Artykuły

Bramy raju

Wielkie przeżycie w war­szawskim Teatrze Wiel­kim! Widowisko, jakie nieczęsto mamy sposob­ność oglądać w naszych teatrach! "Bramy raju" Je­rzego Andrzejewskiego na scenie ope­rowej? Jakże wtłoczyć w konwencję operową tę płynącą jak fala, jak nie­powstrzymany pochód, opowieść o otwieraniu sumienia przewodników zagubionych w nieświadomym błędzie dusz? Jak tę metaforyczną przypo­wieść o kłamstwie zrodzonym z mi­łości przyoblec w formę scenicznej opo­wieści muzycznej?

Joanna Bruzdowicz podejmuje trud­ne, najtrudniejsze tematy, dotyka spraw bolesnych, odsłania muzyką w scenicznym działaniu najciemniejsze tajemnice ludzkiego sumienia. Gdy w 1968 wyjechała na stypendium do Francji, zaczynała studia od naj­trudniejszych zadań. Uczyła się współ­czesnej sztuki komponowania od Na­dii Boulanger i Oliviera Messiaena, współpracowała z awangardową Groupe de Recherches Musicale, studio­wała u Pierre Schaeffera i już wkrót­ce jej dzieła znalazły się w progra­mach najpoważniejszych festiwali mu­zyki współczesnej. Stworzyła belgijskie Towarzystwo Chopina-Szymanowskiego, krytycy francuscy, belgijscy, niemieccy zaliczają ją do najciekaw­szych osobowości współczesnej mu­zyki. Jak powiedziałem, podejmowała trudne zadania: napisała operę we­dług noweli Kafki "Kolonia karna", dramatyczną muzyką podkreślając drastyczne okrucieństwo literackiej wizji. Prapremiera "Kolonii" odbyła się w 1973 w Tours. W tym samym roku Paryż oglądał prapremierę "Tro­janek" Bruzdowicz według tragedii Eurypidesa, zrealizowanych później również na scenie im. Młynarskiego w warszawskim Teatrze Wielkim z nieza­pomnianą kreacją Krystyny Jamroz.

A teraz "Bramy raju". Jak mówiła kompozytorka w wywiadzie udzielo­nym Teresie Grabowskiej, pomysł na­pisania dramatu muzycznego opartego na książce Andrzejewskiego konsulto­wała i omawiała przed laty z auto­rem. Wielki pisarz początkowo wzbra­niał się przed wydaniem zezwolenia na tak odważna próbę, ale Bruzdowicz przekonała go przedkładając projekt libretta. Ostatecznie napisała libretto wespół z Jerzym Lisowskim, który tłu­maczył "Bramy raju" na język fran­cuski i znał każde słowo, każdą myśl tej niezwykłej tej niezwykłej opowieści. Powstał moralitet bardzo bliski dziełu Andrze­jewskiego, zachowane zostały zasady konstrukcji, wątki treściowe i filozo­ficzne. Akcja jest podawana w retrospekcji odsłaniającej przyczyny te­go najdziwniejszego pochodu dzieci, które jako niewinne istoty, bez grze­chu, maja uwolnić od pogan grób Chrystusa. Pięć spowiedzi inicjatorów tej bezbronnej krucjaty, pięć opowieś­ci, z których każda powoduje nara­stanie dramatu, potęguje nieuchronność tragedii. Z pięciorga dzieci, któ­rych hasła jak spadające z gór ka­mienie porwały lawinę dzieci-krzyżowców, ani jedno nie szło na tę wyprawę w imię miłości Jezusa. Jakub, inicja­tor wyprawy wyrusza powodowany miłością do zmarłego krzyżowca, hra­biego Ludwika; Maud, która podjęła inicjatywę, idzie z miłości do Jakuba; Robert, odtrącony przez Maud, wy­rusza do Jerozolimy aby się opieko­wać ukochaną dziewczyną; Blanka z miłości do Jakuba i z nieodpartej na­miętności do Aleksego. Ten znów idzie w ślad krzyżowców z miłości do te­go samego hr. Ludwika którego ko­chał Jakub, do tego Ludwika, który zamordował w Bizancjum rodziców Aleksego a jego samego uratował, po­ruszony wyrzutami sumienia i chcąc go usynowić jako dziedzica swej for­tuny, ostatecznie zaplątał w miłość homoseksualną zdradzając go w koń­cu z napotkanym przypadkowo pa­stuszkiem. Jakubem Tutaj zamyka się koło dramatu. Mnich minoryta, odkrywając w czasie powszechnej spo­wiedzi w pochodzie tajemnicę piątki przywódców krucjaty, chce zatrzy­mać pochód tysięcy dzieci idących ku zagładzie. Ale jest już za późno, zadeptany przez tysiące drobnych stóp, ginie jak wszystkie inne przeszkody na drodze tego tłumnego czynu nie­rozwagi...

A zatem pięć wielkich opowieści-spowiedzi. Tekst Andrzejewskiego po­zostaje nieokaleczony, podawany jest prozą mówioną, dialogiem, melodyjno-rytmicznym Sprechgesangiem, lub w scenach kulminacyjnych dramatyczną melodią. Zbiorowy śpiew towarzy­szył scenom pochodu, jest integralną częścią dziecięcej krucjaty. Muzyka wykonywana przez 14 instrumentali­stów splata się z muzyką elektronicz­ną z taśmy, potęgując i niejako tłumacząc klimat pochodu i wewnętrzny stan spowiadających się przywódców krucjaty, to znów stan umysłu mni­cha minoryty, przeżywającego każde dramatyczne wyznanie spowiadają­cych się dzieci.

Inscenizator i reżyser spektaklu Ma­rek Grzesiński umieścił widowisko na kolosalnej scenie Teatru Wielkiego, której nagie ściany kurtyny i mecha­nika stają się dramatycznymi czyn­nikami wzmagającymi atmosferę przedstawienia. Publiczność została umieszczona na ogromnej platformie, która jedzie, podąża za dziecięca kru­cjatą. Przed oczyma widzów odsła­niają się "kieszenie" sceny, w których, jak w mansjonach średniowiecznej sceny, rozgrywają się poszczególne epizody opowieści.

Marek Grzesiński wyznaje w pro­gramie że do zainscenizowania "Bram raju" przymierzał się już kilkakrot­nie na scenie dramatycznej. I on kon­sultował się z Andrzejewskim i z tych rozmów wyniósł przekonanie, że dra­mat krucjaty dziecięcej trzeba uka­zać w masowym pochodzie, w którym widzowie byliby niejako wtłoczeni w rytm maszerujących dzieci.

Dramat Joanny Bruzdowicz ma w koncepcji muzycznej zamysł kame­ralny. Ale Grzesiński potrafił kame­ralność muzyki wprząc w kształt ma­sowej inscenizacji. Umieścił orkiestrę po obu stronach wędrującego pomostu z publicznością po jednej stronie in­strumenty smyczkowe i dęte. po dru­giej perkusyjne. Publiczność zosta­ła otoczona muzyką, a głośniki z mu­zyką z taśmy rozmieszczono stereofo­nicznie wokół całej sceny, co zwięk­sza wrażenie, że my widzowie, znaj­dujemy się "wewnątrz" muzyki, którą świetnie prowadzi, stopniując napię­cie dynamiczne poszczególnych grup instrumentów i precyzyjnie towarzysząc akcji, Agnieszka Kreiner. Niełat­we to zadanie dla dyrygenta, bo i muzyka nie jest łatwa.

W czasie krótkiej uwertury uka­zuje się, jak fatamorgana nadziei, fantastyczny obraz bajecznego mia­sta. To Jerozolima, jak w opowieści chłopca ze strasznego snu mnicha-spowiednika Obraz miasta-fatamorgany zjawi się jeszcze w trakcie dra­matu, wabiąc nieszczęsną krucjatę do istniejących jedynie w wyobraźni "bram raju".

Grzesiński dodał każdemu ze spo­wiadających się Anioła Stróża nad­naturalnej wielkości. Śpiewacy "wień­czący" te anielskie postacie sięgają głowami ponad krawędzie światła, tak że głosy ich "głos sumienia" mło­dziutkich przywódców krucjaty, do­biegają z góry, brzmią nienaturalnie, jak z nieba. Działanie bohaterów, wy­rażone w treści śpiewu Aniołów Stróżów, ilustrowane jest opowieścią choreograficzno-pantomimiczną przez tancerzy Teatru Wielkiego (m. in. hr Ludwika gra Franciszek Knapik) oraz przez dużą grupę uczniów szkoły baletowej. Młodzi tancerze - Tomasz Kaczyński, Mario Maślaniec, Robert Zieliński, Małgorzata Drzewiecka, Mał­gorzata Buczek - wcielają się w bo­haterów opowieści Andrzejewskiego, którym tekst podpowiadają Aniołowie: Jacek Parol, Czesław Gałka, Prze­mysław Suski, Ewa Czartoryska, Kry­styna Jaźwińska, zaś narrację poda­je przez głośniki głos Krzysztofa Kol­bergera.

Podium z publicznością podąża za tłumem dzieci-krzyżowców, wśród któ­rych śpiewają pieśni krucjaty dzie­ci z chóru ZHP. Wiesław Olko skonstruował taką scenografię, że mamy wrażenie, iż uczestniczymy w zabawach naradach, odpoczynku, bój­kach dzieci, rozgrywających się w owych mansjonach "kieszeni" sceny. W pewnej chwili, w czasie spowiedzi Aleksego, podnosi się wielka żelazna kurtyna, odsłaniając płonącą widow­nię teatru! To płonie Bizancjum, skąd na siwym rumaku wypada galopem hrabia Ludwik trzymając w obję­ciach ocalonego z pogromu małego Aleksego, maleńkiego, nagiego chłop­czyka Grzesiński nie szczędzi nam drastycznych wrażeń, raz po raz spo­tykamy się z okrucieństwem, zawie­dziona nadzieją wstrząsającym dramatem.

Znakomitą kreację w roli mnicha-spowiednika stworzył Jerzy Artysz. Śpiewa, mówi, szepcze, krzyczy w tak prawdziwy, tak głęboko poruszający wyobraźnię sposób, że każde jego uka­zanie się w zakończeniu spowiedzi, w inicjacji rozmowy z dziećmi i wresz­cie w daremnym usiłowaniu powstrzy­mania krucjaty, stanowi pełen praw­dziwego wzruszenia epizod. Surowa powaga jego ruchów, na tle zrytmizowanych, związanych z rytmem mu­zyki i wystylizowanych przez Zofię Rudnicką działań dzieci, mówi o kon­traście dwóch świadomości, dwóch światów. Uczynków, sumienia i myśli mnicha, który już jest poza doświad­czeniami trudnego życia, i dzieci zdo­bywających to doświadczenie, łakną­cych urody życia, trudnej do zdobycia w nędznych łachmanach, w jakie ie przybrała Irena Biegańska, umieszcza­jąc wśród tej szarej, jednolitej masy dziecięcych krzyżowców jaskrawą, bo­gatą w barwy postać hrabiego Lud­wika, obraz dumy i okrucieństwa, obiekt pożądania i miłości, którego purpurowy płaszcz służy za posłanie miłosne błądzących kochanków.

Wielki spektakl, oszałamiający bo­gactwem pomysłów, symboli, mno­gością zdarzeń i zmieniających się jak w kalejdoskopie obrazów. Może w tej mnogości w tej próbie zbliżenia inscenizacji do nieprzerwanej fali narracji Andrzejewskiego, zamazuje się muzyczny sens dramatu, niemniej jest to widowisko wstrząsające do głębi, widowisko warte wielokrotnego obejrzenia... "I szli całą noc"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji