Artykuły

Na warszawskich scenach Seria komediowa (fragm.)

ZMĘCZENI tempem współczesnego życia i ciężarem codziennych obowiązków lubimy w teat­rze, filmie czy widowisku telewizyjnym szukać rozrywki i odprężenia. Normalne to i zrozumiałe. Już nieraz też na tych łamach domagaliśmy się od teatrów częstszego sięga­nia po repertuar komediowy, popierając ten postulat nie tylko żądaniami odbiorców, lecz również talentami aktor­skimi, w które nasze sceny są nad podziw bogate. I oto jak gdyby w odpowie­dzi teatry stołeczne dały ostatnio serię (jak te premiery chodzą stadami!) spektakli komediowych. Różni są ich autorzy i różny rodzaj humo­ru, ale gatunek sztuki w za­sadzie ten sam. Natomiast efekty zamierzeń bardzo roz­maite. Spostrzeżenie wspólne sformułować można ostro: widać wyraźnie, że teatry mają kłopoty przy inscenizowaniu komedii. Być może po prostu grają je zbyt rzadko. W efekcie najczęściej komedie się przerysowuje i popycha ku szarży, albo - chcąc wydobyć ich walory treściowe - gubi się po drodze ich humor i traci tempo. A że w naturze nie ma próżni, szybko wkrada się w te miejsca nuda. Niełatwo jest wystawić komedię dobrze, utrafić w jej styl i nie utracić jej wdzięku. We wspomnianej serii komediowych premier na pierwszym miejs­cu postawiłbym spektakl "Czarnej komedii" współczes­nego angielskiego autora Pe­ter Shaffera, na scenie Teat­ru Dramatycznego, w znakomitym tłumaczeniu Kazimie­rza Piotrowskiego. Przede wszystkim dlatego, że pozycja ta nie robi wrażenia przypadkowej, lecz umyślnie wybranej i zrealizowano ją naprawdę trafnie. Sztuka oparta jest na po­myśle bardzo prostym. Oto w pewnym mieszkaniu, w okre­ślonej wyjątkowej sytuacji gaśnie nagle światło. Zanim nadejdzie pomoc akcja roz­grywa się w ciemnościach. Zabawa zaś polega na tym, że sytuację wyjściową, czyli do zgaśnięcia światła, autor ka­że rozgrywać po ciemku, nato­miast od chwili awarii scena zostaje nagle oświetlona. W pełnym świetle oglądamy więc zachowania i perypetie ludzi, którzy niespodzianie znaleźli się w ciemności. Stąd cała seria przezabawnych ga­gów i pomyłek, które wcią­gają publiczność w tzw.szampańską zabawę. Pomysł znakomity, komizm sytuacji niebywały. Wdrapywanie się i spadanie po schodach po ciemku, krążenie po omacku między niewidzialnymi postaciami, wynoszenie mebli i przezabawne wynikające z tego perypetie - wszystko to utrzymane jest w znakomitym tempie - i ele­gancji. W dodatku jest to sztuka wstawiona do repertuaru wyraźnie z myślą o aktorze idealnym do tego typu zadań: o Wiesławie Gołasie, który w tej w gruncie rzeczy błahej przecież historii ma okazję do zademonstrowania swej znakomitej siły komicznej, sprawności fizycznej i prawdziwego scenicznego wdzięku. Wyreżyserował "Czarną komedię" Piotr Piaskowski, reżyser młody, niedawno de­biutujący. Zrobił to sprawnie, a niewielu mamy reżyserów tak rozumiejących ten gatu­nek dramatu. Na duże uzna­nie poza Wiesławem Gołasem w roli Brindsleya zasłużyli również pozostali wykonawcy: znakomita Ryszarda Hanin w roli starej panny, zmieniają­cej się z każdym wypitym (w ciemności!) kieliszkiem, ży­wiołowa Danuta Szaflarska (kochanka) i Janina Traczykówna (narzeczona Brind­sleya) oraz Wojciech Pokora, Czesław Kalinowski, Stani­sław Gawlik i Jarosław Skul­ski. Piękną oprawę scenogra­ficzną przygotowała Xymena Zaniewska-Chwedczuk. Sukces warszawskiego spektaklu "Czarnej komedii" nie powinien sugerować in­nym teatrom, jakoby klucz do powodzenia tej sztuki leżał wyłącznie w pomyśle autora. Sądzę, że spontaniczny śmiech, który towarzyszy spektaklowi, zawdzięczamy w dużej mierze teatrowi, który potrafił wykorzystać propo­zycję autora dla zainscenizowania nie tylko żywiołowej, ale i kulturalnej zabawy. Spektakl zyskałby na pewno na skasowaniu przerwy, jako że tempo w drugiej części wy­raźnie słabnie (podpowiadałabym także zrezygnowanie z błądzenia Czesława Kalinow­skiego po widowni). Ale że ta­ka miła zabawa nie zdarza się nam ostatnio często, wszystkich, którzy lubią się śmiać - namawiam do odwie­dzenia Teatru Dramatyczne­go.>>>

<<< Komedie są wyczekiwane i choćby dlatego wszystkie wy­mienione pozycje mogą liczyć na zainteresowanie publicz­ności. Ale nie wolno zapomi­nać o tym. że sztuka popular­na powinna być lekcją dobre­go smaku i wzorem napraw­dę kulturalnej zabawy. Nikt nie twierdzi, że jest to zada­nie proste i łatwe, ale na pewno warto dołożyć starań, by cel ten osiągnąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji