A może tylko zręczny hipokryta? Kreacja Mieczysława Voita, wyrazista jak wiele innych jego ról, nie daje jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Z oporami odbiera się również Rosaurę, solidnie zrobioną przez Magdalenę Zawadzką, jest to jednak postać, która nie mieści się w specyfice jej współcześnie lirycznego aktorstwa.
Przy tych drobnych zastrzeżeniach spektakl odbiera się z satysfakcją, jak wszystkie w tym sezonie premiery w Teatrze Dramatycznym.