Artykuły

Oklaki – to my czy ci, co u naszych bram?

Grona gniewu Johna Steinbecka w reż. Pawła Wodzińskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Jarosław Reszka w „Expressie Bydgoskim”.

Nie kradli, ale bano się ich jak złodziei. Dbali jak mogli o higienę, lecz mówiono, że roznoszą choroby. Wierzyli w Boga i stosowali się do dziesięciorga przykazań, lecz widziano w nich wichrzycieli. Wreszcie więc stali się wichrzycielami. Kogo nam ci ludzie przypominają?

Na pustawej scenie kupka cegieł, łopata, pojemnik z piaskiem, przemysłowa dmuchawa, łopata. Za i przed tymi skromnymi rekwizytami dwa ekrany. Większy na tylnej ścianie sceny, mniejszy — wiszący na proscenium. Na pierwszym pojawiać się będą stare fotografie, pokazujące Oklahomę, potem Kalifornię z drugiej połowy lat trzydziestych ubiegłego wieku, a także encyklopedyczne wyjaśnienia historycznego kontekstu przedstawianych zdarzeń. Na drugim rejestrowane będą zbliżenia aktorów, rejestrowane na żywo, podczas spektaklu. Ot, taka namiastka teatru telewizji. Przypominająca, że pierwszą polską adaptacja Gron gniewu Johna Steinbecka był w 1957 r. spektakl wyreżyserowany przez Jerzego Gruzę właśnie dla Teatru Telewizji.

Prosto o trudnych rzeczach

Dmuchawa w przedstawieniu Pawła Wodzińskiego najpierw posłuży do wywołania burzy piaskowej — Dust Bowl, która przyczyniła się do ruiny farmerów w środkowych stanach USA. W drugim akcie z kolei wywoła powódź, która zniszczy zbiory w żyznej Kalifornii, dokąd pojechali rolnicy bankruci z Oklahomy czy Kansas. Z cegieł najpierw zbuduje się szkielet domu, by potem rozrzucić je, jak zostały rozrzucone przez buldożery, zacierające ślady po migrujących bankrutach.

Paweł Wodziński podszedł do powieści ze skrupulatnością naukowca. Wybrał z niej te fragmenty, które pokazują, że diagnoza kryzysów w kapitalizmie jest aktualna do dziś. Nie zmienia się też stosunek do jego głównych ofiar — najsłabiej chronionych pracowników najemnych, zwanych dziś prekariatem. Tych, których nie chroni umowa o pracę, związki zawodowe i kodeksy pracy. Takie były „Oklaki” — jak pogardliwie nazywano uciekinierów przed śmiercią głodową z Oklahomy, tacy są współcześni migranci zarobkowi i wielu tych, którzy na razie mają co robić i co jeść, ale żadnej pewności, że praca i płaca będzie na nich czekała za rok czy nawet miesiąc.

Aktorstwo na pstrym koniu pojechało

Wyobrażenie bohaterów Gron gniewu ukształtował świetny, oscarowy film Johna Forda z 1940 r. Przed oczami mam zwłaszcza dojrzewającego młodego gniewnego — Henry'ego Fonda w roli Toma Joada. Jego oblicza nie zatrze mi twarz Piotra Wawera jr., obsadzonego w tej roli przez Wodzińskiego. Jego kreacja pozostaje w cieniu Grzegorza Artmana jako byłego pastora Jima Caseya i Beaty Bandurskiej jako Mamy Joad. Na początku opowieści ciepłej i praktycznej, a pod jej koniec de facto przejmującej przywództwo w rodzinie.

Elektroniczne cuda, wykorzystywane w inscenizacji, mają swą cenę. Pałętający się nieustannie po scenie kamerzysta utrudnia przeniesienie się w wyobraźni do Oklahomy sprzed wojny. Encyklopedyczne notki zaś sprawiają, że widz czuje się niczym uczniak, który nie odrobił zadania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji